ROZDZIAŁ 1

17 5 6
                                    

Beatrice

Ciekawe ile na świecie jest takich samych siedemnastoletnich Beatrice co ja. Ile osób czuję w tym momencie to samo co ja? Ile osób robi to samo co ja? Nie rozumiem jakim cudem to się dzieję. Ktoś w tym momencie może czuć to samo. Może mniej, może bardziej. Zawsze dziwiło mnie, że można mieć identyczne życie, jak inna osoba. Czy ktoś czuję teraz dogłębną nicość, tak jak ja? Ale czym jest ta nicość? Jest ona raczej pojęciem względnym, którego nawet nie da się opisać słowami. Uczucia w głębi swojej duszy, których jednocześnie jest tak dużo, a może nie ma ich wcale? Nicość zabiera z nas te wszystkie dobre, jak i te złe rzeczy. Pojawia się w nas coraz większa pustka, której nie można w żaden sposób zatrzymać. Wyżera nas. Tak bardzo nie chciałabym tego czuć. Ale przecież ja nie czuje nic.

Pogrążona w swoim codziennym rozmyślaniu kończyłam się pakować. Uwielbiałam ubierać się elegancko. Czułam się wtedy, jak osoba godna zapamiętania. Mówiąc szczerze to moja matka zapoczątkowała u mnie uwielbienie do elegancji. Właśnie składałam jedną z moich ulubionych spódniczek. Była ona biała, plisowana i sięgała mi połowy uda. Nienawidziłam pakowania się, jak i także rozpakowywania się. Chciałam już zakończyć tą męczarnie i powrócić do czytania szachowych taktyk Arona Nimzowitscha. Czytanie to jedna z niewielu rzeczy, która pozwala mi oderwać się od wszystkiego.

Moje zajęcie przerywa mi donośny głos. Ojciec. – Beatrice proszę zejdź do mojego gabinetu! – zawołał. Co on robił tak wcześnie w domu? – pomyślałam. Czując narastający niepokój z kamiennym wyrazem twarzy, wyszłam ze swojego pokoju ruszając w stronę schodów ciągnących się na dół. Po zejściu z nich skręciłam w prawy korytarz posiadłości, który prowadził do gabinetu ojca. Gdy przystanęłam przed drzwiami, z grzecznością lekko zapukałam w drewnianą powłokę.

– Proszę wejść! – usłyszałam. Po otwarciu wślizgnęłam się do pomieszczenia, w którym panował delikatny mrok ujrzałam starzejącego się mężczyznę przed pięćdziesiątką. – Witaj córko. – przywitał się. Nie silił się na milsze powitanie lub zapytanie co u mnie. Taki właśnie był.

– Ojcze. – odpowiedziałam delikatnie kiwając głową. Szczerze mówiąc przerażała mnie jego aura. Nie mieliśmy dobrych relacji, a główny tego powód zaraz się ukażę.

– Chciałem cię tylko poinformować, że jutro do Nowego Jorku polecicie same z matką. Mam teraz za dużo pracy w sądzie. – poinformował mnie poważnym tonem głosu. No i mamy właśnie nasz powód! Praca. Najważniejszy priorytet moich rodziców oprócz dobrego wizerunku naszej ''idealnej'' rodziny. Rozumiałam, że oni jako chwalący się dobrą sławą prawnicy mają dużo pracy. Ale dla nich nie liczy się poza nią świat. No chyba, że jest mowa o jakichkolwiek moich złych osiągnięć.

Wracając. Zostałam zaproszona na ekskluzywną galę linii szkół sportowych Enderson, położonych w Nevadzie. Jedna szkoła znajduję się wyjątkowo w Nowym Jorku. Każda szkoła specjalizuję się w innej dziedzinie sportu. W niewielkim miasteczku Boulder City, w którym mieszkam znajduję się jedna z takich szkół. Mianowicie Szkoła Szachowa Enderson, do której uczęszczam. Od dziecka pasjonowałam się grą w szachy. W wieku sześciu lat rodzice zabrali mnie na miejscowy turniej tej dziedziny po raz pierwszy. Zobaczenie rozgrywki odegranej przez zawodowych graczy okazało się strzałem w dziesiątkę. Takim oto sposobem odkryłam swoją pasję, jak i talent.

Z mojej szkoły zostało zaproszonych pięć najlepszych osób, w tym moja przyjaciółka o imieniu India i ja. Z pozostałych szkół wybrali również tylko najlepszych. No cóż, w końcu na coś opłaciło się uczenie i branie udział w turniejach, jak na razie krajowych.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 20 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

We Could Have AllOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz