Bajachna

930 55 11
                                    

                                                                          UWAGA!

Przed przeczytaniem tego rozdziału skonsultuj się z lekażem lub farmaceutą, ponieważ każdy rozdział tej książki może zagrażać twojemu życiu lub zdrowiu.

                            No chyba że dasz okejke. To wtedy nie ^^

Dawno, dawno temu. Przed kilkoma godzinami. Wysoki chłopak o niskim wzroście, szedł z sześcioletnią staruszką po łące pokrytej aswaltem. Był czwartek i jak na początek tygodnia przystało, chłopak szedł leżąc na ziemi w pozycji kucznej, podczas czołgania do sklepu chydrałlicznego po mąke. Lecz mieli tylko zielone pomarancze. Poszedł z nimi do wujka, z którym poszli samochodem, na roważe, na basen, pobiegać w górach na rękch z.  odważnikami. Po powrocie wchodzi wujek do windy a tam schody, naciska przycisk i wchodzi na górę. Czeka tam ubrany golas, na boso w butach z gaśnicą i zapytał czy niepujdą do kina na zakupy. Był wieczor. Około ósmej rano popołudniu, więc zaczeli pić kanapki i zagryzając wodą niegazowaną z gazem. Po niesytym posiłku, byli bardzo najedzeni, więc poszli jeść dalej, gdysz byli głodni. Po drodze spotkali małą dziewczynkę o dóżym wzroście z kwadratowymi trójkątami w kształcie koła na plecach, więc niezapytali jej cosię stało. A ona nieodpowiedziała im że dziadek ma zielone sandały. Wpadli w szok po zobaczeniu tej wiadomości i zaczeli krzyczeć z całych sił po cichu, żeby nieprzeszkadzać ludziom bo byli w bibiotece, na stadionie, gdzie odbywał się mecz bicia się kablami od telewizora. W którym uczestniczył wielki tłum liczący jedną osobę, która siedziała na drewnianym kamieniu zrobionym z aluminium opalając się w cieniu. W tym samym momęcie, trzy dnie puźniej nastał upalny mróz. Chłopak pobiegł nad jezioro gdzie nad brzegiem stały trzy łodki. Jedna cała, dróga pół, a trzeciej wcale niebyło. Wpełz na żensach do trzeciej i poleciał na bezludną wyspę gdzie była wioska węgierskich indiańców z północno połodniowej afryki. Wszedł na palme poślizgnoł się i zleciał z jabłoni na wieżbę przychodzi właściciel tej sosny i mowi, złaś z tej topoli bo to mój dąb. Chłopak zszedł pozbierał kokosy i poszedł na plac sprzedawać marchewki. Wtedy głuchy usłyszał, jak niemy mówi, że ślepy widział jak szczerbaty odgryza włosy łysemu, który biegnie razem ze sparaliżowanym. Więc pobiegł za nimi. Zakręcili prosto i się zgubili, ale wiedzac gdzie jest wrucił do domu i wysikał kupe i wyskoczył przez okno spać. Niechcacy kopnoł się w środkowe kolano, trzecią pachą. Spadł na dach tego budynku z którego wyskoczył godzine temu. Niewiedząc co robić zdecydowanie poszedł dalej tym że chodnikiem. Koiec bajachny.

Wtf?!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz