Devica nigdy nie należała do punktualnych osób. W czasach młodości była karana za najmniejsze spóźnienie, a mimo to nie wyniosła z tego żadnej lekcji.
Dlatego więc gdy wbiegła do Hilton Industries, w ostatniej chwili łapiąc równowagę, która uchroni ją przed upadkiem, zwróciła na siebie uwagę wszystkich pracowników i przechodniów.
Spojrzała na zegarek znajdujący się na jej nadgarstku i jak wielką ulgę poczuła, kiedy zobaczyła, że ma jeszcze trzy, pełne minuty.
Uspokoiła swą głowę, poprawiła marynarkę i pewnym siebie krokiem dostała się do windy, wciskając guzik na odpowiednie piętro.
— Cholera
Wyrwało się z jej ust, gdy zgrabna, męska dłoń wsunęła się w niewielką szczelinę pomiędzy drzwiami, nim te całkowicie zdążyły się zamknąć.
Mężczyzna, ubrany w elegancki, ciemny garnitur zwinnie wszedł do środka, robiąc to samo, co Devica chwilę temu — wcisnął guzik.
Minęła krótka chwila nim spostrzegł, że nie był w windzie sam.Spojrzał na rudowłosą, posyłając jej delikatny uśmiech.
— Jest Pani nową sekretarką?
Przymknęła na moment powieki, miała bowiem nadzieję, że chłopak zignoruje ją i po prostu zniknie na swoim piętrze, a ona nie będzie musiała silić się na miłe gesty. Zapominała jednak, że żyła wśród istot, których usta wykrzywiały się w uśmiechu średnio pięćdziesiąt razy dziennie.
— To się zaraz okaże — mruknęła.
Winda wydała z siebie charakterystyczny dźwięk, stając w miejscu, który był dla Devici niczym grom z jasnego nieba.
Nim jednak chłopak zniknął, spojrzał na nią jeszcze raz, mówiąc:
— Powodzenia
Drzwi ponownie zamknęły się, pozwalając Device na chwilę odpoczynku i wyciszenia przed ponowną porażką. Wiedziała jednak, że musi postarać się bardziej niż zazwyczaj, albo jej marne życie zamieni się w jeszcze większy koszmar.
*
— Pieprz się, Hilton!
Wrzasnęła, z impetem trzaskając dębowymi drzwiami. Krew, która gotowała się w jej żyłach, Devica miała wrażenie, że zaraz eksploduje.
Kiedy krótko po dotarciu na odpowiednie piętro wylała kawę na drogą koszulę dyrektora firmy, rozpętało się istne piekło. Niecenzuralne słowa, które opuszczały usta rudowłosej, groźby i szamotaniny spowodowały, że oficjalnie Devica Xanthe Caddel stała się bezrobotną członkinią społeczeństwa.
Wszystko dotarło do niej z podwojoną siłą, gdy samotnie spacerowała po ulicach Avlone, upijając się tanim winem, które kupiła w niewielkim sklepie monopolowym.
Była bezradna, potrzebowała pieniędzy na pogrzeb matki i opłacenie rachunków, a jedyne co miała w portfelu to bilet autobusowy i marne pięćdziesiąt dolarów.
Wydawać by się mogło, że bycie wampirem i posiadanie sił nadprzyrodzonych jest dziecinnie proste, jednak nie w świecie ludzi. Devica odkąd pamięta uczona była, by wtapiać się w tłum i nie zwracać na siebie uwagi, tak więc robiła — zabijała po cichu, nie mogła dopuścić się głupiej pomyłki. Gdyby jednak to zrobiła, umarłaby z rąk człowieka.
Do domu dotarła chwilę po północy, po drodze kupując kolejną butelkę alkoholu. Zapowiadała się długa noc, przepełniona historią filmowego dramatu.
*
Uśmiech, który gościł na twarzy Agaresa, gdy ujrzał swego brata, zaskoczył nawet Tristana, bowiem ten widok nie był tym, którego można było podziwiać każdej nocy.
— Miło cię widzieć, Revelinie
Wyciągnął w jego kierunku dłoń, jednak blondyn po prostu zasiadł do stołu, nie siląc się o sztuczności całej tej szopki. Król, powstrzymując się od komentarzy, zacisnął szczękę i zajął miejsce tuż naprzeciw niego, na tronie.
— W Avlone giną ludzie — brunet zmarszczył brwi, upijając zgrabny łyk krwistego napoju z kielicha, nie do końca rozumiejąc powód, dla którego miałby zaprzątać swą głowę problemami tych słabych istot. Nie sądził też, że staną się oni ich tematem przewodnim.
— Cóż — rzekł, spoglądając na Revelina — Są śmiertelnikami, to chyba normalne — uśmiechnął się, odkładając szklane naczynie u schyłku stołu.
— Być może, ale nie kiedy w organizmie brakuje litra krwi — Agares był w szoku. Ton jakim mówił jego brat, nadzwyczaj poważny, jakby na prawdę się tym przejął.
Czy to możliwe, by Revelin tak diametralnie się zmienił?
Niegdyś bez krzty emocji, jakiegokolwiek zawahania, zabijał ludzi i inne stworzenia, którymi świat obdarzyła matka natura. Fakt, że minął ponad wiek od kiedy widzieli się po raz ostatni, nie pozwalał przyjąć mu do świadomości tego, że być może Revelin stał się... dobry.
— Powinieneś mieć się na baczności, bracie — ostatnie słowo Revelin wypowiedział z tak wylewanym sarkazmem, że coś w klatce piersiowej Agaresa zakuło boleśnie. — jeśli Giveon spostrzeże, że w jego mieście żyją wampiry... — ich spojrzenia, tak surowe, przeszywały siebie nawzajem. Stojąc z boku można by dostrzec z jaką siłą zaciskają pięści, utrzymując tym swoje nerwy na wodzy.
— Zajmę się tym — rzekł, nerwowo wstając od stołu. Opuścił jadalnie szybciej niż ktokolwiek zdążył złapać oddech.
*
Obudziła się, gdy promienie słońca wdarły się do wnętrza sypialni, drażniąc jej oczy.
Ból jaki opanował głowę Devici był skutkiem wczorajszej nocy, kiedy wypiła o jedną lampkę wina za dużo.Przeszła do kuchni, wlała do szklanki ostatnie krople krwi jakie jej zostały i zasiadła do stołu, sięgając po gazetę, którą zdążyła zgarnąć ze sklepu poprzedniego dnia. Miała nadzieję, że znajdzie w niej oferty pracy, które być może przykują jej uwagę i uratują od wylądowania na bruku.
Zamiast tego dostała stos niepotrzebnych informacji.
— Świetnie
K
CZYTASZ
the immortals [18+]
Romance„nieśmiertelni, a jednak martwi" ⚠️PRZEKLEŃSTWA, PRZEMOC, SCENY EROTYCZNE ⚠️