Telefon uparcie dzwonił, raz po raz przerywając nocną ciszę i Alec Lightwood-Bane, choćby nawet bardzo chciał, nie mógł go zignorować. Tym bardziej, że do jego uszu, poza irytującym dzwonkiem, doszedł także gniewny pomruk Magnusa. A to znaczyło tylko jedno. Jeszcze chwila i Czarownik spopieli mu telefon. Alec wiedział, że jego mąż był do tego zdolny, w końcu już raz się o tym przekonał. Odzyskiwanie utraconych zdjęć było koszmarem. Żeby tego uniknąć chwycił za telefon. Bardzo się zdziwił, kiedy zamiast zdjęcia Jace'a, zobaczył twarz Lily Cheng – szefowej wampirzego klanu z Nowego Jorku.
- Co się stało? – zapytał zamiast powitania, wyślizgując się z sypialni.
- Musisz natychmiast przyjść do hotelu! – Lily też nie bawiła się w uprzejmości.
Alec jęknął.
- Mówiłem ci, że dzisiaj mam wolne. – Starał się mówić cicho, żeby nie obudzić synów, to dopiero byłaby tragedia. Za doprowadzenie do której, Magnus zażądałby zadośćuczynienia. W postaci ciał kilku wampirów. – Jeśli to coś naprawdę pilnego zadzwoń do Jace'a.
Lily prychnęła i to tak głośno, że musiał, na moment, odsunąć telefon od ucha.
- To nie na nerwy złotego chłopca.
Alec znał Lily od lat i wiedział, że dziewczyna postrzegała świat nieco inaczej niż inni a mimo to poczuł lekkie ukłucie strachu. Co tam się stało? Z czym, nawet Jace, by sobie nie poradził?
- Potrzebuję cie Alec. – Teraz wampirzyca brzmiała, jak mała wystraszona dziewczynka, a strach Aleca zmienił się w przerażenie. – Proszę, przyjdź do Dumort...
Jeśli Lily o coś prosiła to sytuacja musiała być naprawdę poważna.
- Zaraz będę – obiecał i się rozłączył.
Zaczął szukać stroju bojowego. Znalazł go dopiero za kanapą, co musiało być sprawką chłopców. Zapamiętał, żeby przeprowadzić z nimi poważną rozmowę, na temat dotykania jego służbowych rzeczy. Nie chciał, żeby Max albo Rafael, niech Anioł broni, skaleczyli się o serafickie ostrze. Albo wymalowali mu wielką uśmiechniętą buzię, na klapie bojowej kurtki. Dobrze, że plakatówki łatwo dają się sprać.
Wkładał właśnie spodnie, gdy drzwi do ich sypialni się otworzyły i stanął w nich Magnus. Tylko ten konkretny Czarownik potrafił wyglądać przerażająco mając na sobie piżamę z Psim Patrolem (nową miłością ich synów).
- A ty, dokąd? – spytał opierając ręce na biodrach.
Alec poczuł, jak robi mu się gorąco. Uwielbiał męża w tej wersji: stanowczej, złej i dominującej. Pokręcił głową, żeby pozbyć się grzesznych myśli.
- Do hotelu Dumort – powiedział podchodząc do ukochanego. – Coś się stało i Lily prosiła mnie o pomoc.
Twarz Magnusa nieco złagodniała. On także wiedział, że Lily Cheng rzadko prosiła o cokolwiek.
- A Jace? – spytał i przyciągnął męża do siebie. – To twoja pierwsza wolna noc od dawna. – Pocałował skrawek skóry tuż za uchem, Alec jęknął. – Moglibyśmy wykorzystać ją inaczej. I sprawdzić nowe zaklęcie wyciszające w sypialni... - Sięgnął do paska Aleca, ale ten złapał go za nadgarstek.
- Lily mówi, że Jace nie da rady – powiedział przepraszającym tonem. Niczego bardziej nie pragnął, jak tylko wrócić z ukochanym do łóżka i spędzić resztę nocy na wymianie pocałunków. Oraz kilku innych rzeczach. – Muszę iść. – Pocałował trzymany nadgarstek. Tym razem to Magnus jęknął.
- Wiem – przyznał odgarniając jednocześnie niesforne kosmyki z czoła męża. – Jesteś typem osoby, która zawsze spieszy z pomocą. I kocham to w tobie. Ale obiecaj mi jedno.
CZYTASZ
Wątpliwości
FanfictionKiedy Alec Lightwood-Bane odbiera w środku nocy telefon nawet nie podejrzewa jak bardzo zmieni to życie jego i jego rodziny.