Otworzyłem oczy, gdy usłyszałem płacz. W ludzkiej naturze leżała pomoc komuś, kto płakał, i chciałem to zrobić, ale obudziłem się bardziej zdezorientowany niż pomocny. Cały pokój był jasny, musiałem więc zmrużyć oczy. Czułem się, jakbym właśnie wyszedł z jaskini Platona. Zdałem sobie sprawę z kroplówki w moim ramieniu i plastikowej maski zakrywającej mój nos i usta. Czułem drapanie z gardle. Moja klatka piersiowa zawibrowała od słabego kaszlu. Usłyszałem, jak ktoś obok mnie się porusza.
Gdy już byłem w stanie dostrzec, co się wokół mnie dzieje, najpierw zobaczyłem jego. Jego oczy były przekrwione od braku snu i płaczu. Jego twarz wyglądała na bledszą, a włosy na bardziej przetłuszczone. Chciałem z nim porozmawiać. Chciałem się upewnić, że wszystko z nim w porządku, ale położył swoją dłoń na mojej, jakby chciał mi przekazać, że mam nic nie mówić.
- Jesteś w szpitalu, Boo. - No co ty, Harry. - Nawdychałeś się zbyt wiele dymu. Policjant pojawi się później, by wypytać cię o szczegóły tego, co się stało. Później zabiorą cię na usg klatki piersiowej, żeby upewnić się, że nie doznałeś żadnych stałych obrażeń. Jutro będziesz mógł wyjść, gdy tylko zadecydują, że twój stan jest stabilny.
Skinąłem głową, żeby wiedział, że przyjąłem wszystkie te informacje, nawet jeśli byłem nieco oszołomiony.
Harry pociągnął nosem i zaśmiał się smutno.
- Przestraszyłeś mnie. Dostałem telefon od Zayna. To on cię znalazł. Zemdlałeś od nadmiaru dymu i wyglądałeś na takiego małego w tym wielkim łóżku. Byłem taki przerażony. Czytałem, że niektórzy zapadali w śpiączkę po zatruciu dymem. Nie wiem, co bym zrobił, gdybyś nigdy się nie obudził.
Moje oczy wypełniły się łzami na to wyznanie. Wciąż wydawało mi się dziwne, że tak bardzo wpływałem na innych, ale to nie powstrzymywało mnie przed przyciągnięciem dłoni Harry'ego bliżej. Zrozumiał, co chciałem mu powiedzieć bez wypowiadania słów, przesunąłem się więc na łóżku. Wsunął się i położył obok mnie. Objął mnie ramionami i czule pocałował mnie w czoło.
- To wszystko moja wina - kontynuował po chwili Harry. - To przeze mnie postawiłeś się jej w tamtym momencie. Nie zdawałem sobie sprawy, że jest taka szalona.
Ułożyłem dłoń na twarzy Harry'ego i zmusiłem go, by na mnie spojrzał. Pokręciłem głową. Próbowałem mu powiedzieć, że to nie jego wina. I tak miałem jej wkrótce powiedzieć. To robiło się dla mnie zbyt ciężkie.
- W porządku, ale porozmawiamy o tym później. Potrzebujesz teraz jak najwięcej tlenu, zatrzymaj więc tę maskę. Ja pójdę znaleźć lekarza i powiem mu, że się obudziłeś. - Pokręciłem głową. Owinąłem dłońmi jego ramię i przytrzymałem go. - Chcesz, żebym został? - Skinąłem głową. - W porządku, zostanę. Spróbuj z powrotem zasnąć, Boo.
Harry nie musiał mi tego powtarzać. Nawet krótka, jednostronna rozmowa przyprawiała mnie o senność. Zignorowałem ból, który czułem w całym ciele od oparzeń i zatrucia dymem. Skupiałem się na dźwięku mojego serca dochodzącym z monitora i na oddechu Harry'ego, gdy odpływałem w sen.
🏳️🌈🏳️🌈
Kiedy znów się obudziłem, wysłano mnie na szybki skan klatki piersiowej, który wyszedł negatywnie. Powiedziano mi, że nie będzie żadnych długotrwałych efektów po zatruciu dymem, za wyjątkiem może czasowego kaszlu i duszności. Odpowiedziałem na tak wiele pytań, na ile mogłem, na temat incydentu z Eleanor. Harry nie opuścił mojego boku przez cały czas, gdy opowiadałem tę szaloną historię. Policja w końcu wyszła, a ja założyłem, że prawdopodobnie aresztują Eleanor, ale byłem zbyt zmęczony, by zapytać.
Pielęgniarka zmusiła Harry'ego, by wstał z mojego łóżka, przyciągnął więc plastikowe krzesło i usiadł obok. Pozwolono mi ściągnąć maskę, mogłem więc chociaż z nim porozmawiać.
- To nie twoja wina - odpowiedziałem. Mój głos był bardziej zachrypnięty niż zazwyczaj. - I tak miałem jej powiedzieć.
- Nie jest mi przez to ani trochę mniej przykro - odpowiedział ze smutnym uśmiechem Harry. - Po prostu cieszę się, że nic ci nie jest.
- Patrzcie, kto się obudził!
Uniosłem wzrok i zobaczyłem mojego najlepszego przyjaciela wchodzącego do pokoju. Przyciągnąłem Zayna do ciasnego uścisku. Zignorowałem jego zaczerwienione oczy. Najwyraźniej wszyscy z tego powodu płakali. Niall i Liam podążyli za nim. Obaj uścisnęli mnie krótko. Zwykle radosny duch Nialla zniknął, gdy na mnie spoglądał.
- Tak się cieszę, że nic ci nie jest - powiedział cicho Niall. - Przestraszyłeś nas, Louis.
- Wszyscy myśleliśmy, że nie żyjesz - dodał Liam. Nawet nie spoglądał mi w oczy. Odwróciłem się do Zayna. Przypuszczałem, że to jego kolej, by dodać jakiś ckliwy komentarz.
- Macie coś przeciwko temu, żebym porozmawiał z Louisem sam? - zapytał cicho Zayn. Niall i Liam skinęli głowami ze zrozumieniem. Harry ścisnął moją dłoń, zanim wyszedł za pozostałymi z pokoju. Wszyscy rozumieli, jak blisko byliśmy z Zaynem. Wiedzieli, że to prywatny moment.
Wiedziałem też, że Zayn nie lubił płakać przed innymi ludźmi.
- Ledwie oddychałeś, gdy cię znalazłem. Dym był wszędzie. Wyciągnąłem cię stamtąd najszybciej, jak mogłem - wspominał uroczyście Zayn. Widziałem łzy formujące się w jego oczach. - Myślałem, że jesteś martwy, Lou. Myślałem, że nigdy nie zobaczę już twoich niebieskich oczy. Myślałem, że nigdy już nie usłyszę twojego śmiechu. Nigdy nie zobaczyłbym żadnego twojego nowego dzieła. Zawsze mówiłem ci, że jesteś moim ulubionym artystą.
Zayn stracił kontrolę. Znów wpadł w moje ramiona, a łzy spływały po jego policzkach. Mocno owinąłem go ramionami. Myśl o tym, że mielibyśmy stracić się nawzajem, przerażała nas obu, ale nigdy nie okazywaliśmy sobie tego tak otwarcie. Aż do teraz.
- Nie straciłeś mnie, Z.
- Prawie. Prawie cię straciłem...
CZYTASZ
Pride l.s. [Tłumaczenie]
FanfictionLouis Tomlinson bardzo starał się nie być prawdziwym sobą. Przez lata pracował, by nie być osobą, której ludzie nie akceptują. Jednak wysoki chłopak z zielonymi oczami powoli burzy ściany, które wokół siebie zbudował. Dodaj Louisa, Harry'ego Stylesa...