3 maja 1998 roku, Yorkshire, Upper Flagley
Od Draco Malfoy'a
Chcę ci to opowiedzieć. Wyjaśnić, jak stałem się takim śmieciem, jakim jestem. Być może wtedy zechcesz mnie wysłuchać. Może wtedy zrozumiesz, co się ze mną działo.
Jako dziecko byłem strasznie rozpuszczony. Mój ojciec nauczył mnie, by być lepszym od tych, którzy nie są czystej krwi, w co kiedyś święcie wierzyłem, ale Ty jesteś idealnym dowodem na to, że czystokrwiści lądują na samym dnie, bo zwyczajni ludzie biją ich na głowę. Mówię tu też, a raczej zwłaszcza, o sobie.
Mam skromną rodzinę, i dobrze, bo więcej chorych ideologii na co dzień bym nie zniósł. I tak rodzice zabierali mnie na wszystkie spotkania czystokrwistych rodów. Tak naprawdę wszyscy mieliśmy wspólne korzenie, bo jacyś idioci nie mogli dopuścić do myśli koniec czystej krwi. Miałem wtedy wygodne, choć nudne jak na dziecko życie, ale była też druga strona medalu.
Nikt nigdy nie słuchał, co miałem do powiedzenia. Jeśli była to kolejna moja zachcianka - proszę bardzo, masz tu słodycze, miotłę, szaty, nowy pokój. Nikt nigdy nie słuchał, gdy mówiłem, co chciałem zmienić, nie dla siebie - dla innych. Nikt nigdy nie słuchał, gdy chciałem, by ojciec przestał krzyczeć na mamę, gdy ktoś Cię skrzywdził, gdy chciałem wrzeszczeć na cały głos z rozpaczy i się rozpłakać.
Tak, płaczę. Nawet częściej niż powinienem. Myślę wtedy o mojej patologicznej rodzinie, która nigdy nie dała mi ciepła, o całej tej szopce z czystą krwią, która powinna się zakończyć jeszcze przed wychowywaniem dzieci w nienawiści do drugiej osoby i drogą na całe życie zaplanowaną w wieku sześciu lat. Myślę też wtedy o Tobie jak o kimś, kto zechciałby mnie wysłuchać... tyle że nie chciałaś.
Kiedy przez moją głupotę prawie zginął ten biedny hipogryf, nie próbowałem to jakoś naprawić. Gdy zadałaś mi cios prosto w twarz, złamałaś mi serce, które wtedy jeszcze o niczym nie wiedziało. Dobrze zrobiłaś. Im więcej cierpię, tym sprawiedliwiej dla świata, chcę tylko, abyś Ty była przy mnie i mnie wspierała. Uświadomiłem to sobie dopiero, gdy wyznaczono moją misję, kiedy poczułem taką samotność, jaka mi nigdy nie doskwierała. Kiedy to się tak naprawdę zaczęło - nie wiem.
I tyle cierpienia w poszukiwaniu tej jednej osoby, która by mnie wysłuchała, trwały o wiele zbyt długo niż byłbym w stanie znieść, nawet nieświadomie. Może myślisz, że moje zapiski są zbyt dorosłe na mój wiek - nie dziwię się, myślę to samo. Chciałbym mieć szczęśliwe dzieciństwo, bo to ono nas kreuje na dojrzałych ludzi. Moje nie było udane. Teraz chciałbym to naprawić: mieć przyjaciół, być wolnym, nie żyć pośród czystokrwistej rodziny, która dawała fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Szczerze mówiąc wolałbym być mugolakiem, jak Ty, albo nawet adoptowanym podrzutkiem, niemal jak Potter, którego przecież tak długo bezsensownie nie znosiłem.
I nie wiem, czy mi uwierzysz, ale często żałuję tych wszystkich decyzji, których podjąłem, słów, które wypowiedziałem i czynów, których dokonałem i którym się nie sprzeciwiłem. Gdybym mógł, cofnąłbym się w czasie, ale wiem, że i tak niczego nie naprawię, bo i tak na nowo to zepsuję. Żal mi jest zwłaszcza tego, że tyle razy Cię obraziłem. Zemściłaś się na mnie nie raz i myślę, że słusznie. Wolałbym jednak otrzymać więcej ciosów od ciebie prosto w twarz niż widzieć cię nieszczęśliwą z Weasley'em. Naprawdę, gdyby nie moja rodzina, która mi obrzydziła wszystkich Weasley'ów i sposób, w jaki on cię traktuje, nic bym do niego nie miał. Uważa cię jak trofeum, jak osoba, która wrosła do jego rodziny już dawno. Nie jest dla ciebie zły, tylko jesteście dla siebie rodzeństwem. A jak każde rodzeństwo - kłócicie się i wnerwiacie siebie nawzajem.
Nie chcę udawać, że nie jestem o Ciebie zazdrosny. Jestem. Wolałbym, żebyś była przy mnie i mnie wspierała, gdy każdy inny zawodził. Ale po cóż miałabyś pomagać śmierciożercy? I to temu, który tyle złego na świecie wyrządził i najczęściej to Ty byłaś jego ofiarą. Przyznaję się, na początku chciałem nim być, bo mój ojciec mnie do tego namawiał. Tylko, wbrew temu, co sami o sobie mówią, rodzice nie zawsze mają rację. Moi, na przykład, wydziedziczyliby mnie z rodziny, gdyby się dowiedzieli, że do Ciebie piszę, a wiem, że robię dobrze. I pewnie niedługo im o tym powiem, bo już nie chcę do niej należeć. Chcę być wobec nich szczery - chcę, by wiedzieli, co o nich myślę i co myślę o Tobie. Nie zależy mi na ich konsekwencjach.
Zresztą w miejscu gdzie teraz jestem, pewnie szybko by posądzili mnie o zdradę krwi. Kiedy to piszę znajduję się u mojej ciotki Andromedy Tonks, która została wydziedziczona za ślub z mugolakiem. Gdybym tylko mógł, też chciałbym, by tak się potoczyło moje życie. Z jednym wyjątkiem. Nie straciłbym swojej miłości, siostry, której nie mam, córki oraz jej męża na rzecz okropieństw wojny. Żyłbym względnie normalnie, próbując nie próbując tuszować przed własnym dzieckiem Mrocznego Znaku ani okoliczności jego nabycia. Proszę Cię tylko, byś nie myślała, że przez cały czas chciałem być śmierciożercą. Tak jak już wspomniałem, tylko na początku, gdy wszyscy dookoła wmawiali mi kłamstwa, jakie to niby wspaniałe. Przez cały szósty rok szukałem u kogoś pomocy i bardzo chciałem, byś była to Ty. Chciałem, byś była moim światełkiem w mrocznym tunelu, jaki bezustannie przemierzam od dziecka.
Po aresztowaniu ojca zacząłem wątpić w słuszność przekonań Sama-Wiesz-Kogo. Ale on zdążył już dać mi okropny tatuaż i misję do wykonania. Byłem załamany psychicznie, potrzebowałem kogoś, kto by mnie wsparł. Ciebie nie było. Kiedy nie pozostał już nikt, kto mógłby mi pomóc, płakałem przez całe dnie w łazience. Płakałem z różnych powodów: moja misja, życie człowieka, które leżało wtedy w moich rękach, ojciec w Azkabanie, a zwłaszcza brak Ciebie. Oczywiste jest to, że nigdy tego nie zauważyłaś, bo nauczyłem się w tamtym czasie nie okazywać żadnych emocji, przynajmniej nie przy ludziach. Udało mi się to połowicznie, bo rozmawiałem z duchem. Moim jedynym towarzyszem była Marta Warren znana Ci jako Jęcząca Marta.
Gdy Potter znalazł mnie w łazience i mnie zaatakował, poczułem, że to jest właśnie to czego mi potrzeba - ból. Ból, który pomógł mi wtedy otrzeźwieć i wrócić do rzeczywistości. To było dla mnie konieczne, jeśli nie chciałem się obawiać o swoje życie i życie mojej matki. Mimo, że nie była najlepsza, wciąż się o nią martwiłem, bo ona jedna nie była zepsuta do szpiku kości, w przeciwieństwie do chorej psychicznie ciotki Bellatrix z obsesją na punkcie Sama-Wiesz-Kogo. Po ataku uleczył mnie profesor Snape i to właśnie od niego najwięcej się w życiu nauczyłem. On też nazwał miłość swojego życia szlamą.
Była to Lily Potter, którą pokazał mi w swoich wspomnieniach. Miała włosy dokładnie takiego koloru, jak Twoje. Profesor mówił o niej dokładnie w taki sposób, w jaki ja myślę o Tobie: mądra, zabawna, stanowcza i piękna Gryfonka ze wspaniałym imieniem cierpiąca przez paskudnego Ślizgona. Nigdy nie wiedziałem, że tyle nas łączy. Doradził mi jedno: bym nie popełnił takiego błędu jak on i nie pozwolił swojej miłości umrzeć, zanim dowie się, co ktoś do niej czuję. Była to moja najważniejsza życiowa lekcja, którą chcę teraz wypełnić.
Chcę, abyś się dowiedziała.
Nieważne, że mnie nienawidzisz. Kocham Cię, Hermiono. I będę cię kochać. Zawsze.
***
Od autorki:
Przyznaję, że nie podejrzewałabym się o napisanie czegoś takiego. Ale był wieczór, do tego wpadłam w melancholię. Ale i tak przyznam, jako autorka, że się przy tym prawie popłakałam. Wy pewnie nie, no ale cóż... Mam nadzieję że media zrobiły swoje.
CZYTASZ
List do Szlamy | Draco Malfoy
FanfictionW dzień po Bitwie o Hogwart Draco Malfoy ucieka od swojej rodziny i pisze list. Przeczytacie tu historię nieszczęśliwego życia Draco Malfoy'a opisaną przez niego samego. Zrozumiecie, że tylko nadzieja utrzymywała go przy życiu.