Rozdział 1

136 21 7
                                    

ANA

Dwa miesiące później

Budzę się z okropnym bólem głowy i rąk. Powoli otwieram oczy, by zaraz je zmrużyć. W pomiesz­czeniu panuje półmrok, a w powietrzu unosi się zapach wilgoci. Nie wiem, gdzie jestem ani jak się tu znalazłam. Nawet nie mogę się ruszyć, bo moje dłonie są przywiązane do łóżka. Jedyne, co mi przy­chodzi do głowy, to to, że zostałam porwana. Tylko jak? Pamiętam tylko, jak jadłam śniadanie z Jame­sem i Natánem. Boże, co ja tu robię? Nagle słyszę czyjeś kroki. Oddycham z ulgą, gdy drzwi się otwie­rają i widzę w nich Ryana, przyjaciela mojego męża.

– Ryan, dzięki Bogu, że mnie odnalazłeś. Ktoś mnie chyba porwał.

Ryan zamyka drzwi. Na jego twarzy maluje się cyniczny uśmiech.

– Ale z czego ty się śmiejesz? – warczę. – Roz­wiąż mnie i idziemy stąd.

Nic nie mówiąc, podchodzi bliżej.

– Ryan, do cholery! Rusz się – nalegam nerwowo.

– Oj Ana, Ana. – Uśmiecha się szyderczo. – Ale ty jesteś głupia.

Co? O co mu chodzi?

– Ryan, kurwa, nie mam ochoty na żarty! – Iry­tuje mnie to już. – Wypuść mnie.

– Nie mogę. – Kręci głową.

– Ryan, przestań. Odwiązuj mnie. – Bezskutecz­nie próbuję się wyszarpać z więzów.

– Zamknij się, kurwa!

– Jeśli ty za tym stoisz, to obiecuję ci, że James cię ukatrupi.

– James? Serio? – prycha. – A myślisz, że dzięki komu tu jesteś?

– Gdzie jest mój syn?

– W bezpiecznym miejscu.

– Dobra, wystarczy tych żartów. Odwiąż mnie.

Ryan podchodzi bliżej i przystawia mi pistolet do skroni. Co to, kurwa, ma być? Teraz naprawdę za­czynam się bać.

– Myślisz, że to żarty, ty mała suko! – warczy.

– Ryan, przestań. – Czuję, jak łzy cisną mi się do oczu. – Gdzie jest James?

– A skąd ja mam, kurwa, wiedzieć?! Pewnie pieprzy tę swoją nową dziwkę – syczy z obłędem w oczach.

Że niby co? Przecież mój mąż mnie kocha, nie zdradziłby mnie.

– Widzę, że nadal nie rozumiesz. – Wodzi pisto­letem wzdłuż mojego brzucha. – Otóż, twój mąż cię sprzedał.

– Co ty pieprzysz?

– Nic a nic nie znasz Jamesa. To nałogowy ha­zardzista. Przegrał wszystko. Dom, firmę, samocho­dy, dziecko, nawet twoją śliczną buźkę – wymienia z szyderczym uśmiechem.

– Nie wierzę ci – mówię ze łzami w oczach.

– W dupie mam to, czy mi wierzysz! Już jutro trafisz do swojego nowego pana, Miguela Navarro, ale najpierw ja się z tobą zabawię – mówi i podciąga mi sukienkę.

– Przestań! – krzyczę, kopiąc.

– Jeszcze raz kopniesz, a twój syn znajdzie się w małej trumience – grozi mi.

– Nie zrobisz tego!

Przerażają mnie jego słowa. Zaczynam trząść się jak osika, aż brakuje mi tchu.

– A chcesz się przekonać? – pyta, pozbawiając mnie bielizny. – Pamiętaj, że tylko ja wiem, gdzie jest twój bachor.

– Ryan, nie – proszę go, zalewając się łzami.

Zapach grzechu - WYDANA 📚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz