1

824 72 9
                                    

Witam, znowu ja.

Kolejny oneshocik tym razem trochę dłuższy bo zawierający (bez wliczania żadnych moich dopisków) 5404 słowa, nieźle. Kilka szczegółów zmieniłam ze swojej własnej wewnętrznej potrzeby, mam nadzieję, że wam to nie przeszkodzi. Koniec podlega własnej interpretacji. Specjalnie nie rozwijałam tego końcowego wątku, bo uważam, że byłoby to głupie i niepotrzebne. Dzięki temu każdy może zrozumieć to po swojemu, snuć domysły lub nawet samemu dorobić sobie zakończenie trochę bardziej prostujące tą opowieść. 

I korzystając z okazji dziękuję wam bardzo za wszystkie komentarze i gwiazdki, nawet nie wiecie jakiego miałam banana na twarzy czytając to wszystko :D dziękuję <3

Miłego czytania!

_______________

Montanha jak co dzień siedział w swojej ukochanej Corvette i czekał aż sygnalizacja świetlna w końcu zmieni swój kolor na zielony. Był sam co nie zdarzało się dość często, bowiem policjant nie miał w zwyczaju samotnie patrolować Los Santos. Wolał mieć kogoś przy sobie, aby niekiedy nudne patrole umilać sobie rozmową z drugim człowiekiem. Nie ważne kim on był, po prostu zastępca szefa policji będąc sam nie mógł znieść tej ciszy i spokoju, dla których wielu oddałoby wszystko, co posiadają. Był zwolennikiem uzależniającej adrenaliny i nie wyobrażał sobie bez niej życia. Właśnie dlatego został policjantem. Myśl o tym, że codzienne będzie mógł uczestniczyć w emocjonujących wyścigach z przestępcami, negocjacjach przy kradzieży pieniędzy z banków, kasyn i innych tego typu miejsc skutecznie motywowała go do włożenia jeszcze większego wysiłku w swoje marzenie. Teraz jednak, gdy udało mu się wygrać ciężką bitwę o to musiał przyznać, że w jego głowie to wszystko było o wiele bardziej kolorowe.

Sądził, że jego codziennością będzie wieczna adrenalina i ta nieporównywalna z niczym satysfakcja ze złapania niebezpiecznych przestępców

Teraz jednak wiedział, że był w ogromnym błędzie.

O wiele częściej zdarzało się, że kryminaliści uciekali im bez żadnych większych przeszkód. Irytowało go to niemiłosiernie. Myśl, że przestępcy zwiewają im wręcz z gracją i lekkością tylko potęgowała w nim wściekłość wynikającą z każdej porażki. Jeszcze bardziej denerwowała go jednak postawa policji. Wkładał całego siebie w tą pracę, często ryzykował życiem a niektórzy policjanci już na samym starcie twierdzili, że nie uda im się schwytać przestępców i odpuszczali. Tak po prostu odpuszczali.

Dla Gregory'ego było to nie do pojęcia. Czy naprawę oni wszyscy trudzili się przez lata, aby zostać policjantem, który życie innych obywateli ma w głębokim poważaniu? Przecież to kurwa bez sensu! Jeśli rzeczywiście tak było cała ich działalność mijała się z celem. Naprawdę dla większości tej komendy liczyły się w tej pracy tylko pieniądze?

Ostatnio wszystkie przemyślenia mężczyzny sprowadzały się właśnie do skuteczności ich działań na komendzie. Coraz bardziej to miejsce, jak i ludzie w nim pracujący wyprowadzali go z równowagi. Bardzo chciał zrozumieć perspektywy niektórych swoich znajomych z pracy, ale jak bardzo by się nie starał, za każdym razem nie był w stanie. Dla niego na pierwszym miejscu zawsze znajdowali się ludzie, spokojni mieszkańcy tego miasta, którzy codziennie musieli się liczyć z porwaniami, lub przymusowym udziałem w napadzie na bank jako zakładnicy. Ich życie było dla Gregory'ego najważniejsze. Być może swoim zachowaniem nie potwierdzał tej tezy niezwykle często pakując się w jakieś tarapaty wyłącznie przez chęć złapania przestępców za wszelką cenę, jednak on sam liczył się ze swoimi priorytetami, a to czy inni postrzegają to tak samo jak on nie miało dla niego znaczenia.

Światło nareszcie zmieniło swój kolor na zieleń powodując przyciśnięcie pedału gazu przez mężczyznę. Dzisiaj w Los Santos były potężne korki a on sam nie do końca wiedział czym było to spowodowane. Musiał liczyć się z takimi przerwami na drodze przeprowadzając się do tego miasta, lecz dzisiaj było to o wiele bardziej spotęgowane. Słyszał gdzieś na mieście plotki o tym, że rzekomo ksiądz o 20:00 organizuje publiczne uzdrowienie jakiejś babci, ale uznał to za bzdury. Na komendzie pewnie padłby komunikat o tym, aby pilnować całego wydarzenia a nic takiego nie miało miejsca. Pastor może i był cholernie szalony, i wiele byłby w stanie zrobić za chociaż minimalną uwagę ludności, jednak nie posunąłby się do tak poważnych czynów jak wyjawienie wszem i wobec swojej tajemnej receptury na Księgę Życia. Gregory wiedział o istnieniu tego tajemniczego przedmiotu, lecz było to spowodowane niewyparzoną gębą zakonnika, który często dzielił się z nim tego typu informacjami. Z jednej strony było to dla Montanhy dziwacznym krokiem. Przecież gdyby tylko chciał mógłby pójść z tym wszystkim do Sonnego i jak na kazaniu wydać mu grzeszki Pastora. Za to z drugiej strony fakt, iż młodszy pomimo jego funkcji w policji ufał mu na tyle, aby dzielić się z nim jego "pracą" był dla policjanta wyjątkowo uroczy, chociaż on sam nigdy by się z tym nie zgodził.

Podziemna Masakra 22 stycznia | Morwin OneshotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz