Część 1 (jeszcze bez szaleństw)

189 17 38
                                    

Nie łudź mnie, śmierci, że ściszy głębiną,
Że milkną w tobie harf-pieśniarek zwrotki.
Nie, ty nie jesteś tą cudną dziewczyną,
Co daje we śnie pocałunek słodki."

Śmierć, Safona

Ariadna była pijana. Chociaż jakby tak się zastanowić, to można uznać to za niedopowiedzenie. Kręciło jej się w głowie nawet wtedy, gdy siedziała, wszystkie dźwięki dochodziły do niej jak spod wody, obraz już dawno się rozmazał, a dźwięk który opuszczał jej usta brzmiał tak, jakby nie potrafiła się zdecydować, czy chce teraz płakać, czy się śmiać.

Ariadna była więc zalana w trupa i chyba cudem jeszcze nie zasnęła.

W takim stanie zastał ją Dionizos. Czuła się trochę głupio, bo uciekła z Pałacu Bogów bez żadnego wyjaśnienia, dokąd się udaje. Pewnie jej szukał. Trudno jej było powiedzieć, jaki ma humor. Mógł być zdenerwowany, zmartwiony lub rozbawiony, lecz ona nie potrafiła skupić wzroku na tyle, by zobaczyć jego twarz. Poznała go po ostrym zapachu mirtu.

Coś do niej mówił, chyba pytał, co się stało. Ariadna próbowała odpowiedzieć, ale niestety wyrwała się z tego trybu rozdwojenia jaźni i ostatecznie wybuchnęła płaczem. Alkohol podszedł jej do gardła, była pewna, że zaraz zwymiotuje, kiedy nagle uczucie odeszło, a upojenie powoli zmalało.

Do tej pory nie znaleźli się w sytuacji, żeby Dionizos musiał używać na niej swojej mocy. Sprowadzał na ludzi pijaństwo, ale potrafił również ich otrzeźwić. Proces ten był dosyć dziwny, jakby Ariadna właśnie wybudziła się ze snu. Zamrugała załzawionymi oczami i opadła z długim westchnięciem na oparcie kanapy. Wciąż była trochę wstawiona.

- Jak dobrze, że nic ci nie jest - westchnął Dionizos i usiadł obok niej. - Martwiliśmy się.

Księżniczka dopiero teraz dostrzegła opartego o framugę Hermesa. Znajdowali się w Księżycowym Dworze. Ariadna chwyciła za lejce rydwanu i bez namysłu poleciała w miejsce, do którego drogę znała najlepiej. Sypialnia ofiarowana jej przez Artemidę nie zmieniła się wcale, odkąd w niej rezydowała.

- Czuję się okropnie - mruknęła, opierając czoło o jego ramię.

Jego ciało było nienaturalnie napięte, choć stres powinien już go opuścić, skoro ją znalazł. Ariadna potrzebowała chwili, by zrozumieć, o co chodzi.

- Baliście się, że będę chciała zrobić sobie krzywdę? - spytała zawstydzona.

Nie powinna mieć im tego za złe. Jakby nie było, kiedyś ubrała ten sznur, a to, że do wieszania nie doszło, to inna sprawa.

- Wybiegłaś zalana łzami - odparł Hermes. - Nie było cię ani w waszym pałacu, ani w moim. Jesteś teraz boginią, ale...

- Ale wyglądałaś na zrozpaczoną - wszedł mu w słowo Dionizos. - Bogowie nie mogą popełnić samobójstwa, jednak ból odczuwają normalnie.

Zamilkli. Ariadna widziała, jak trybiki w głowie Hermesa się obracają, kiedy próbował ułożyć jakąś sensowną wypowiedź na temat życia, szczęścia i tak dalej. W porządku, Ariadna już to przechodziła przed i po ślubie z Dionizosem. Pracowała nad sobą tak długo, że jeszcze przed wstąpieniem na Olimp przekonała samą siebie, iż samobójstwo nie jest rozwiązaniem. Ba, nawet później to samo nagadała Zefirowi. Ciekawe, co się z nim działo...

- Pieprzyć ją - powiedział nagle Dionizos. - Pieprzyć Hebe - dodał głośniej. - Nie jest ciebie warta. Tępa suka, której zależy tylko na sławie!

Hermes już otworzył usta, by się wtrącić, lecz Ariadna nie dała mu okazji.

- Oczywiście, że tak! - zawołała. - Ona i Tezeusz powinni sobie podać ręce.

Kiedy niedoszły wisielec wypije za dużo...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz