Wyprawa

186 12 10
                                    

Jest coś koło 3 w nocy. Jestem załamana bo o 8 rano mamy lot do Vancrouver, mam tam rodzinę i jeździmy tam z rodzicami co roku. Znowu spotkam się z tymi ma małymi gnojkami od cioci Emmy, nienawidzę ich przysięgam, cały czas krzyczą, biegają, nie idzie z nimi wytrzymać. Mam nadzieję że przyjedzie do nas jeszcze kuzyn Sam, ma jakieś 20 lat, ale jest strasznie spoko. Zawsze mnie zabiera na piwo haha. Ale w każdym razie to jestem Julia, mam 15 lat, ciemne oczy po ojcu i długie brązowe włosy po mamie. Dobra lecę spać, bo nie wstanę rano.

                                                                    *magia czasu*

 Jest 4, ni ma chuja że zasnę. Nawet jakbym teraz zasnęła to byłabym bardziej zmęczona niż wypoczęta. Najwyżej odeśpię w samolocie, w końcu czeka mnie 10 godzinny lot. Teraz jak mam chwile to postaram się ogarnąć i upewnić że niczego nie zapomniałam. Niestety w te święta nie będziemy już wszyscy...chodzi o moja babcie, ma problemy z sercem i niestety nie może z nami jechać w tym roku, będzie mi jej naprawdę brakowało, ponieważ to ona zawsze nadawała tym świętom najlepszy klimat, to ona zbierała cala rodzinę, robiła nam wszystkim kakao i oglądaliśmy film "Kevin sam w domu/Nowym Jorku", zależało od humoru babci haha, po prostu bez niej nie będzie to samo, ale niestety nic z tym nie zrobię, to dla jej dobra. 

 -Julia za 15 min jedziemy!

 - krzyknęli rodzice

 -Kurwa jak za 15 minut?!?!

 - totalnie nie byłam gotowa, ale stwierdziłam że trudno już szybko pomalowałam brwi i wytuszowałam rzęsy. Przytuliłam babcie i pojechaliśmy. 

 Jezus Maria, teraz lotnisko. Nienawidzę tu być, zawsze się coś odpierdala. Do tego jest strasznie dużo ludzi, więc jest jest jeszcze gorzej, stanie w kolejkach itp. do tego przy tych bramkach normalnie mogą cię dotykać, a ty nic z tym nie zrobisz bo "takie procedury". Póki co stoimy w kolejce żeby odprawić bagaże, praktycznie dopiero weszliśmy na lotnisko, i od razu jakaś bójka. No cóż, witamy w Polsce. 

                                                                               *magia czasu*

 Już jesteśmy po wszystkim. Teraz mam jakieś 30 min na pochodzenie sobie po sklepach na lotnisku, przysięgam kocham to robić haha tu są zawsze rzeczy, których nie można kupić w byle jakim sklepie. Nakupiłam 938473 paczek reeses, masło orzechowe i czekolada to najlepsze połączenie. Change my mind. Wreszcie wchodzimy do samolotu. Najwyższa pora, zaczynało mi się tu nudzić. 

 *W głowie*

 Nie odezwij się do mnie, proszę

 Dzień dobry, witamy na pokładzie lotu linii Weezer. - powiedziała stewardessa.

 boże, to była jedna z bardziej stresujących sytuacji w moim życiu, ale ale odpowiedziałam jej, dzień dobry, uśmiechnęłam się i poszłam zająć miejsce (wiem ze to nic takiego ale mnie zawsze stresują takie sytuacje). 

 O kurwa - załamałam się. Musiałam siedzieć przy oknie. Mam straszny lęk wysokości i cały czas będę musiała wychodzić i przepraszać ludzi których nie znam (moje szczęście zadecydowało że ostatnie miejsce w samolocie będzie z daleka od mojej rodziny i obok jakiś starych ludzi. Pomocy.

                                                                         *magia czasu*

 Nareszcie lądujemy, nie mogłam już tu wytrzymać. Zapach naftaliny który czułam przez jebane 10 godzin lotu myślałam że doprowadzi mnie do szału. Chciałam już stąd wyjść jak najszybciej. Na szczęście to już koniec. Obsługa była bardzo miła, ale cały lot byłam wystraszona bo patrząc z okna samolotu w dół myślałam że umrę, jeszcze cały czas wyobrażam sobie najgorsze scenariusze przez co nie zmrużyłam oka nawet na minutę. Wyglądam jak trup, nie spałam od 30 godzin i mam worki pod oczami i narzekam dosłownie na wszystko. Jak tylko przyjadę do domu cioci to od razu idę spać, no chyba ze Sam mi nie pozwoli. Kolejna bardzo stresująca sytuacja, powiedzenie do widzenia. W głowie miałam tylko "spokojnie Jula, to tylko głupie dowiedzenia, dasz sobie radę. Ale myliłam się, to było za dużo dla przemęczonej mnie. Zrobiłam najgorsze co się dało, pani powiedziała mi dowiedzenia a ja się na nią popatrzyłam z bitach face i odeszłam, jezu jaki cringe. Głupio mi teraz w chuj, ale już trudno, mam nadzieje ze jej już nigdy nie spotkam, bo będzie bardzo niezręcznie.

 O! Właśnie zobaczyłam ciocie Emme, schudła wow (już się jej miałam zapytać czy bierze coś na odchudzanie, ale zorientowałam się że to drugi koniec świata i raczej nie zna reklamy hepaslimin i zamiast wyjść śmiesznie to wyjdzie niezręcznie). Stęskniłam się za nią bardzo. Ale byłam tak zmęczona że tylko jak wsiedliśmy do auta to od razu usnęłam i nawet nie miałyśmy czasu porozmawiać, ale cóż to dopiero 1 dzień, mam na to jeszcze 24 dni...







Hejka! To mój pierwszy rozdział i wgl pierwsza książka w życiu, więc proszę nie bądźcie zbyt krytyczni, jak mam być szczera to jest on nudny hsh (ten rozdział), ale wiecie od czegoś trzeba zacząć. Mam nadzieję ze się nie zniechęcicie i dalej będziecie z nami śledzić losy Julii przez najbliższe 25 dni!!

All i want for Christmas II Finn WolfhardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz