Lato wcale nie było zimne, nie było nawet chłodne. Ba! Było gorąco jak diabli.
Problem nie był w pogodzie a w duszy. Ta była wręcz lodowata. Wszystkie chęci do życia uciekły z ostatnim powiewem wiosny.Myśli, te były nie do zniesienia, głośne i brutalne. Bohater próbował je zagłuszyć czym tylko się dało, nałóg za nałogiem, czuł, że umiera.
Śmierć dla bohatera była jak zakazany owoc, jak coś czego pragnął najbardziej na całym świecie. Bał się, okropnie się bał?
Czego mógł się bać? Bał się, że będzie zmuszony kontynuować tę jakże żałosną egzystencję. Wizja bycia martwym, leżącym na łazienkowych kafelkach bardzo mu się podobała. Myślenie o tym dawało mu ukojenie, którego tak potrzebował.Czemu piszę w czasie przeszłym?
Bohater dopiął swego, osiągnął to o czym marzył każdej nocy i każdego dnia.
Leżał, tak spokojnie na zimnych łazienkowych kafelkach, z lekkim uśmiechem na twarzy zakończył swoje życie, którego tak nienawidził. Wyglądał tak beztrosko, w końcu nie miał już żadnych zmartwień.