ROZDZIAŁ II
- Alohomora! - krzyknął Ron.
- Jasne. Bo to akurat zadziała. - Hermiona postukała w leżące przed nią pudełko. Zielone połyskujące wstęgi spłynęły z czubka jej różdżki, oplotły je, zmieniły kolor na czerwony, przeleciały przez dziurkę od klucza i zniknęły. To robiło wrażenie, ale pudełko dalej było zamknięte, tak samo jak to Rona. - To nie będzie proste. To jest wyzwanie, Ron.
- Tobie wcale nie idzie lepiej - wytknął jej.
Hermiona skrzywiła się i rzuciła kolejne zaklęcie. Harry przypuszczał, że próbowała rozwalić pudełko na kawałeczki. Ale to nie zadziałało. Reszta uczniów radziła sobie z równie marnym skutkiem. Każdy dostał małe, drewniane pudełko z wyrzeźbionym godłem Hogwartu i dokładnie wszystkie nadal były zamknięte. Flitwick siedział za swoim biurkiem i uśmiechał się szeroko. Obiecał, że w każdym pudełku jest nagroda, którą będą mogli zatrzymać, jeśli uda im się je otworzyć. Znając Flitwicka, były to pewnie słodycze. I prawo do dumy z bycia najlepszym w grupie, oczywiście.
- Nie rozumiem, czemu jest taki zadowolony. - Ron rzucił profesorowi spojrzenie spode łba. - Jeśli wykonałby swoją pracę prawidłowo, Harry nie naraziłby się wczoraj na śmiertelne niebezpieczeństwo.
- To niesprawiedliwe, Ron - stwierdziła Hermiona. - Sporo ludzi starało się naprawić zamek w te wakacje. Przegapili coś, to się zdarza.
Harry prychnął.
- Wczoraj tak nie uważałaś.
Hermiona zarumieniła się i rzuciła kolejne - nieskuteczne - zaklęcie na pudełko.
- Martwiłam się. To był dziwny dzień.
O tak.
Ron wyszczerzył się do niej.
- Byłaś niesamowita.
- Nie sądzę, żeby profesor McGonagall się z tym zgodziła - powiedziała Hermiona niepewnie, ale widać było, że jest zadowolona.
McGonagall pojawiła się wczoraj w skrzydle szpitalnym, kiedy Pomfrey zajmowała się obrażeniami Harry'ego. Hermiona naskoczyła na nią natychmiast, oświadczając, że przeoczono niektóre rzeczy i zamek nie jest bezpieczny. Najwidoczniej dawno temu schody w Hogwarcie zostały zaklęte tak, żeby przenosiły uczniów tam, gdzie chcieli dotrzeć. Jednak teraz okazało się, że to niebezpieczne i szybko zaczarowano je tak, by poruszały się tylko wtedy, kiedy nikogo na nich nie było.
- Wtedy, w maju, jedno z zaklęć musiało zostać anulowane. Czy nikt nie pomyślał, żeby to sprawdzić? Harry i Malfoy mogli zostać dzisiaj poważnie ranni. Albo gorzej.
McGonagall zacisnęła usta w cienką linię.
- Jeśli pani chce, panno Granger, wszyscy możecie spakować swoje rzeczy i opuścić Hogwart. Z radością zabezpieczę sama cały zamek i upewnię się, że nic nie zostało przeoczone. Spodziewam się, że będziecie mogli wrócić i czuć się tutaj zupełnie bezpiecznie... za jakiś rok czy dwa.
To zamknęło Hermionie usta. Wyglądała na tak nieszczęśliwą, że mina dyrektorki złagodniała.
- Szkoła została otwarta zbyt szybko. Zgadzam się z tym, panno Granger. Zgłoszę ten incydent radzie nadzorczej, a profesor Flitwick zabezpieczy schody. Wydaje mi się jednak, że... - McGonagall spojrzała na leżącego nieruchomo Tommy'ego Wrighta - ... krnąbrne czary są naszym najmniejszym zmartwieniem.
Harry zgodził się z tym stwierdzeniem. Stan Tommy'ego nie uległ zmianie. Chłopak żył, ale się nie budził. Pani Pomfrey przyznała, że nie odkryła jeszcze, jaka klątwa go trafiła i obawiała się, że jeśli jej się to nie uda, Tommy długo nie pożyje. Znalezienie osoby, która go przeklęła, bardzo by pomogło.
CZYTASZ
Na zawołanie // drarry
أدب الهواة!Praca nie należy do mnie! Tytuł oryginału: At Your Service Autor: Faithwood Tłumaczenie: Aevenien i Kaczalka Kategoria wiekowa: 18+ Link do polskiego tłumaczenia: http://drarry.pl/forum/viewtopic.php?f=8&t=850