TIK-TAK
Zmrużyłam oczy, przyglądając się uważnie małej karteczce, na której znajdowały się te dwa słowa. Tik-tak nic samo w sobie złego nie znaczyło, prawda? To tylko dwa, bezsensowne wyrazy.
– Kolejne pogróżki? – Przewróciłam oczami, nawet nie wstając ze swojego krzesła. Georgia obeszła biurko, patrząc na mnie uważnie, po czym wyjęła karteczkę z moich rąk. Nawet nie próbowałam jej ukrywać; moja szefowa była jedną z najbystrzejszych kobiet, jakie kiedykolwiek poznałam. – Poszłaś z tym na policję?
– Wzięłam ze sobą szczura w pudełku. Nie byli zachwyceni. – Wzruszyłam ramionami, sięgając po jeden z cukierków, które ukryłam w szufladzie. Smutna przypadłość, ale nie umiałam sobie odmówić odrobiny słodyczy w tej wspaniałej pracy. – Chyba nie lubią jak ktoś im przynosi truchło. A wydawali się tacy wspaniałomyślni na początku!
Georgia westchnęła, siadając na krześle dla klientów. Odgarnęła burzę brązowych loków do tyłu, odsłaniając owalną twarz, skrytą za dużymi okularami korekcyjnymi. Nienawidziła soczewek, chociaż ja trzy raz bardziej wolałam je zakładać do pracy. Mało osób wiedziało, że i ja miałam wadę wzroku.
– Czy ty naprawdę wzięłaś to martwe zwierzę ze sobą na posterunek policji?
Pokiwałam głową, na co zaśmiała się cicho.
– A co miałam zrobić? W gardle zostawili mu wizytówkę zakładu pogrzebowego, a patrol uznał, że się z nich naigrywam. Wzięłam dowody rzeczowe ze sobą. – Umościłam się wygodniej na krześle, kątem oka obserwując monitor laptopa. Niedługo powinnam dostać nowe dokumenty do sprawy, którą zamierzałam zamknąć w tym tygodniu. Nie chciałam dłużej zwlekać, tylko skupić się na tym, kto próbuje mnie aktualnie zabić. – Ty byś inaczej zrobiła?
– Może wypadało z nimi normalnie porozmawiać? – Uniosła brwi, krzywiąc usta. Byłyśmy obie jak dwa przeciwieństwa: ona piękna mulatka, zawsze elegancko ubrana i ja, blady rudzielec, który najchętniej by nosił podarte dżinsy, kolczyk w nosie oraz glany. – Willow, to twoje życie. Ktoś ci grozi, a przez takie zachowanie...
– Dzwoniłam do nich, aby zgłosić włamanie. Pan sierżant mnie wyśmiał, a gdy zaczęłam mu mówić o jego obowiązkach, to nazwał mnie papugą i się rozłączył – powiedziałam spokojnie, przyglądając się swoim paznokciom.
– A ty mu to grzecznie odpuściłaś i pozwoliliłaś się tak nazwać? Nie uwierzę w to.
Znałyśmy się od dwóch lat, a umiała mnie rozgryźć jak nikt inny. To nie była moja wina, że trafiłam na takiego buca, gdy zadzwoniłam po pomoc! Nikt na moim miejscu nie byłby spokojny!
– Mogłam mu zasugerować, żeby wrócił na szkolenia – mruknęłam niechętnie, na co pokręciła głową z dezaprobatą. Też mi coś. Mógł być milszy dla ofiary szantażu! – Nie patrz się tak na mnie, szefowo. Nie zrezygnuję z tej sprawy.
– Poprowadzimy ją razem, ale powinnaś się na jakiś czas... wycofać. – Otworzyłam szeroko oczy, patrząc wprost na Georgię. Chyba sobie żartowała! Już chciałam jej to powiedzieć, ale uniosła rękę. Zamknęłam posłusznie usta, ale czekałam na to, aż cofnie swoje słowa. – Nie sztuką jest dać się zabić. Wkurzyłaś gang narkotykowy, dając się rozpoznać na jednej z imprez. Zebrałaś dowody i to cudowne, ale musisz dożyć procesu, aby stanąć po stronie oskarżenia.
– Nie zabiją mnie – prychnęłam, krzyżując ramiona. Sama nie byłam pewna swoich słów. Dali mi zbyt wiele aluzji do tego, że jednak planują to zrobić; poczynając od porzuconego szczura z poderżniętym gardłem, w którym znajdowała się ta pieprzona wizytówka do zakładu pogrzebowego. – A jeśli będą próbować, to mamy policję. Niech dadzą mi ochronę.
– Czy mam ci uświadomić, że nie jesteś zbyt lubianym żółtodziobem? – Przekrzywiła głowę, rzucając mi potępiające spojrzenie. Miała trochę racji; o wszystko się wykłócałam, ale to zawsze przynosiło zamierzony efekt. – Prokuratorów i tak nie lubią. A jeśli któryś z nas jeszcze toczy walkę z policją, a dodatkowo jest nowy, to sama wiesz, co to dla takiej osoby znaczy.
No cóż, wiedziałam.
Jednak nie sądziłam, że odmówią mi pomocy, kiedy ktoś zacznie mi grozić.
– To ich obowiązek... – zaczęłam powoli, ale przerwałam, gdy parsknęła śmiechem.
– A czy do twoich obowiązków należy bawienie się w prywatnego detektywa? – Nienawidzę tego, że miała rację. Sama się w to wpakowałam. – Skarbie, zauważyłaś, abym ja kiedykolwiek łaziła po jakichś dziwnych miejscach i zbierała materiał dowodowy?
– Tak – odpowiedziałam bez zastanowienia. Może nie robiła tego tak ekstremalnie jak ja, ale nie była święta. Dlatego wygrywała tyle spraw. – Pamiętasz sprawę Hamiltona...
– Dobra, zapomnij. – Przewróciła oczami, a na policzkach pojawiły jej się drobne rumieńce. Doskonale pamiętam jak zaczęła uwodzić jednego ze skorumpowanych gliniarzy, aby wyciągnąć pewne dowody. – Jednak mi policja nie odmówiła pomocy. Jesteś młoda i musisz wyrobić sobie imię, ale ważniejsze jest to, byś była teraz bezpieczna. Martwa na nic się nie zdasz, a całą sprawę szlag trafi. Obiecaj mi, że wyjedziesz z miasta i gdzieś się zaszyjesz, dobra?
Na moje nieszczęście, to nie była pierwsza tego typu rozmowa.
– Obiecałam ci to już, prawda? – Skrzywiłam się teatralnie, pewnie wyglądając jak obrażone dziecko; tak też się czułam. – Dzisiaj jeszcze się umówiłam na spotkanie z moją sąsiadką, która widziała tego zdechłego szczura. Miała podpytać syna, czy zgodziłby mi się pomóc.
Georgia uśmiechnęła się lekko, ale błysk niepokoju w jej oczach był nad wyraz... nieprzyjemny.
– To dobrze, Willow.
CZYTASZ
Obrączki pod choinką (Horsetown #4)
RomanceWillow od początku słyszała, że ciekawość sprowadzi na nią kłopoty, ale nigdy nie brała tego na poważnie. Aż do teraz, kiedy znalazła się na celowniku dwóch gangów narkotykowych z Seattle. Policja uznała, że groźby nie są wystarczające, aby dać jej...