1

141 14 12
                                    

Zaczęły dochodzić do niego pojedyncze dźwięki otoczenia. Pamiętał doskonale co się wydarzyło. Rozwarte szczęki Nagini wbijające się w jego ciało z niesamowitą precyzją. Chłód ziemi i zapach krwi mocno utkwił mu w pamięci. Jak przez mgłę pamięta Pottera któremu oddał najcenniejsze wspomnienia.

Umarł?
Na to wygląda.

Powoli zaczął otwierać oczy. Niestety z marnym skutkiem. Usłyszał jakieś odgłosy. Coś jak kroki, ale było to na tyle niewyraźne, że sam nie wiedział czy w ogóle coś słyszy. Ponowił próbę otworzenia oczu, a pod jego powieki zaczynało docierać palące światło. Świat zawirował mu przed oczami zanim zaczął rozpoznawać pojedyncze kształty. Ujrzał te same ściany pośród których znajdował się kilka godzin temu razem z Czarnym Panem. Czyżby los ukarał go tak okrutnie, że nie pozwolił mu normalnie umrzeć? Znów usłyszał te same kroki, dźwięk nasilał się. Powoli odwrócił głowę gdzie ujrzał kobiecą sylwetkę.

Sylwetka jakiej jeszcze nigdy nie widział. Idealne jędrne ciało skryte było pod warstwą białej koszuli. Rude, długie włosy opadające na plecy kobiety. Nie ujrzał jeszcze jej twarzy, a już miał wrażenie, że stoi przed nim sama bogini. Nigdy nie zwracał uwagi na żadną kobietę. Skarcił się w myślach za to, że przy niej nawet Lili była tylko przeciętna czarownicą. Może to ona, ta dziewczyna, ma osądzić go przed ostatecznym odejściem.

- Umarłem? - zachrypnięty głos odbił się od ścian, pozostawiając po sobie jedynie echo. Ledwo wypowiedział to słowo. Gardło było niemiłosiernie suche, a przez ból ledwo wydał z siebie dźwięk.

Ale przecież po śmierci chyba nie powinien odczuwać fizycznego cierpienia. Przynajmniej tak mu się do tej pory wydawało.

- Och tak, a ja będę Pana dręczyć po śmierci. - rudowłosa roześmiała się perliście.
Wreszcie mógł ujrzeć jej twarz. Spojrzała na niego rozbawionym
i pełnym politowania spojrzeniem. Miała piękne rysy twarzy, bursztynowe oczy iskrzyły, mimo przytłaczającego otoczenia. Malinowe usta wykrzywiły się w pięknym uśmiechu gdy podeszła do niego.

Teraz już był pewny. Stał przed nim istny anioł. Do całej postaci brakowało tylko skrzydeł, ale i bez nich zaparło mu dech w piersiach. Nie poznawał sam siebie. Rudowłosa piękność w tym czasie już znalazła się przy nim i przyglądała mu się ciekawym wzrokiem.

- Oczywiście żartowałam. Jeszcze Pan trochę pożyje. Nie pozwolę żeby moje starania poszły na marne. - Severus nie rozumiał nic z tego co się dzieje. Kobieta podstawiła mu szklankę z wodą pod usta, a drugą ręką ujęła jego głowę i podniosła lekko pomagając mu pić.

- Spokojnie niech Pan leży! - upomniała go kobieta kiedy ten chciał podnieść się do siadu. - Muszę Panu zmienić opatrunek. - Snape w tej chwili zorientował się, że jego górna część garderoby została zastąpiona białym, a właściwe w większości miejsc, czerwonym już bandażem.

W tym momencie mógł bliżej przyjrzeć się kobiecie. Zauważył na początkowo białej koszuli krwiste plamy. Sam już nie wiedział kogo to była krew, ale było jej naprawdę sporo. Na twarzy dostrzegł delikatne piegi, a podczas skupiania się na zawijaniu świeżego opatrunku marszczyła śmiesznie nosek. Gdy poczuł jej chłodną dłoń przesuwającą się z szyi na tors przeszedł go dziwny dreszcz. Kobieta tylko lekko się uśmiechnęła.

- Co się dzieję? - zadał pierwsze pytanie.

- Obecnie zmieniam Panu bandaż. - odparła rozbawiona.

- Egrh czemu mnie uratowałaś głupia i co ty właściwie tu robisz?

- Oo widzę, że już się Pan lepiej czuje. - odparła pogodnie co spotkało się ze skwaszoną mina czarnowłosego. Sam nie otrząsnął się chyba jeszcze do końca z całej tej sytuacji. To co się działo wydawało mu się na tyle absurdalne, że chyba na prawdę nie chciał w to uwierzyć.

Światło przyszłości | Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz