Rozdział pierwszy

431 22 15
                                    

Zapraszam na kolejny upust weny w moim wykonaniu, pamiętajcie o komentarzach i życzę miłego czytania.
#HarbourHotelff - # na Twitterze, korzystajcie śmiało

Kiedy opuścił taksówkę, stanął przed wejściem do wielkiego, dwupiętrowego budynku. Czas na nową przygodę, pomyślał. Mimo świszczącego wokół niego wiatru, mógł usłyszeć dźwięk fal, dzięki czemu od razu na jego twarzy wymalował się szczery uśmiech. Zawsze marzył o zamieszkaniu nad morzem, i nawet jeśli to nie do końca było to, czego pragnął, to i tak czuł ogromną ekscytację. 

Tuż po przejściu przez próg hotelu zaczął się stresować. Wcześniejsze pozytywne emocje przykrył swego rodzaju lęk przed nieznanym. Doskonale wiedział jak wygląda wnętrze tego miejsca, a i tak poczuł się nieco przytłoczony. Należał jednak do tych odważnych, dlatego wziął głęboki wdech i ruszył w stronę recepcji, by móc otrzymać kartę do swojego nowego pokoju i jednocześnie mieszkania na następne kilka miesięcy. 

Z pewnością swoim wyglądem ani trochę nie przypominał mijających go gości. Zapach drogich perfum unosił się za każdym, kto przeszedł obok. Natomiast za nim prawdopodobnie ciągnął się jedynie odór dworców, które odwiedził w przeciągu ostatnich kilkunastu godzin. 

— Cześć, jestem Louis i przyjechałem do pracy. Miałem się tu zameldować i spotkać się z panem... — Zawahał się, nie mogąc przypomnieć sobie nazwiska. Co za wstyd. — Caringtona! — wręcz krzyknął, na co dziewczyna z recepcji aż podskoczyła. — Wybacz... 

— Och... — Zaśmiała się pod nosem. — Manager wspominał, że ma przyjechać dzisiaj ktoś nowy. Ja jestem Maddie i już dzwonię po Steva. — Podniosła słuchawkę telefonu i przyłożyła ją do ucha. — Nie odbiera, ale za chwilę spróbuję ponownie. — Odłożyła ją na miejsce i skupiła się na chłopaku stojącym naprzeciw niej. — Skąd przyjechałeś? 

— Z Doncaster. Jechałem tutaj czterema cholernymi pociągami. Ponad szesnaście cholernych godzin. Powiedz, że praca była tego warta, bo jedyne o czym teraz marzę to długi sen. — Zrobił niezadowoloną minę, przecierając zmęczoną twarz dłońmi i oparł się o ladę. 

— Jest naprawdę w porządku. Wprawdzie jestem z St. Ives i nie mieszkam w hotelu, ale pracuję tu już ponad trzy lata i jeśli chodzi o szefostwo, managera, to da się ze wszystkim dogadać. To dobrzy ludzie. — Dziewczyna uniosła szklane naczynie z masą pralinek w środku i podsunęła je chłopakowi, by się poczęstował. 

— Od razu mi lepiej — stwierdził, biorąc od Maddie jedną czekoladkę i skinął głową w podziękowaniu. 

Niebieskooka dziewczyna posłała mu uśmiech i wykonała ponownie telefon do managera hotelu. Tym razem mężczyzna odebrał, jak wywnioskował Louis. Kiedy prowadziła rozmowę, sam skorzystał z okazji i zadzwonił do swojej mamy, by poinformować, że w końcu dotarł na miejsce i wszystko jest w porządku.

W oczekiwaniu na Caringtona oboje z blondynką za recepcją rozmawiali jeszcze przez chwilę, aż w końcu pojawił się wspomniany mężczyzna.

— Witam cię Louis, nazywam się Steve Carington i jestem głównym managerem Harbour Hotel. Bardzo mi miło cię poznać. — Posłał mu szeroki i widocznie wyćwiczony uśmiech, podając mu jednocześnie dłoń, którą chłopak uścisnął. — Widzę, że jesteś zmęczony. Frank, który przeprowadzał z tobą rozmowę kwalifikacyjną przekazał mi, że przyjechałeś tu do nas z bardzo daleka. Mam nadzieję, że podróż minęła spokojnie.

— Mi również miło jest pana poznać. Tak, za mną ponad piętnaście godzin podróży i cztery przesiadki. Transport w to miejsce z mojej miejscowości jest okropny, ale jak widać jestem i dałem radę. Już chyba nic nie jest mi straszne —  odparł żartobliwie.

Harbour Hotel - Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz