Szłam deszczową nocą przez ciemny las. Niebo było zachmurzone, nie mogłam nawet spojrzeć w gwiazdy...
Wiatr wył jak głodny wilk, czekający na ofiarę.
Lało jak z cebra, a ja nie miałam parasola ani kurtki przeciwdeszczowej.
To wszystko zaczęło się tak nagle...
Musiałam odpocząć, zająć myśli czymś innym...
Usłyszałam za sobą kroki -a może to po prostu odgłos spadających gałęzi-...
Ktoś stawiał je coraz głośniej i częściej.
Zaczęłam biec. Dyszałam ze zmęczenia.
Moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Upadłam — chyba.
Nie widziałam gdzie. Jednego byłam pewna, wszędzie było mokro. Zastanawiałam się tylko czy to przez deszcz, czy przez krew. Nie miałam jak tego sprawdzić. Zanurzyłam się w ciemności...
Podniosłam się. Poczułam krew sączącą się z mojej nogi. Próbowałam ją zatamować. Nie udawało się. Nie mogłam wyczuć rany.
Znów trafiłam na leśną drogę. Tym razem czułam wodę w butach.
Czekałam, aż ulewa się skończy. Miałam tego wszystkiego dosyć.
Nie słyszałam już kroków, ale wycie wilka...
Zauważyłam światła samochodu w oddali czy to oznaczało ratunek, czy poważne kłopoty?
Musiałam sprawdzić i się przekonać...
Nie było trudno odnaleźć pojazd.
Trudniej było do niego wsiąść.
Ktoś zostawił go na chodzie, ale z zamkniętymi na klucz drzwiami...
O cholera! Przypomniało mi się, że przecież sama nim przyjechałam i na pewno nie zostawiłam go na chodzie...
— Szukasz guza? - usłyszałam ochrypły głos z daleka.
Bałam się odwrócić. Moje ciało drżało ze strachu. Zaczęłam w pośpiechu szukać kluczyków. Nie było ich w kieszeniach...
Podeszłam do drzwi pasażera.
Były otwarte...
Jak zwykle zapomniałam, że zamek z tamtej strony nie działa.
Wsiadłam do samochodu.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi. Poczułam nieprzyjemny ucisk klatce piersiowej... odnalazłam tam zgubione klucze, miałam je w staniku. Odjechałam, nawet nie spoglądając za siebie...
Starałam się jechać jak najszybciej. Nagle pojawiła mi się informacja, że brakuje paliwa.
Próbowałam przez jakiś czas jechać na oparach. Coraz bardziej się bałam.
Nie sądziłam, że moja przygoda w lesie tak się skończy...
Chciałam tylko odpocząć od codziennego życia, zmartwień, utrapień...
Nie chciałam tak skończyć.
Sama w lesie, prawdopodobnie jako pożywienie dla dzikich zwierząt. Rozkładające się niezidentyfikowane zwłoki w burym lesie.
Myślałam, że gorzej być nie może, ale zauważyłam, jak stado małych dzików przebiega mi przez drogę. Za nimi biegła matka, widać, że była agresywna.
Coś musiało się jej stać...
Wolałam nie wchodzić im w drogę. Mogły być niebezpieczne, ale nie mogłam zostać na tej drodze...
Jechałam dalej. Starałam się panować nad emocjami. Wychodziło mi to bardzo dobrze do czasu...
— Zrobiłam duży postęp i skończyłam relacje z konikiem na biegunach.—
Nagle ni stąd, ni zowąd moim oczom ukazał się dziwny mężczyzna, który po chwili rozpłynął się jak kamfora.
Po mojej prawej wił się długi mur... Mur, który zwiastował jedno, wielkie kłopoty i – co gorsza – duchy.
Słyszałam wiele historii o nawiedzonym pałacu w środku lasu.
Nigdy nie przypuszczałam, że kiedyś ujrzę go na własne oczy...
Kiedyś ludzie opowiadali, że pewne bogate małżeństwo osiadło się na starość w pięknym pałacyku (rezydencji) z ogromnym ogródkiem. Posiadłość była odgrodzona od świata.
Krążyły pogłoski, że para miała poważne problemy, ale jakie, nigdy nie było wiadomo. - Zawsze chodziło albo o dziwny wygląd, albo o kanibalizm lub pieniądze. -
Pewnego słonecznego dnia grupka młodych ludzi chciała sprawdzić co tak naprawdę dzieje się w domu, ale słuch o nich zaginął.
Jedni mówią, że ich zjedli, a jeszcze inni, że to przez klątwę nawiedzonego zamczyska. Kto choć raz przekroczy próg zamku, już nigdy z niego nie wyjdzie.
Słyszałam plotki, że do tej pory słychać ich skowyt w okolicach bramy...Nikomu nigdy nie udało się wejść do niego... z własnej woli.
Dziwne brama była otwarta na oścież.
Nie tak to sobie wyobrażałam...
Mój samochód zgasł, a ja nie miałam innego wyboru jak spytać kogoś o pomoc...
Usłyszałam przerażające jęki, jakby kogoś tam mordowali...
Nie miałam sił. Ledwo szłam. Miałam mroczki przed oczami. Starałam się odnaleźć bramę.
W moim samochodzie przestały działać światła...
A mi coraz bardziej kręciło się w głowie.
Uderzyłam w coś metalowego i twardego. Czułam utratę panowania nad własnym ciałem. Robiło się słabe. Dopadała mnie bezsilność. Upadłam...
Obudziły mnie dźwięki wydobywające się z lasu. Nie wiedziałam, ile czasu mi zostało. Ledwo się podniosłam.
Miałam nadzieję, że znów nie zaczęłam krwawić.Poruszałam się jak zombie.
Z trudem odnalazłam po omacku bramę, niemal wybiłam sobie przy tym bark i nadziałam swoje oczy...
Pomyślałam, że nie zostawię mojego grata za bramą, ostatkiem sił wepchnęłam go w mury zamczyska.Na szczęście nie musiałam trudzić się z zamknięciem jej, sama się za mną zamknęła. Powłóczyłam jeszcze chwilę po dworze. Kiedy znów padłam bez czucia...
----------------------------------------------------------
Cr gif @rainstormpics tumblr
Kiedyś tam wrzucę drugi rozdział.
Mam nadzieję, że się podoba.
CZYTASZ
The haunted castle [wolno pisane] // +18
Truyện NgắnPo powrocie z leśnego spaceru Florence trafia do nawiedzonego zamku, z którego nik nigdy nie wrócił...