Nowa JA

10 0 0
                                    

Siedzę na kuchennym blacie w zawsze pustym mieszkaniu. Całe życie jestem sama. Z rodzicami mijam się tylko w drzwiach. Ja nic nie wiem o nich, a i oni nie wiedzą o mnie za wiele. Jedyny wspólny temat, gdy uda nam się spędzić choćby 5 minut, to temat szkoły. Lecz i ta rozmowa jest nijaka, bo w szkole jest tak samo nudno i bez zmian. Bo co może się dziać gdy jest się wzorową uczennicą.
A no dzieje się. Ostatnimi czasy zaczęłam się buntować i grożono mi nawet wezwaniem rodziców do szkoły, ale nie zrobią tego. A nawet jeśli, to oni i tak się nie zjawią. Mają zbyt napięty grafik, by przejmować się takimi "błahostkami". Myślę, że mogę zamordować człowieka, czy wpaść pod samochód a  oni nie bardzo się tym przejmą. Ba, nie znaleźli by czasu, by się zainteresować tym co się dzieje wokół ich córki.
"Depresja to stan, który pojawia się niespostrzeżenie. Człowiek powoli traci poczucie sensu, staje się bierny, nie wykazuje ochoty na żadną aktywność i jedyne, czego pragnie to samotność. Człowiek ma poczucie niezrozumienia przez bliskich, wszystko, co do tej pory przynosiło nam radość, jest dla nas obojętne" - oto deficyt prosto z googla.
Jak przekłada się to na moje życie? Prawdopodobnie straciłam sens życia. Moim zdaniem to chwilowe. Pogubiłam się, straciłam wiarę w siebie oraz straciłam miłość kogoś, kto prawdopodobnie jako jedyny angażował się w moje życie w 100% i bezinteresownie.
Większość ludzi zauważa mnie, gdy czegoś ode mnie chce. Potrzeba pomocy, albo wyrzeczenia się mną jest zaspokajana przeze mnie na każdym kroku. Jestem już tak w zaawansowanym stadium swojej "choroby" - nie potrafię odmawiać. Nie umiem i tyle. Powiecie że to głupota, ale ja tak mam. Jestem dobra i nie potrafię przejść obojętnie. Niestety inni wykorzystują to nagminnie.
Wracając do definicji depresji. Straciłam sens życia w momencie gdy odebrano mi dusze. Na początku cierpiałam, wylewając litry łez, zamykają się powoli w sobie. Samotność wydawała się lepsza niż patrzenie na szczęście innych. Radość na twarzach innych ludzi i ich beztroskie podejście do życia zaczęło mnie irytować. W pewnym momencie miałam dość i każdy przejaw pozytywnych emocji u kogoś wzbudzała we mnie gniew i to tak silny że musiałam uciec, odsunąć się od źródła moich negatywnych emocji jak najdalej byłam w stanie.
Koniec końców udało mi się zdusić swoje emocje i zaczął się etap wegetacji. Funkcjonujesz ale nie jesteś sobą. Zaczynasz się zmieniać. Ty nie zauważasz w sobie zmian, ale inny widzą je gołym okiem. Już nie jesteś tą samą osobą. Ja się taka stałam. Stałam się najgorsza wersja siebie... Stałam się potworem.
Widziałam wokół siebie tyle smutku w ciągu całego życia. Zawsze byłam tą która pociesza i odciąga od złych myśli. Dziś to ja potrzebuje kogoś takiego, ale nikt nie jest zainteresowany biedna dziewczynką, która cofnęła się mentalnie do wieku dziecięcego. Pragnie być malutka bezbronną dziewczynka, którą ktoś pokocha że wszystkimi emocjami, zmartwienia mi i problemami, zaakceptuje taki stan rzeczy jaki jest i nie będzie się bała tego bagaża jaki dźwigam ta mała istotka. Ona chce tylko, żeby ktoś ja pokochał taką jaką jest.
Myślałam że to nie jest tak wiele. W końcu nie wymagam cudów. To jest najprostsze czego można oczekiwać od drugiej osoby. Ale mimo wszystko okazuje się być to zbyt wielką prośbą. Zbyt dużo oczekuje.
Siedzę na  tym blacie bo nie mam co robić. Wszystkie seriale na netflixie są nudne jak flaki z olejem. Nie mam niczego do nauki. Siedzę pijąc kawę i zastanawiam się co w moim życiu poszło nie tak. Moja wiara w Boga już dawno upadła róż trzaskując się na miliony kawałeczków. To wszystko co mnie spotkało do tej pory nie sprawiło, że poczułam się lepiej. Za każdym razem dostaje po plecach za karę za coś czego nie zrobiłam. Albo po prostu nie wiem co zrobiłam, bo nie jestem do końca świadoma tego co przewiniłam. Jednakże to właśnie te wydarzenia spowodowały że straciłam wiarę w Najwyższego Stwórcę jakim jest Jezus. Mam do niego żal, że mnie zostawił. Obwiniam go za każde zło jakie mnie spotkało.
Dziś kolejny raz analizuje wszystko od nowa. Można powiedzieć, że go moje nowe hobby. Robię to częściej niż śpię. No właśnie... Sen. To kolejny problem. Mój sen powiedzmy, że nie istnieje. Sypiam po 2-3h dziennie, bo każdego wieczoru mam problem, by zasnąć. Jednak są dni, że gdy po wielu godzinach starań uda mi się w końcu zasnąć, to wtedy śpię nawet po 10h i mogłabym spać dłużej gdyby nie fakt, że muszę podnieść się w którymś momencie z łóżka, bo jednak muszę coś jeść czy pić.
Mam nieustanny mętlik w głowie. Nie wiem już co czuje, myślę i wiem. Czuje się wyprana z jakichkolwiek odczuć, coś jak bym była sztuczną inteligencją.
Osoby, z którymi próbowałam omówić swój problem z bywały mnie albo odsyłały do specjalisty. Jednakże ja nie potrzebuje specjalnej opieki, ja potrzebuje miłości i zrozumienia oraz trochę ciepła. Nic więcej.
Dziś są moje urodziny. Spędzam je sama. Nie mam przyjaciół, którzy by pamiętali, że dziś jest moje święto. Nie mam też już chłopaka, a rodzice to już wiecie. Nie ma to jak spędzać teoretycznie najszczęśliwszy oraz najważniejszy dzień w roku w samotności. Bajecznie.
Każdy dzień to porażka i niepotrzebne przedłużanie tego co nie ma większego znaczenia dla ludzkości czy kogokolwiek mniej czy więcej znaczącego. Szczęście i sens, którego powinnam nieustannie szukać to walka z wiatrakami. Do tego nie mam siły na ciągłe udowadnianie całemu wszechświata, że jestem coś warta. Tym bardziej jeśli sama w to nie wierzę.
Dzień po dniu, godzina po godzinie, minuta po minucie. Mija powoli życie. Moje życie.
Kuchenny blat to miejsce z którego widać praktycznie całe nasze luksusowe mieszkanie. Ładny widok, a jednocześnie tak nierealny i sztuczny. Ten dom, który powinien być ciepły i przytulny jest niczym klatka, w której się duszę.
Chciałabym się schować choć na chwilę usuwając swoje wszystkie troski i kłopoty i zasnąć. Zasnąć głębokim i lekkim snem, abym mogła zaznać choć chwilę spokoju, który mi tak dawno odebrano.
Można mnie zapytać co wiem o życiu. A ja odpowiem: wiem nawet to czego nie chciałabym wiedzieć.
To miejsce odebrało min wszystko co kochałam i co należało do mnie. Ale to miejsce stało się początkiem nowego początku jednocześnie odcinając mnie od tego co już za mną. Kupiłam bilet lotniczy. Jutro będę za granicą walcząc o nowa siebie. Zmienię tożsamość, swoje miejsce na ziemii i ludzi. Zacznę wszystko od nowa i może wtedy zaznam choć trochę szczęścia. Tak bardzo chciałabym poczuć ciepło w słoneczne dni.
Jedyne co że sobą zabieram to paszport, dowód i kartę bankową. Więcej nie jest mi potrzebne. Pełna nadziei poddaje się temu i nie rezygnuje że swoich postanowień mimo paraliżujące go strachu.

Jakiś czas później

Znów siedzę na kuchennym blacie. Tym razem jednak nie wpatruje się pustym wzrokiem w równie pustą przestrzeń mieszkania.
Dziś popijam lampkę wina. Świętuje swoje 20 urodziny. Obserwuje swoich podbitych już znajomych. Bawią się i rozmawiają. Ich twarze wyrażają tyle emocji. W te kilka miesięcy udało mi się zbudować coś pięknego. Cieszę się że ich mam.
To co widzę wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Zabawne ile można zmienić. Jednak nadal coś we mnie siedzi - depresja. Nie pozbyłam się jej. Ciągle przygniata mi organy. Uczucie, że ciągle gdzieś tam jest mnie dobija, ale staram się żyć. Nie cofam się, ale podążam przed siebie z podniesioną głową.
Moje poprzednie życie zniknęło. Odcięłam się od niego. Tamtych ludzi, domu, szkoły, miejsca nie ma. Dla mnie już tamto życie nie istnieje. To jest nowy początek. Mój nowy początek.

DepressionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz