chapter two(II);i draw beautiful things

248 37 68
                                    

— Kiedy postój?

— Niedługo, panie.

— Daleko jeszcze?

— Do Kioto czy do wioski, w której mamy się zatrzymać?

— To bez znaczenia.

— Jak to?

— A nie możemy zatrzymać się tutaj?

— Mój ojciec wyznaczył najbezpieczniejsze punkty spoczynku, panie. Tam będziemy się zatrzymywać na noc.

— Ale patrz na to niebo! Jest zbyt piękne, by chować się w jakiejś chacie! I do tego konie są już zmęczone. Zatrzymajmy się... — Rozejrzał się dookoła, a gdy ujrzał dwa drzewa trochę oddalone od pobliskiego lasu, wskazał na nie. — Tam!

— Nalegam... — Jisung uciszył go, a następnie delikatnie pogonił konia w kierunku drzew. Minho jedynie westchnął głęboko, lecz ruszył za młodszym.

— Patrz, tutaj możemy rozwiesić prześcieradła i nie będziemy musieli spać na ziemi! — Mówił entuzjastycznie, gdy Lee był już obok niego. Samuraj patrzył na niego z góry, stojąc za nim, a Jisung pokazywał dwa drzewa, między którymi chciał rozwiesić materiał.

— Jedno nad drugim? — Han odwrócił się z uśmiechem, który zszedł z jego twarzy, gdy doszło do niego, jak blisko stał Minho. Mężczyzna zdawał się tym zupełnie nie przejmować, a jedynie patrzył wyczekująco prosto w oczy szlachcica. Ten przełknął ślinę i z rumieńcem na twarzy kiwnął głową. — To nie będzie konieczne.

— Dlaczego?

— Jest zbyt niebezpiecznie, bym mógł usnąć, panie. — Jisung uniósł wysoko brwi. Nie sądził, że Minho wziął swoje zadanie aż tak poważnie.

— Nie mów mi, że nie będziesz spał całą noc — powiedział z niedowierzaniem. Dalej stali tak blisko, z tą różnicą, że Jisung odważnie patrzył Minho prosto w oczy.

— Muszę cię strzec, panie — oświadczył, a Jisung przewrócił oczami. — Nawet jeśli będzie mnie to kosztować brakiem snu.

— Przestań być taki poważny — jęknął, a Minho zmarszczył brwi. Wydawał się zupełnie nie rozumieć postawy wyżej urodzonego chłopaka. — Możemy wartować na zmianę. Na przykład... Co dwie godziny — zasugerował, na co Minho westchnął głęboko.

— Wybacz, panie, ale nie mogę na to pozwolić. — Odparł poważnie, a Jisunga przeszły dreszcze. W Lee Minho w istocie było coś mrocznego, ale Han nie miał pojęcia co. Może była ta cała otoczka samuraja, a może była to ta kamienna twarz i zimne spojrzenie, nie miał pojęcia. — Muszę mieć na ciebie oko cały czas, panie.

— Dobra — warknął Jisung, a następnie odwrócił się, by podejść do swojego konia. — Powinniśmy coś zjeść. — Powiedział, szukając w torbie jakiegoś pożywienia. Na swoje nieszczęście znalazł jedynie parę owoców i warzyw. Nie było mięsa czy ryżu.

— Z tego można ugotować niezbyt smaczny, ale pożywny bulion. — Jisung podskoczył w miejscu, słysząc głos Lee tak blisko swojego ucha. — Wybacz, panie, ale według planu mieliśmy dotrzeć do wioski, w której dostalibyśmy ciepły i smaczny posiłek oraz coś na drogę.

— Mamy mały garnek. Ugotuję ci najlepszą zupę, jaką kiedykolwiek jadłeś! — Krzyknął entuzjastycznie, po czym odwrócił się do samuraja z szerokim uśmiechem. Ponownie tamtego dnia jego twarz zarumieniła się, gdy zadzierał głowę, by spojrzeć na przystojną twarz wojownika, ale uśmiech wytrwał. — I nie musisz do mnie mówić panie. Wystarczy Jisung. Nie bądź taki sztywny. — Zaśmiał się, szturchając starszego w żebra. Ten nawet nie drgnął pod wpływem dosyć mocnego jak na Hana ciosu.

with the blooming of sakura||minsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz