Rozdział 1

49 6 3
                                    

- Jak myślisz? Jest u góry szczęśliwa? - zapytał Louis, siedząc na stogu siana i żując pomiędzy zębami kosmyk słomy, gdy Harmonia wygrzewała się, na słońcu i spoglądała na niego, spod rzęs.

- No tak, nie mówisz, ale mogłabyś chociaż udawać pomimo, że wiem co uważasz. - dokończył, usmiechając się delikatnie do niej i mrużąc oczy z powodu promieni słoneczych, które idealnie trafiały w jego niebieskie narządy wzroku.

Po chwili je zamknął i oddał się całkowicie szumowi drzew, ćwierkaniu ptaków i lekkiemu wiaterku, który zwiastował już nadchodzącą wiosnę. Uwielbiał takie momenty.

Klacz głośno parsknęła i machnęła grzywą, wzdychając, a chłopak wstał i spojrzał na nią, marszcząc brwi.

- Co się dzieje? - zmartwił się i uchylił swe powieki, aby zobaczyć jak koń wierci się niespokojnie i łapie ciężkie oddechy. - Harmonia? - pokręciła głową i wstała, a razem z nią zaniepokojony Louis. - Hej hej, już shhh. - szepnął, głaskając ją po grzbiecie, a ona uspokoiła się delikatnie pod dotykiem jej właściciela i obróciła ciało w przeciwną stronę, wlepiając tam swoje ślepia, które za żadne skarby nie chciały się stamtąd oderwać.

Może coś ją dręczyło i chciała to ukryć? Może była smutna i wolała się odsunąć, aby nie przekazywać tych uczuć na niego? Może się nudziła, a bała się odejść, aby nie robić przykrości przyjacielowi?

Nie. Zawsze była z nim szczera i nigdy, przez całe 9 lat obecności tego nie zrobiła, po prostu dogadywali się jak dobre, stare małżeństwo. Dla niego, ona nadal była źrebakiem, który uczy się galopowania, czy skakania. Zawsze ją taką zapamięta, skradła wtedy jego całe serce i ma z tym bardzo dużo sentymentu.

- Lepiej już chodźmy. - poklepał ukochaną delikatnie po żuchwie i złapał za lonże, kierując się w stronę domu, który stał niedaleko miejsca, w którym sie znajdowali. Nie chciał jej męczyć i biegać po lesie, a uważał, że przejście się, zrobi mu dobrze, więc poprawił włosy dłonią i odszedł kawałek dalej, spoglądając do tyłu czy aby na pewno idzie za nim. Idzie.

Dotarli na podwórko po zaledwie 15 minutach i zaprowadził klacz, odpinając lonże i zamykając furtkę, aby nie uciekła.

Pomimo tego, że czuła sie bezpiecznie w swojej zagrodzie to mogła się nie daj boże czymś spłoszyć i wykorzystać fakt, nieostrożności Louis'a. Na sam koniec pocałował ją jeszcze w pysk i wszedł do domu, kierując się do kuchni i wyczuwając niesamowity zapach pieczeni z piekarnika, która przygotowywała jego rodzicielka.

- Ręce umyj. - zauważyła syna, który wywrócił oczami i po chwili wrócił z łazienki, wynosząc za sobą piękny zapach pomarańczowego mydła.

- Czy idealnie zdążyłem na obiad? - usłyszał głos swojego ojca, tuż za plecami i pokiwał głową dostając lekkiego kuksańca w biodro

- Auć! A to za co? - oddał mu, wsadzając palec pomiędzy żebra i usiadł szybko do stołu, słysząc zrzędzenie matki, aby sie uspokoili, bo co dopiero Clifford usnął i nie chce aby się obudził.

Kochała tego psiaka ponad całą swoją rodzinę.

- Spędzasz ostatnio coraz więcej czasu w stajni, synku. Wiesz, że masz dom, prawda? - odezwała się Jay, gdy podała im talerz oraz sztućce. - Nie, że Ci zabraniam, bo wiem ile to dla ciebie znaczy, ale czasami wiesz....

- Matka chce powiedzieć, że brakuje nam tego chłopca, który.. - przerwał jej mąż i przełknął ślinę, jakby bojąc się reakcji syna. - spędza z nami czas, tak wiesz, rozumiesz. Wszystkie twoje siostry kochamy i to zrozumiałe, ale potrzebujemy drugiej męskiej ręki i mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi - posłał mu pocieszycielski uśmiech i zabrał się za jedzenie obiadu, przyszykowanego chwilę temu.

- Oh... - wzdychnął Louis i spojrzał w dół, bawiąc się palcami u dłoni, które lekko zaczęły sie pocić od stresu. - Ja po prostu, tak wiem, że mam dom ale muszę podzielić go z Harmonią, ona sprawia, że czuję się lepiej i proszę, nie zrozumcie mnie źle, ale nie wyobrażam sobie od niej odejść, zostawić ją.

- P-potrzebuje mnie. - zająkał się i przegryzł policzek od środka, spoglądając na rodziców, którzy wymieniali sie nawzajem wzrokiem. - Obiecuje, będę więcej w domu, dobrze ale musicie zaakceptować fakt, że ona jest dla mnie najważniejsza, ZNACZY WY RÓWNIEŻ, ALE...

- Kochanie. - zaczęła kobieta, łapiąc dłoń chłopaka w swoją i potarła ją delikatnie kciukiem, aby dodać synowi otuchy i spokoju, którego potrzebował. - Rozumiemy to doskonale, nie przejmuj się i spędzaj z nią tyle czasu, ile potrzebujesz. Najważniejsze, że jesteś szczęśliwy - uśmiechnęła się i wyszła z pomieszczenia, aby zawołać młodsze dzieciaki na posiłek.

W mgnieniu oka trójka dziewczyn przybiegła, jakby nie widząc jedzenia od tygodni i bez zdecydowania stwierdziły, że nie ma na co czekać, bo taka okazja może się nie powtórzyć.

- NIE POPYCHAJ MN... LOU - krzyknęła jedna z sióstr, zauważając brata i wręcz rzucając się na jego szyję. - GDZIE BYŁEŚ CAŁY DZIEŃ?

- Po co się durniu pytasz? Wiadomo, że ze swoją dziewczyyyyną. - ułożyła Daisy dłonie w kształt serca i uśmiechnęła się radośnie, opierając się łokciami o stół, na którym stał estetyczny, niemały obrus, zawierający na sobie wycięcia w kształty kwiatów.

- Język młoda damo, to po pierwsze. - skorciła wzrokiem Jay córkę i odsunęła krzesło, aby mogła usiąść. - A po drugie, weź łokcie ze stołu, a po trzecie. Jaka dziewczyna, o czym wy dziewczynki mówicie?

- A z kim niby rozmawia przez telefon w nocy i mówi 'idę sie spotkać z księżniczką, oddzwonie później', hmm??

- W nocy? - zaczął ojciec.

- Podsłuchujesz mnie, skrzacie? - ułożył Louis ręce na talii i złapał siostrę pod ramię, wiedząc dokładnie gdzie ma łaskotki i postanowić to wykorzystać. - W nocy się śpi, a nie chodzi pod drzwi i to jeszcze starszego rodzeństwa.

- P-PUSZCZAJ, NIE PODSŁUCH.... - śmiała się głośno 7-latka i uderzała pięściami o ramię brata.

- Nie? A co robiłaś takiego? - kontynuował.

- N-NIC.

- No dobrze, to wyłączam płytę z odtwarzacza i nie ma barbie, słońce. - wzdychnął teatralnie 20-latek i kiedy już odstawiał młodszą na podłogę, ta przytuliła się do jego kolan wraz z bliźniaczką i wytarła mokry policzek o materiał jego spodni.

- N-nie, Lou proszę, obiecuję już nie będę, ale ja muszę wiedzieć czy ona jest z Ken'em. - zaszlochała i ukleknęła spoglądając w oczy, brata. - Proooooszę.

- Wstawaj myszka, ubrudzisz spódniczke, a specjalnie mama ją dla ciebie, dla was uszyła. - podniósł ją, sadzając przy stole i pocałował wszystkie, trzy siostry w policzek. - Dobrze, ale nie do późna, jutro macie szkołę.

Pokiwały głową i po minucie w końcu wszyscy, zabrali się za obiad.

Razem z właśnie wybudzonym, Cliffordem.

Zamorduję was. - wycedziła przez zęby matka i wzdychnęła.

someone like you | larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz