Cztery

111 8 0
                                    

- Wspaniale widzieć cię całego i zdrowego, Louis. Czy mógłbyś opowiedzieć mi co nieco o twoim zaburzeniu? - mówi doktor Cox / Anne. To pierwsza wizyta szatyna u lekarki od kiedy jego poprzedni lekarz wyjechał z kraju.

- Myślałem... myślałem, że doktor Archambault już pani o wszystkim powiedział - wydukał.

- Och, zrobił to, ale chciałabym poznać sytuację z twojego punktu widzenia.

- Uhm...okej. Nie czuję bólu, zakładam że pani o tym wie. I... i nie wiem, kiedy robię sobie krzywdę, dlatego przychodzę tu codziennie - żeby sprawdzić czy wszystko w porządku.

- Ja to wszystko wiem, Louis. Chodziło mi raczej o to, jak radzisz sobie emocjonalnie z taką przypadłością? Z czym zmagasz się w swojej głowie?

- Myślałem, że to rutynowa wizyta, a nie sesja terapeutyczna - odpowiada dosadnie.

- Och - wzdycha pokonana Anne - Dobrze, wrócę więc do pracy.

Kobieta przez kilka minut szuka jakiejś niesprawności niewidocznej na pierwszy rzut oka, sprawdza jego wyniki badań i zadaje mu podstawowe pytania, takie jak: co dziś robił.

Wchodzi na to, że Tomlinson zaciął się papierem na kciuku (najprawdopodobniej stroną z książki "Szukając Alaski",  jeśli ktoś byłby ciekawy) (ból po przecięciu nie jest najgorszym bólem związanym z tą powieścią, tak poza tym). Siniak na jego biodrze przybrał żółtą barwę. Doktor Cox - Louis nie ma pojęcia czy powinien zwracać się do niej w myślach po imieniu czy nazwisku - mówi, że powinien zniknąć w przeciągu dwóch dni.

Gdy dziewiętnastolatek wychodzi i zaczyna przemierzać korytarz, Harry już idzie u jego boku. Zielonooki chyba po prostu nie wie, jak zostawić starszego w spokoju.

- Jak było? - pyta Harry.

- Brzmisz jak moja matka.

- Twoja matka jest całkiem fajna.

- Chciałbyś - parska Louis, trącając bruneta ramieniem. 

Wychodzą z kliniki i kierują się do domu osiemnastolatka. Po minucie wspólnego przemierzania ulicy i cieszenia się pogodą, Harry zabiera głos:

- Kiedy zamierzasz mi powiedzieć, dlaczego musisz chodzić do lekarza codziennie?

- W ogóle nie zamierzam. Czemu nie spytasz swojej mamy?

- Wiesz, moja mama nie jest upoważniona do rozmowy ze mną na temat stanu zdrowia jej pacjentów.

Idą w ciszy, a Louis zastanawia się jak odpowiedzieć na pytanie jego nowego kolegi. 

- Tak w sumie, to dlaczego aż tak zależy ci na odpowiedzi? - mówi, stojąc przed domem wyższego.

- Nie chcę, żebyś czuł się niepewnie w moim towarzystwie. Tak, jakbyś nie mógł komukolwiek powiedzieć co ci dolega. 

Tomlinson nie odpowiada.

Wreszcie, po wejściu od budynku, szatyn idzie prosto do kuchni. Od kiedy Anne i Harry wprowadzili się do domu tydzień temu, kobieta kupiła mnóstwo jedzenia. Najlepsze jednak jest to, że nie robi jej różnicy, czy niebieskooki coś zje. Mama Louisa niekoniecznie kupuje dobre jedzenie, w większości przywozi ze sklepu batoniki musli czy przekąski owocowe. Z tego też powodu chłopak chwyta paczkę Doritos i odwiedza salon, w którym znajduje Harry'ego wiszącego głową w dół z sofy. 

- Cześć, Lou - wita go, a ten uśmiecha się pod nosem (być może z powodu głupiego wyglądu osiemnastolatka).

- Cześć.

- Mam pomysł, co moglibyśmy zrobić.

- Oświeć mnie, Sherlocku.

- Pomalować mój pokój! Mam już farbę. Jeśli nie chcesz pobrudzić swoich ubrań, możesz wziąć coś z mojej szafy.

Louis się nie kłóci, ponieważ wie że zielonooki i tak nie pozwoli mu zrezygnować z oferty.

Wchodzą po schodach na pierwsze piętro i po chwili znajdują się w pokoju, gdzie na środku postawione są puszki z farbą. Harry wychodzi na chwilę, a następnie wraca z ubraniami dla gościa, które ten zmienia, gdy osiemnastolatek zakrywa oczy i wcale nie podgląda.

- Są na mnie za duże - starszy dąsa się, gdy rękawy koszulki opadają mu na dłonie.

Próbuje je podwinąć, lecz materiał wciąż ześlizguje się z jego rąk. Brunet po prostu się uśmiecha; lubi gdy Lou nosi jego ciuchy (być może zbyt duże bluzy to jego słabość).

- Okej, więc ty mógłbyś zacząć malować tą ścianę, a ja zacząłbym tą - mówi, zerkając na niższego.

Odwraca się, aby podać Tomlinsonowi wałek, a następnie czuje na swoim nosie gęstą substancję. Wtedy szatyn zaczyna się śmiać, a Harry nic nie mówi, gdyż lubi ten dźwięk, który na pewno brzmi w taki sam sposób jak chichoczące bańki (oczywiście, gdyby bańki potrafiły chichotać). 

W odpowiedzi na atak, chłopak macza swoją dłoń w farbie i przykłada ją do policzka przyjaciela:

- To nie jest zimne?

- Oh, uch, tak - odpowiada Louis, nawet jeśli nie jest pewny, czy substancja powinna być zimna czy nie. Brunet przechyla głowę na lewo i unosi brwi, a gdy niebieskooki milczy, zwraca się twarzą do białej ściany, która ma przybrać zielony kolor. Kolor zielonej łąki, będąc dokładnym.

Po nieokreślonym czasie niższy staje się coraz bardziej znudzony, więc niespodziewanie rzuca się na młodszego i zaczyna go łaskotać. Styles upuszcza wałek i głośno nabiera powietrze.

- Louis! Przez ciebie mam teraz zieloną plamę na podłodze!

- To nic, czego to nie zdoła naprawić - oznajmia i w ułamku sekundy zgarnia z paneli całą farbę, aby następnie rozsmarować ją na czole Harry'ego.

- To nam zajmie bardzo dużo czasu - osiemnastolatek uśmiecha się, maczając palce w farbie i opryskując przyjaciela. 

------------------------------------

Jak wam mija dzień?

U mnie jest dobrze, chociaż naprawdę żałuję, że nie wykorzystałam tych wakacji lepiej :(( No cóż, czasu cofnąć nie mogę, ale jeśli w tłumaczeniu znajdziecie jakiś błąd, to chociaż w nim mogę coś poprawić :D

Możliwe, że w roku szkolnym rozdziały będą pojawiały się z niewielkim (bądź wielkim, w końcu to ja) opóźnieniem, za które już teraz serdecznie przepraszam :<

Czy uważacie, że Louis sprawiedliwie potraktował Anne, gdy kobieta zapytała się o jego zdrowie psychiczne?

Trzymajcie się cali i zdrowi,
Ania <3333



Bezbolesny ➵ Larry [tłumaczenie pl]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz