Prolog / 7 stycznia 1927r

22 1 1
                                    

Księżyc jasno świecił ten nocy. Piękny, jasny i biały. Zwiastował nowy początek, a zarazem - nowe przekleństwo dla dziecka leżącego w szpitalnym kojcu, oświetlanego przez jasne światło księżyca.

Kobieta z troską i żalem wzięła do rąk śpiące dzieciątko i podała je swojemu mężowi, patrzącego na nie z odrazą.

- Przepraszam, Lothar... - mruknęła do dziecka kobieta, kiedy jego ojciec wynosił go z ciemnej sali szpitalnej.

Lothar, białe jak kreda dziecko, małe i niewinne spał spokojnie nie wiedząc, co mają zamiar zrobić jego rodzice. Ojciec dziecka szedł przez korytarz pewnie, idąc w stronę uchylonego na końcu przejścia okna.

Dziecko otworzyło błękitnoszare oczy i z pomrukiem przytuliło się do ojca.
Mężczyzna beż uczuć otworzył szerzej okno i chwycił pewniej dziecko do rąk.

- Ma Pan zamiar wyrzucić to dziecko przez okno, czy skoczyć razem z nim?- zza pleców ojca dziecka dobiegł go niższy głos należący z pewnością do mężczyzny.

Ojciec dziecka nie odpowiedział. Odwrócił się tylko i spojrzał na średniego wzrostu bruneta w ciemnym płaszczu.

- Nazywam się Johann Schmidt. Proszę odpowiedzieć na moje  pytanie. -

- Odwal się Schmidt - ojciec dziecka spojrzał na bruneta wrednie. Chciał zakończyć, co zaczął a jakiś idiota nie będzie mu rozkazywać.
- To dziecko to jeden wielki błąd, pomyłka która nie powinna się przydarzyć. -

- Jest inne, fakt. I to dlatego tu jestem. Chcę to dziecko. - Schmidt założył ręce za plecy i obserwował mężczyznę z dzieckiem.

- Nie słyszysz? To jest śmieć, pomyłka, muszę to zabić. -

Lothar wiercił się w rękach ojca czując chłód szczypiący go w policzki. Na zewnątrz było zimno, padał śnieg, a otwarte okno dawało się we znaki.

- To jest dziecko, nie przedmiot. Oddaj mi je. -

- Po co ci to? - spytał z parsknięciem ojciec.

Johann przewrócił oczami. Podszedł do parapetu zdejmując z niego czarną teczkę. Położył ją na ziemi i kopnął do mężczyzny.

- Co to jest? - spytał mężczyzna z dzieckiem zatrzymując nogą teczkę.

- 5 tysięcy Euro - powiedział Schmidt. - Drugie tyle dostaniesz, jak oddasz mi tego albinosa.-

- 10 tysięcy za nic nie warte dziecko?-

- Wiesz, że nie jest normalne. Nie radzicie sobie z tym, dlatego chcecie je zabić. Ja mam lepszy plan. Mam organizację wykorzystujące takie właśnie wybryki przyrody. -

- Zgoda, ale najpierw reszta pieniędzy.- mężczyzna beż wachania chwycił dziecko byle jak, aby swoimi rękami podnieść teczkę z pieniędzmi.

Johann machnął delikatnie ręką, i z jednego z bocznych korytarzy wyszedł inny mężczyzna, niższy i starszy, niosąc drugą teczkę.

- Skąd mam pewność że tyle jest tam tych pieniędzy? Albo że to nie bomba?- spytał mężczyzna z dzieckiem.

- Sprawdź - powiedział Schmidt.

- Niech on sprawdzi -

-Ja? - spytał niski mężczyzna, na którego ojciec dziecka wskazywał palcem.

Schmidt dał znak głową. Doctor List - niski mężczyzna- otworzył teczkę która jeszcze przed chwilą niósł. W środku były pieniądze.

- Teraz druga -

Dr List sięgnął po teczkę i otworzył ją. W niej również znajdowały się pieniądze.

- Czemu tak wam na tym zależy chore psychole? - spytał mężczyzna z dzieckiem podając Lothara Doctorowi Listowi.

- Przeczucie - powiedział Schmidt wyjmując podręczny pistolet i przestrzeliwując ojcu dziecka głowę na wylot.

Krew sączyła się powoli z głowy mężczyzny w nocnym blasku bladego księżyca.

- Hail Hitler -

Infinity White Blood - OC's storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz