Księżyc jasno świecił ten nocy. Piękny, jasny i biały. Zwiastował nowy początek, a zarazem - nowe przekleństwo dla dziecka leżącego w szpitalnym kojcu, oświetlanego przez jasne światło księżyca.
Kobieta z troską i żalem wzięła do rąk śpiące dzieciątko i podała je swojemu mężowi, patrzącego na nie z odrazą.
- Przepraszam, Lothar... - mruknęła do dziecka kobieta, kiedy jego ojciec wynosił go z ciemnej sali szpitalnej.
Lothar, białe jak kreda dziecko, małe i niewinne spał spokojnie nie wiedząc, co mają zamiar zrobić jego rodzice. Ojciec dziecka szedł przez korytarz pewnie, idąc w stronę uchylonego na końcu przejścia okna.
Dziecko otworzyło błękitnoszare oczy i z pomrukiem przytuliło się do ojca.
Mężczyzna beż uczuć otworzył szerzej okno i chwycił pewniej dziecko do rąk.- Ma Pan zamiar wyrzucić to dziecko przez okno, czy skoczyć razem z nim?- zza pleców ojca dziecka dobiegł go niższy głos należący z pewnością do mężczyzny.
Ojciec dziecka nie odpowiedział. Odwrócił się tylko i spojrzał na średniego wzrostu bruneta w ciemnym płaszczu.
- Nazywam się Johann Schmidt. Proszę odpowiedzieć na moje pytanie. -
- Odwal się Schmidt - ojciec dziecka spojrzał na bruneta wrednie. Chciał zakończyć, co zaczął a jakiś idiota nie będzie mu rozkazywać.
- To dziecko to jeden wielki błąd, pomyłka która nie powinna się przydarzyć. -- Jest inne, fakt. I to dlatego tu jestem. Chcę to dziecko. - Schmidt założył ręce za plecy i obserwował mężczyznę z dzieckiem.
- Nie słyszysz? To jest śmieć, pomyłka, muszę to zabić. -
Lothar wiercił się w rękach ojca czując chłód szczypiący go w policzki. Na zewnątrz było zimno, padał śnieg, a otwarte okno dawało się we znaki.
- To jest dziecko, nie przedmiot. Oddaj mi je. -
- Po co ci to? - spytał z parsknięciem ojciec.
Johann przewrócił oczami. Podszedł do parapetu zdejmując z niego czarną teczkę. Położył ją na ziemi i kopnął do mężczyzny.
- Co to jest? - spytał mężczyzna z dzieckiem zatrzymując nogą teczkę.
- 5 tysięcy Euro - powiedział Schmidt. - Drugie tyle dostaniesz, jak oddasz mi tego albinosa.-
- 10 tysięcy za nic nie warte dziecko?-
- Wiesz, że nie jest normalne. Nie radzicie sobie z tym, dlatego chcecie je zabić. Ja mam lepszy plan. Mam organizację wykorzystujące takie właśnie wybryki przyrody. -
- Zgoda, ale najpierw reszta pieniędzy.- mężczyzna beż wachania chwycił dziecko byle jak, aby swoimi rękami podnieść teczkę z pieniędzmi.
Johann machnął delikatnie ręką, i z jednego z bocznych korytarzy wyszedł inny mężczyzna, niższy i starszy, niosąc drugą teczkę.
- Skąd mam pewność że tyle jest tam tych pieniędzy? Albo że to nie bomba?- spytał mężczyzna z dzieckiem.
- Sprawdź - powiedział Schmidt.
- Niech on sprawdzi -
-Ja? - spytał niski mężczyzna, na którego ojciec dziecka wskazywał palcem.
Schmidt dał znak głową. Doctor List - niski mężczyzna- otworzył teczkę która jeszcze przed chwilą niósł. W środku były pieniądze.
- Teraz druga -
Dr List sięgnął po teczkę i otworzył ją. W niej również znajdowały się pieniądze.
- Czemu tak wam na tym zależy chore psychole? - spytał mężczyzna z dzieckiem podając Lothara Doctorowi Listowi.
- Przeczucie - powiedział Schmidt wyjmując podręczny pistolet i przestrzeliwując ojcu dziecka głowę na wylot.
Krew sączyła się powoli z głowy mężczyzny w nocnym blasku bladego księżyca.
- Hail Hitler -