xvi. ostatnia sekunda

922 67 14
                                        

          Za każdym razem powtarzała sobie, że więcej nie tknie już alkoholu. Że kilka godzin błogiej beztroski nie jest warte umierania przez kolejne dwa dni. Że nie będzie ogłupiać swojego organizmu, wlewając w siebie kolejne kieliszki wódki czy wina. 

          I za każdym razem uświadamiała sobie, dlaczego żyła z tym a nie innym przekonaniem.

          Riley dociskała poduszkę do swojej głowy, chcąc choć w minimalnym stopniu zmniejszyć dudnienie i ból, z jakim się obudziła. Czuła się tak, jakby ktoś dosłownie uderzał jej młotkiem w głowę. Każdy najmniejszy dźwięk odbierała o wiele głośniej niż zwykle, a każdy najmniejszy ruch powodował w jej ciele bolesny skurcz. 

          Po co jej to było?

          Zeszły wieczór był dla niej zagadką. Książką z powyrywanymi stronami. Pamiętała ucztowanie na stołówce i zbyt dużą jak na nią ilość lampek wina. Później gorący prysznic... mimowolnie poruszyła się, na myśl o otrzeźwieniu się tym razem lodowatą wodą. Następnie podsłuchana rozmowa Johna z Emily, a później hektolitry wylanych łez przy butelce wina... 

          To by wyjaśniało, dlaczego ledwo mogła patrzeć na oczy. Ale jakim sposobem znalazła się z powrotem w pokoju? Wróciła sama? A może John ją znalazł i przeniósł?

          Właśnie, John. Coś zakuło jej serce, gdy dłużej pomyślała nad słowami, które wczoraj usłyszała. Z jednej strony chciała z nim konfrontacji w tej sprawie, gdyż czuła, że tę kwestię powinni przedyskutować. Tak na dobrą sprawę nie rozmawiali o Maxie ani jego śmierci nawet raz. Być może oboje za bardzo bali się rozpoczęcia tematu, z obawy przed rozdrapaniem starych ran.

          Ran, które sądząc po wczorajszej nocy, wciąż się nie zagoiły.

          W pewnym sensie Riley jednak obawiała się spotkania z przyjacielem. Nie wiedział jeszcze, że ona wie. Że usłyszała coś, czego słyszeć nie powinna. Jak miała zareagować? Zachowywać się normalnie, jak gdyby nigdy nic? 

          Westchnęła ciężko i zdecydowała, że prędzej czy później będzie musiała przecież wyjść z tego pokoju. Nie było sensu w uciekaniu przed tą rozmową, choć John nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że miała w ogóle mieć miejsce. 

          Riley podniosła się z trudem z kanapy, a koc którym była przykryta zsunął się na podłogę. Kobieta skrzywiła się, czując pulsujący ból w głowie, a także nieprzyjemne bulgotanie w żołądku. Wykonała jeden krok w stronę łazienki, a zawartością jej brzucha wstrząsnęło.

          Zerwała się do biegu, zasłaniając usta dłonią i upadła przy klozecie. Wypluła z siebie wszelkie błędy zeszłej nocy, opróżniając żołądek ze wszystkiego co w nim było. 

          Nie tknę już więcej alkoholu, pomyślała smętnie, wymiotując jak kot. 

*   *   *   *   * 

          Riley wstała jako ostatnia, a przynajmniej tak jej się zdawało, gdy zwlokła swoje zwłoki do stołówki po wzięciu zimnego prysznica. Pomógł jej trochę dojść do siebie, ale wciąż czuła się jakby miała lada chwila umrzeć. Potarła zmęczoną, spuchniętą płakania przez pół nocy twarz i opadła bezwiednie na puste krzesło obok Johna. Mężczyzna uśmiechnął się do niej szeroko. 

          — Śpiąca królewna wreszcie wstała — zakomunikował ze śmiechem, podając jej szklankę z wodą. Bez słowa przyjęła naczynie i zerknęła na swoją dłoń, w którą John wcisnął jakieś tabletki. — Jak się czujemy? 

𝐅𝐈𝐑𝐄𝐒𝐓𝐀𝐑𝐓𝐄𝐑━━ᴅᴀʀʏʟ ᴅɪxᴏɴOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz