made you wish you were mine

290 11 4
                                    

Wiem, że miało być Christmas-y i pewnie nie do końca tego oczekiwałaś, ale miałem równo 3 godziny na napisanie tego, I hope you enjoy anyways 🥺

⋆⋆⋆

Toń była strasznym miejscem - przerażającym nawet bardziej niż samo Elfhame. Dni zlewały się w jedno, czas rozwlekał się, płynąc jednocześnie wolniej i szybciej, góra zdawała się być dołem, a dzień nigdy nie następował po nocy. Młoda kobieta, zamknięta w klatce na dnie morza mogła być pewna już tylko jednej rzeczy. Nazywała się Jude Duarte. Była przybraną córką Madoka, członkiem Dworu Cieni, szpiegiem, jednym z najlepszych w swoim fachu. Została zdradzona przez człowieka, któremu ufała. Król, którego sama osadziła na tronie, porzucił ją na pastwę losu. Nazywała się Jude Duarte…

Mijały jednak kolejne minuty - choć czy może były to tygodnie - a w pamięci dziewczyny zacierało się i to. Została zdradzona, ale przez kogo? Kto ją porzucił? Skąd wzięła się w królestwie Orlagh? Kim była? Nazywała się… Nazywała się… Nie wiedziała jak ma na imię. Jej tożsamość powoli ginęła. Tonęła w głębinach tak jak ona, choć nie ważne jak usilnie by się nie starała, nie mogła nabrać wody w usta i opaść na samo dno. Życie trzymało się jej kurczowo, bezmyślna, monotonna egzystencja otulała jej ciało niczym mokry materiał sukni, którą na nią założono.

Jude, Dziewczyna, nie mogła przypomnieć sobie kiedy ostatni raz spała. Jej ciało było wykończone, a jej odpoczynek tworzyły krótkie chwile utraty przytomności, gdy nie była już w stanie wytrzymać. To zabijało ją powoli. Brak słońca, słona woda, którą piła, pożywienie niezapewniające jej odpowiednich składników odżywczych… Była pewna, że prędzej czy później umrze - przed śmiercią miała jednak jeszcze wiele wycierpieć.

Gdzie jestem? Kim jestem? Dlaczego… Nie mogła odróżnić rzeczywistości od delirycznych wyobrażeń własnego umysłu. Wydawało jej się, że ktoś mówi do niej czule: "Znajdę cię. Przyjdę po ciebie.", mogła przysiąc sobie, że kątem oka widziała ludzką sylwetkę. Kiedy jednak odwracała głowę, nie widziała nic.

Drugi głos szepczący jej do ucha zdawał się być bardziej realny. Nie mogła się oprzeć wrażeniu że przy każdej sylabie czuje na swojej skórze wydychane powietrze. "W końcu sprawię, że pożałujesz, że nie byłaś moja, Jude Duarte."

Jude, Jude, Jude, Jude… Kim jest Jude?

Nie reagowała, gdy miękkie wargi dotykały jej szyi, gdy czyjeś dłonie przeplatały jej włosy, aby chwilę później wsunąć się pod materiał jej ubrania, wodząc opuszkami palców po jej ciele. Gdzie zaczynała się prawda, a gdzie kończył fałsz? Gdy poważyła się otworzyć oczy, zamiast bezwładnie i bezwolnie unosić się w wodzie… Widziała najpiękniejszą osobę, jaka istniała w całym świecie, elfów czy ludzi.

Okrutny uśmiech wykrzywiający twarz kobiety zdawał się być Dziewczynie najłagodniejszym, najbardziej anielskim ze wszystkich, jakie widziała. Jej surowe, ale piękne oblicze, otoczone falami lśniących włosów, odzwierciedlających wszystkie barwy oceanu zapierało dech w piersiach. Nie wiedziała dlaczego kiedykolwiek mogła chcieć czegoś innego, niż patrzeć na nią.

"Moja Jude, zostaniesz z nami już na zawsze. Zatrzymam cię tylko dla siebie, z dala od nich. A o Nim zapomnisz już całkowicie…" Kiwała głową z przekonaniem. Nikt inny się nie liczył. Nikt inny nie był ważny. Nie chciała stracić tego co miała.

Z każdym dniem Jude zapadała w coraz głębszy letarg. Jej ciało stawało się coraz słabsze, a ona coraz bardziej zakochana w jedynej stałej, znajomej, ciepłej istocie, którą spotkała na dnie Toni. Kimkolwiek była. Jakkolwiek się nazywała. Piękna kobieta bez imienia i jej wierna adoratorka, zniewolona i pozbawiona swojej indywidualności, a przy tym boleśnie tego nieświadoma. Malowniczy duet.

W konch coś jednak musiało się zmienić. Przewrót, który zmienił wszystko z czego zdawała sobie sprawę prędzej czy później musiał nadejść. W jednej chwili unosiła się w wodzie, w drugiej ktoś trzymał ją ponad taflą morza, na lądzie. Łapczywie chwytała powietrze, czując jak boleśnie wypełnia jej płuca pierwszy raz od sama nie wiedziała jak dawna. Myślała, że jest morską istotą. Mogła się mylić.

Uniosła powieki. Ktoś trzymał ją w ramionach, otuloną płaszczem, już na brzegu, z dala od jedynego miejsca, które znała. Kilka metrów dalej, tuż przed sobą, widziała piękną kobietę, którą pamiętała z dni spędzonych pod powierzchnią. Nie chciała się z nią rozstawać. Dlaczego ktoś zabierał ją od niej. Musiała do niej wrócić. Natychmiast.

Szarpała się, próbując wyrwać się i ruszyć w jej stron, nie ważne jak, czy biegiem, czy czołgając się, gdyby zwiotczałe mięśnie i wychudzony organizm odmówiły jej posłuszeństwa. Ktoś jednak trzymał ją mocno, powstrzymując przed ucieczką. Krzyczała, nie przestając walczyć, a jej rozpaczliwe wrzaski niosły się echem po okolicy. Niesiono ją coraz dalej, w nieznane, aż w końcu Dziewczyna ponownie straciła przytomność, jedynie półświadomie rejestrując łagodny, obcy pocałunek w czoło.

Gdy wybudziła się, cztery dni później, rzeczywistość spadła na nią niczym lawina. Przez moment była pewna, że ją zgniecie. Nazywała się Jude Duarte. Przybrana córka Madoka, szpieg Dworu Cieni, seneszal króla Elfhame, zdradzona przez przyjaciela, porzucona przez władcę. Była więźniem królowej Orlagh. Jude Duarte. Jude Duarte. Jude Duarte. W swojej głowie powtórzyła to jeszcze czternaście razy. Musiała mieć pewność, że nigdy nie zapomni.

Pierwszy szok minął. Wiedziała kim była, gdzie była i co się stało. Wiedziała, że geis nie działał, jednak problem ten był zbyt przerażający, aby mogła pozwolić sobie na myślenie o nim tuż po uwolnieniu. Uwolnieniu. To uświadomiło jej, że Cardan wcale jej nie porzucił. Bynajmniej, wyrwał ją ze szponów władczyni Toni, wracając ją w bezpieczne ściany pałacu.

Jude była pewna, że chciała zobaczyć Cardana jak najszybciej. Chciała nawet od razu podnieść się do pionu, jednak jej mięśnie ani drgnęły. Dopiero wówczas zdała sobie sprawę jak bardzo osłabiona była - a osłabiona znaczyło także bezbronna. Równie bezbronna jak wtedy, gdy przebywała pod wpływem uroku elfów.

Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach na samą myśl o tym co mogło spotkać ją, gdy przebywała w morskiej niewoli. Jak mogli zabawiać się z jej śmiertelną osobą. Do jej głowy wdarło się wtedy niechciane wspomnienie, owej pięknej kobiety, do której tak pragnęła wrócić, gdy tylko została ocalona.

Jeśli wcześniej mimowolnie czuła w sercu lęk, to spostrzeżenie zmroziło krew w jej żyłach. Doskonale wiedziała kim była ta nieznajoma. Nicassia zawsze była największym koszmarem Duarte. Najwyraźniej z wzajemnością.

Najgorsze nie było jednak wcale to, co się stało. Nie, o wiele gorsze było to, że myśląc o tym wstecz, mogła z przerażeniem zauważyć, że nawet gdyby nie była omamiona, podobałoby jej się to. Że mogła czuć względem księżniczki Toni coś więcej niż odrazę. Że gdyby teraz miała wybór, chciałaby zostać na zawsze i zapomnieć o swoim królu, tak jak Nicassia obiecywała jej, gdy śmiertelniczka nie była sobą.

Brzydziła się sobą i prawdą, którą mimowolnie odkryła. Nie tak miało być.

Gdy wielkie, dębowe drzwi otworzyły się i do środka wkroczył sam Cardan w całej swojej aroganckiej okazałości, Jude pogrzebała resztki godności, które jeszcze miała i pozwoliła, aby łzy upokorzenia, strachu i bólu ostatnich miesięcy popłynęły po jej policzkach. Nie było nic gorszego, niż oddać swoje serce wrogowi. Myślała jednak, że tym wrogiem będzie władca Elfhame, nie jego okrutna, olśniewająca przyjaciółka. Duarte musiała spotkać się z nią ponownie, i to na osobności.

made you wish you were mine || fanfic exchangeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz