2.16 (+epilog)

962 58 4
                                    


 Otworzyłem oczy chwilę później. Dalej byliśmy w łazience, a spanikowany Haru do kogoś dzwonił. Spojrzałem w jego stronę zmrużonymi oczami. Ból nie ustąpił, a gdy spojrzałem w dół, zobaczyłem plamę krwi. Nie miałem na sobie spodni, które i tak były już całe wybrudzone. Słyszałem jak przez mgłę, jednak wychwyciłem słowa takie jak "krew, strasznie dużo krwi", "nie wiem, on stracił przytomność! To dopiero początek ósmego miesiąca, dziecko ma wadę serca, ja się boję!", "zaraz przyjedziemy, tak, już będziemy się zbierać". Gdy odłożył telefon, znowu na mnie spojrzał. Patrzył na mnie ze strachem w oczach, a potem z całej siły przytulił. W mojej głowie rozbrzmiewało tylko to, że dziecko ma wadę serca. Niczego o tym nie wiedziałem, nikt mi nie powiedział. Zacząłem płakać. Ból był koszmarny, a wiadomość o wadzie dziecka tylko mną jeszcze bardziej wstrząsnęła. Haru sam nie wiedział co ma zrobić. Jego ręce się trzęsły, a ja miałem wrażenie, że znowu zemdleje. Brunet głośno przeklnął, biorąc mnie na ręce. Kazał mi równomiernie oddychać, robił to razem ze mną. Położył mnie na łóżku, szybko ubierając pierwsze lepsze ubrania. Wziął w rękę kocyk z łóżka, oraz znowu wziął mnie podniósł. Zeszliśmy na dół, a potem wyszliśmy z domu. Podał mi wodę, prosząc, abym trochę wypił. Siedziałem w aucie, na tylnym siedzeniu. Czułem jak ból rozrywa mi brzuch, a pierwszy łyk wody zwróciłem. Znowu zacząłem płakać, a Haru mnie uspokajał. Wygodnie się położyłem, a ten usiadł za kierownicą. Kazał mi nie zasypiać, miałem śpiewać, opowiadać cokolwiek, byleby tylko mnie usłyszał i wiedział, że jestem przytomny. Mieliśmy półtorej godziny drogi. Czas dłużył mi się nieubłaganie, miałem wrażenie, że każda minuta trwa godzinę. Cały czas pytałem, czy jeszcze daleko. Z każdym skurczem krzyczałem, ale nie czułem niczego więcej. Po prostu bardzo bolesne skurcze. Ten mnie uspokajał, opowiadał swoje historie z dzieciństwa. Bredził jakieś głupoty, a ja jęczałem z bólu. Gdy już nie odpowiadałem, widziałem rozmazany obraz przed sobą, auto się zatrzymało. Chłopak szybko wyszedł, a potem mnie wyciągnął. Wziął na ręce, zanosząc szybkimi krokami do szpitala. Już nic nie mówiłem. Chłodne światło przywitało moje oczy, jednak nie zareagowałem. Miałem też wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi. Zemdlałem wraz z położeniem się na łóżku.

 Słoneczny dzień. Siedziałem w sierocińcu, zaraz po śmierci całej mojej rodziny. Nie dopytywałem się o nic. Bałem się dorosłych. Wszystkie dzieci patrzyły na mnie z zaciekawieniem, opiekunowie dopytywali się, czy wszystko ze mną w porządku. Nikomu nie odpowiadałem. Nie wiedziałem co tu robię. Rozmawiałem z psychologiem, w szpitalu każdy składał mi kondolencję. Ale ja nie wiedziałem co tu robię. Czekałem aż przyjdzie mój brat. Nie tykałem się posiłków, nie chciałem wychodzić z pokoju. Dzieliłem go z jakimś innym chłopcem, ale nie zamieniliśmy ze sobą żadnego słowa. Byłem zły. Byłem wściekły, że brat po mnie nie przychodzi. Jedyną osobą która mnie odwiedzała, był mój nauczyciel. Ubiegał się o to, aby móc mnie zaadoptować. Był w sądzie, załatwiał wszystkie papiery. Ja jednak nie chciałem. Gdy chcieli zabrać mnie siłą, pierwszy raz się odezwałem. Pierwszy raz po trzech miesiącach.

"NIE MOŻECIE MNIE DO NIEGO ZABRAĆ, ZNOWU BĘDZIE MNIE DOTYKAŁ, ZNOWU BĘDZIE CAŁOWAŁ, JA NIE CHCĘ, CHCĘ DO KAIA, CHCE DO MOJEGO BRATA, NIECH ON MNIE ZABIERZE"

Wtedy też pierwszy raz się rozpłakałem. Na oczach wszystkich dzieci z ośrodka, opiekunów, oraz mojego nauczyciela. Stał zszokowany, a ja zapierałem się rękami i nogami. Zgadza się. Po prostu mnie molestował. Był obrzydliwym pedofilem. A ja byłem jego ofiarą. Nie wiem czy jedyną, często widziałem się z innymi jego uczniami, ale w przeciwieństwie do mnie, zawsze wychodzili uśmiechnięci, oraz ochoczo wracali na jego lekcje. 

 Otworzyłem oczy. Leżałem w jasnej, szpitalnej sali. Chciało mi się wymiotować, nie mogłem nawet podnieść głowy, aby zobaczyć, czy dziecko się już urodziło. Gdy chciałem się rozejrzeć, cicho jęknąłem. Od razu usłyszałem, że ktoś wstaje z krzesła. Oddychałem ustami, w moim nosie miałem rurki do podawania tlenu. Haru stanął nade mną, oraz zaczął płakać. Następnie upadł na kolana, obcałowując moje dłonie. Chciałem coś powiedzieć, chciałem wiedzieć co się stało. Moje gardło było jednak suche jak wiór. Chłopak przepraszał mnie, obwiniał, że powinien zauważyć to już wcześniej, że zignorował mój dziwny zapach, bo myślał, że to normalne. Ja nie wiedziałem co się dzieje. Gdy cicho poprosiłem go o wodę, on mi ją podał. Wziąłem porządny łyk chłodnego napoju.

Kolorowy plac zabaw/omegaverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz