Rozdział I "Amatorzy"

1K 66 6
                                    

Detektyw Max Power marzył pewnie by być takim wrzodem na dupie londyńskiego światka przestępczego za jaki się uważał. Z tym swoim cholernym kubkiem zimnej kawy i wygniecionym mundurem sprawiał wrażenie cholernego pracoholika, który wypatruje narkotyków sprzedawanych za rogiem. Dodając do tego wiecznie zmęczony wyraz twarzy i widoczne mimo młodego wieku zmarszczki, nieobeznanym jawił się obraz poważnego, szanowanego i godnego zaufania gliny.

Prawda jednak była zgoła inna.

Detektyw Power co piątek zachlewał się w barze blisko swojego domku, a potem wyruszał na milutki wieczór ze swoją kochanką. Lubił także dolać sobie do kawy odrobinę przezroczystego płynu z ukrywanej skrzętnie manierki. Palił jak smok, wypalał średnio półtora paczki dziennie, ponadto niedawno pojawił się u niego kaszel palacza.

To tylko część informacji, jakie Gregory zebrał w ledwie miesiąc obserwacji ulubionego funkcjonariusza.

Power chyba nigdy nie zauważył nawet, że jest śledzony. Do jego dupy jak pluskwa zawsze przylepiony był czyjś wzrok, ale on zdawał się nie zdawać sobie z tego sprawy. I była to chyba nawet lepsza dla niego sytuacja, bo chłopcy wysłani na obserwacje nie zawsze byli najmądrzejsi i nie raz czy dwa narobili już bałaganu. Gregory dalej pamiętał malutką dziewczynkę, która miała nieprzyjemność zdenerwować jego kolegów i której matka miala szansę wydać potem krocie na terapię, tylko dlatego, że w odpowiedniej chwili odciągnął Bongo i jego baseballa.

Dlatego śmieszyła go dumna mina Powera, kiedy siadał naprzeciwko niego w ciasnej i obskurnej sali przesłuchań. I słodkie oczka kadetki, która nie dalej jak wczoraj znajdowała się pod biurkiem swojego szefa, a teraz udawała niewiniątko. Wiedział jednak, że nie może dać się sprowokować zadowolonej mordzie detektywa, bo powtarzał się znany już od dawna w tej sali scenariusz – nic na niego nie mieli.

Gregory miał dwa talenty. Potrafił się skradać i zacierać ślady. Z obojga często korzystał.

W jego torbie nic nie znaleźli, w samochodzie mogli powąchać co najwyżej nową zapachową choinkę. Telefon resetował przed każdą akcją, a co kilka tygodni ogarniał nowy starter i numer dla służbowej komórki. Najważniejsze kontakty i tak miał w głowie, tak samo jak adresy i dane swoich współpracowników. Urządzenia zawodzą, umysł nie.

– Panie Montanha – zaczął powoli Power, drapiąc się po brodzie i teatralnie przeglądał notatki. – Po raz kolejny się spotykamy w tych niemiłych okolicznościach.

Gregory wygląd grzecznego chłopca opanował już w podstawówce, jednak teraz ostatkiem sił powstrzymał się przed przewróceniem oczami. Może w głowie funkcjonariusza brzmiało to cool, ale jego przekrwione oczy, rozlazły kołnierz i przepity głos nie ukazywały go jako osoby groźnej. Kadetka zamrugała rzęsami, a Montanha zaczął jej powoli współczuć. Jeśli tak wygląda podryw Detektywa, to musiała być bardzo spragniona awansu.

– Panie Power – zaczął cicho, delikatnie zniżając głos. Przymknął oczy starając się złapać myśli po kilkunastu godzinach bez snu. Przywołał na twarz niezręczny uśmieszek. – Po raz kolejny nie wiem co tu w ogóle robię.

Granie głupa było strategią krótkofalową i straciło swoją moc mniej więcej podczas trzeciego zatrzymania, kiedy okazało się, że w kieszeni bluzy zapodział jedną z plastikowych torebeczek. Nie wiedział jak Sonnemu udało się wtedy go wyciągnąć i wykreślić to z kartoteki, jednak pechowo - pan Power miał pamięć trwalszą niż jakieś tam kartki papieru. Mimo, że od zdarzenia minęło już kilka lat, to przy każdej możliwej okazji trzepie jego ubrania godzinami.

Kiedy szanowny detektyw przedstawiał mu jego prawa, Gregory zaczynał powoli marzyć o swojej ciepłej poduszce, łyku coli i nie śmierdzących potem ubraniach.

PRETENSE [morwin fanfiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz