Wydarzenia związanie z porwaniem Carbo, Kuia i Heidi wywarły na nim wielki wpływ. Poczuł się samotny – ktoś z jego grupy naciskał na niego, a on sam nie wiedział, co zrobić. Początkowo nie chciał brać winy na siebie. Widział, że nie miał dużego wyboru i pokierował się swoimi korzyściami, ale gdy zobaczył rozczarowaną twarz Kuia, naprawdę poczuł się obrzydliwie. W przeszłości miał problemy z własną psychiką. Często myślano, że jest bezdusznym psychopatą, gdy tak naprawdę płakał każdej nocy. Minęło już trochę czasu i myślał, że to już dawno przeszło, ale gdy osoby, na których najbardziej mu zależało, patrzyły na niego jak na potwora, nie do końca miał pewność, czy nie strzeli do siebie.
Gdy dowiedział się, że za wszystkim stał Dia i San, załamał się. Były to osoby, którym po części ufał, a wiadomość ot tym, że to właśnie oni zmusili go do trudnych wyborów, sprawiała, że chciał się zabić. Ciemne myśli zaczęły mu krążyć po głowie, a gdy wszystko zaczęło się sypać, całkowicie zamknął się w sobie. Pod wpływem problemów, jakie napływały na grupę, nikt nie zauważył, że ich dotychczasowy wesoły i mocno pojebany Erwin zaczął unikać banków, kasyn, a jeżdżenie autem stało się bardziej niebezpieczne nich dotychczas.
Pierwsza lampka zapaliła się Montanhie. Nie mieli już ze sobą takiego kontaktu – przestali się do siebie odzywać po ciężkich słowach Erwina, więc telefon od pastora zaskoczył policjanta. Początkowo nie chciał odbierać, lecz gdy przypomniał sobie, że ten mówił mu wiele rzeczy, ostatecznie odebrał.
- Halo? Z tej strony Gregory Montanha.
- Grzesiu? To dobrze, zapamiętałem twój numer. Chciałem... chciałem cię przeprosić. Kurwa, wtedy w celi. Wiesz, poniosło mnie. Nie miałem tego na myśli, tak naprawdę nie żałuję, że cię poznałem. Wprowadziłeś do mojego życia – tutaj przerwał, a w słuchawce policjant mógł usłyszeć pociąganie nosem. – Kurwa, przepraszam. Wprowadziłeś do mojego życia dużo ciekawych chwil i nie chciałby ich zapomnieć. Szczerze, żałuje tylko tych pierdolonych kulek w twoją stronę, ale nic już nie poradzę, prawda? Nie wiem czy chcesz ze mną rozmawiać, ja pierdole, nie wiem nawet czy ci nie przeszkadzam. Chciałem tylko – przerwał i wziął głęboki oddech – powiedzieć, że jesteś dla mnie ważny i... kocham cię. Jak brata. Nie jestem przecież gejem, prawda?
Montanha chciał coś odpowiedzieć, ale Erwin się rozłączył. Spróbował nawet oddzwonić, ale karta okazała się nieaktywna. Przeklął i oparł się wygodniej na siedzeniu w aucie. Na moment zapomniał, że Capela siedzi obok niego i prawdopodobnie słyszał całą rozmowę.
- Rozumiem, że mam nie pytać?
Gregory tylko pokiwał głową.
Erwin zadzwonił jeszcze do kilku osób. Każdemu po kolei mówił, że go kocha i nie wnosił niczego do rozmowy, co mogłoby dać jakiś znak. Jego ekipa, przyzwyczajona do takich słów ze strony pastora, całkowicie olała, że Erwin za każdym razem płakał.
Druga lampka zapaliła się Laborantowi. Czasami dzwonił do Erwina, aby wymienić się brudną kasą, ale ten nigdy nie godził się na to. Zdziwił się, więc, gdy podszedł do auta, które okazało się być otwarte. Na początku myślał, że zapomniał je zamknąć, ale gdy zauważył kopertę na siedzeniu, lekko się zdenerwował. Delikatnie podniósł kawałek papieru i otworzył go. Ze zdziwieniem stwierdził, że była w niej ogromna gotówka i list, który szybko wyjął.
CZYTASZ
finis initium
FanfictionMartwi muszą być martwi, a śmierci nie da się oszukać. Ktoś musiał zginąć solo erwin knuckles