Pusta Willa Pośród Chmur

34 8 21
                                    

„Żyjemy pośród postaci, zdających się być miłymi i pomocnymi. Jednak wystarczy małe zagrożenie, by wszyscy cię porzucili. Nie bądź głupi, nie przekładaj ich dobra nad swoje życie."

—Mistrz Mrocznej Kultywacji—

Dzień w dzień szli przed siebie. Niedługo padnę i już nie wstanę, marudziła w myślach Sillon. Stopy ją paliły, a uda rwały. Ledwo pomyślała o zgięciu kolana, a jej nogi przeszywał okropny ból. Chociaż miała drewniane sandały, to nierówne podłoże i kłujące krzewy doprowadzały ją do szewskiej pasji. Nie miała już siły, nie była do tego przystosowana.

– Przerwa... – zarządziła, zatrzymując elfa. Natychmiast osunęła się po drzewie. Była pewna, że zaraz zapadnie w sen. Nie zatrzymali się od wczoraj, nie mówiąc o kąpieli. Nawet nie chciała sobie wyobrażać, jak wygląda jej twarz. – Jakim cudem nie wyglądasz na zmęczonego? – wydyszała, spoglądając na mężczyznę.

– Bo nie jestem – przyznał z łatwością, nie rozumiejąc, o co chodzi kobiecie.

– Zróbmy przerwę na śniadanie – błagała, słysząc nieznośne burczenie w brzuchu.

– Co to śniadanie?

– Bogowie – westchnęła, wstając. – Poszukaj czegokolwiek, co da się zjeść – poleciła, samemu się rozglądając po zaroślach.

Mimo długich poszukiwań wciąż nie mogli znaleźć ani jednej jadalnej rzeczy. W końcu wypatrzyli je - przepiękne owoce wyglądające niczym szkarłatne, słodko-kwaśne sfery pełne soków połączone ze sobą. Owoce zawieszone na krzewie wyglądały niczym rubiny wśród postrzępionych liści i cierni. Sillon w jednej chwili zrozumiała, że jest jeszcze bardziej głodna, niż wcześniej myślała. Rzuciła się na dzikie maliny jak zwierz.

Po krótkiej chwili jej usta i dłonie były szkarłatne, a brzuch bolał z przejedzenia.

– Mój brzuch – jęczała Sillon.

– Teraz już na pewno musimy zrobić przerwę – westchnął elf. Bezimienny podniósł dłoń, wskazując na coś za ścianą malin. – Korzystając z okazji, co to jest? Wygląda jak chmury.

– O czym ty... – zaczęła, zwracając się przez ramię. – Chwila, to wygląda jak, plantacja. O ptasia matko, to plantacja bawełny – wyszeptała elfka, ścierając ślady po uczcie.

– Skądś kojarzę tę nazwę, co to?

– Bawełna, to roślina, którą można przerobić na tkaninę. Powinieneś to wiedzieć, Pavitar Bhoomi, nasz naród jest znany z najlepszych tkanin – tłumaczyła, ledwo powstrzymując się od podniesienia głosu. – Produkujemy zarówno bawełnę, jedwab, jak i mniejsze ilości wełny. Tworzymy również wspaniałe barwniki i...

– Wydajesz się być z tego przesadnie dumna – zauważył elf.

– Oczywiście, każdy elf jest dumny ze swojej wspaniałej nacji. Jesteśmy najlepsi na całym angemorbis, zarówno w magii, jak i kulturze.

– Angemorbis, magia – powtarzał, próbując zrozumieć słowa.

– Angemorbis to nasz świat – pośpiesznie wytłumaczyła Sillon. – Otaczają go cztery święte granice. Góry Heilige Gebrige, które z trzech stron otaczają naszą ojczyznę i rozciągają się przez całą południową granicę świata. Forêt de Démons, zabójczy las na zachodzie. Helligjord, ziemię wiecznego monstrualnego mrozu. Dhoosar Kabristann, wschodnia mgła, która zawsze jest w jednym miejscu i nie wpuszcza nikogo, kto w nią wpłynie.

– Rozumiem, a co jest poza nimi?

– Koniec świata, nie teraz – urwała temat, nie wiedząc już co odpowiedzieć. – Musimy znaleźć posiadłość właścicieli plantacji. Jeśli mamy szczęście to plantacja klanu Teen Bhaag. Oni dosłownie brzydzą się klanem Vajra.

Blask NiepamięciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz