Rozdział X

3 1 0
                                    


– Zrobione, jest panienka wolna – powiedziała młoda pomocnica krawca, chowając do kieszeni fartucha kilka dużych szpilek.

Josephine masowała obolałe ramiona. Pomyślała, że zdejmowanie miary mogłoby być konkurencją sportową. Mężczyźni nie mieliby na wygraną żadnych szans.

Ciocia Cecylia była dziś nieobecna duchem. Ciągle przebiegała myślami po wszystkich wymagających załatwienia sprawach, po raz setny dopinała je w głowie na ostatni guzik. Jednak w organizację wyjazdu angażowała również bratanicę, nie pozwalając jej schować się w swojej skorupce i czekać na wyprawę do Dover jak na dzień sądu. Nie na tym polegała samodzielność.

Choć Panna Caulfield starała się skupić – rozsądnie i z gorliwością dobierać wstążki, materiały i rękawiczki – to, podobnie jak ciotka, co chwilę odpływała myślami. Jej powód był jednak zgoła inny. Prócz niewyspania towarzyszyło jej dziwne uczucie podniecenia, które przyfrunęło bladym świtem, rozsiadło się na jej piersi i wczepiło pazurkami w serce, szarpiąc nim raz po raz na brzmienie męskiego głosu czy widok eleganckich fraków.

Josephine z roztargnieniem rozglądała się po ulicy, mając nadzieję na – jakże mało prawdopodobne – spotkanie z panem Fisherem. Nocne obrazy pozostawiły w niej uczucie niedosytu. Tłumaczyła sobie, że przede wszystkim szuka wyjaśnienia swojego niemożliwego zachowania. Dlaczego John tak ją intrygował? To prawda, że jeszcze nigdy nie spotkała tak uprzejmego, zabawnego i...

Panna Caulfield, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów, cmoknęła głośno w irytacji. Zwróciła tym uwagę ciotki, przez co na rogu ulicy obie omal nie zderzyły się z jakąś puszystą damą.

– Matylda! – ucieszyła się ciotka Cecylia. – Cóż za niezwykłe spotkanie!

– W rzeczy samej, omal was nie stratowałam – śmiała się pani Longman. – Co was sprowadza do Ipswich?

– Och, mamy to i owo do załatwienia przed wyjazdem Josephine.

Sędzina zdziwiła się.

– Josephine? Dokąd się, złotko, wybierasz?

– Moja babka od strony matki życzy sobie, abym odwiedziła ją w Dover w święta wielkanocne – odpowiedziała panna Caulfield bez entuzjazmu.

Pani Longman klasnęła w dłonie.

– No proszę, nic mi o tym nie wiadomo! Wspaniale, żeśmy się spotkały, bo John w tym czasie planuje odwiedzić rodziców.

Teraz z kolei ożywiła się ciocia Cecylia.

– Ach, słyszysz Josephine? Może uda się to wszystko tak zorganizować, żeby John pojechał z wami? Byłabym o was spokojniejsza.

– Koniecznie musimy to omówić! – zadowolona Pani Longman zaplotła ręce jak do modlitwy. – Dawno Was u mnie nie było, zapraszam na herbatę.

– Doskonale. Spodziewaj się nas więc jutro w południe, nie ma co zwlekać. – Wzrok ciotki Cecylii prześliznął się po wieży zegarowej. – A teraz wybacz mi najmocniej, moja droga, zostało nam jeszcze kilka spraw, a czasu coraz mniej – uśmiechnęła się przepraszająco.

– Dobrze, dobrze, nie trzymam was dłużej. Życzcie mi tylko powodzenia, aby udało mi się zatrzymać Johna w domu. Wiecznie dokądś pędzi – westchnęła pani Longman i szybko się pożegnała.

Dzień był piękny, powóz kołysał przyjemnie, a wiosenne promienie grzały policzki.

– Josephine, naciągnij głębiej czepek – skarciła bratanicę pani Cecylia. – Nie chcesz chyba w Dover wyglądać jak chłopka?

JosephineWhere stories live. Discover now