Mrok

12 2 1
                                    

Wędrowiec biegł, przerażony, ścieżką w kierunku najbliższego domu. Była już noc. Wiał silny wiatr, padał ulewny deszcz. Pomimo tego, księżyc w pełni wyłaniał się złowieszczo zza chmur. Oświetlał biegnącego, którego obejmowała coraz mocniej ciemność wyłaniająca się z pobliskiego lasu.
Były w stanie myśleć tylko o jednym - uciec, żeby przeżyć. Był już naprawdę blisko osady, gdy obejrzał się za siebie. To, co ujrzał zmroziło mu krew w żyłach. Nie powinien był tego robić. Osunął na ziemię, wiedząc, że to ostatnie chwile jego życia. Było już za późno na ucieczkę.

O poranku, mieszkańcy wsi znaleźli tylko ubłoconą kurtkę. Nic więcej. Żadnych śladów krwi. Żadnych innych rzeczy należących do wędrowca. Tylko kurtka. Już trzecia w tym miesiącu. A dopiero się zaczął...
Po okolicy krążyły głosy, że za tajemniczymi zniknięciami stoi upiór, nazywany przez niektórych Vanessą Wiboradą, od nazwy lasu, który nawiedza. Od wieków krążyły o niej legendy. Mieszkańcy pobliskich wsi zawsze obawiali się wchodzić do tego lasu, chociaż ostatnimi czasy zaczęto uważać podania o potworze za zwykły zabobon. Wtedy jednak zaczęły się zniknięcia. Najpierw działo się to tylko w lesie, co najwyżej kilka razy do roku. Jednak z czasem zaczęli ginąć również ludzie mieszkający w okolicy. Działo się to coraz częściej. Doszło do tego, że bano się w ogóle wychodzić z domu po zmroku. Po zaginionych rzadko znajdowano coś więcej niż pojedyncze elementy garderoby. Nigdy nie odnaleziono żadnego ciała. Nie uznawano więc oficjalnie śmierci zaginionych. Jednak nie było po nich żadnego śladu... Wielu śmiałków próbowało przeszukiwać las w dzień, jednak na próżno. Nigdy nic nie znaleziono. Natomiast ci, którzy odważyli się wejść do lasu nocą, nigdy już nie wrócili.
Trwało to już dobre kilka lat. Wsie pomału się wyludniały. Nikt nie chciał mieszkać w tej przeklętej okolicy. Kolejne domy pustoszały. Okolica dziczała. Podwórka zarastały, domy niszczały. Teraz tylko niektóre z nich były zamieszkane. Zdecydowana większość była więc w opłakanym stanie. Stały, pozostawione same sobie, i czekały, aż zostaną całkowicie przejęte przez naturę. Przechadzając się wioską ujrzeć można było walące się domy pośród istnego gąszczu traw i krzewów, który kiedyś nazywany był podwórkiem. I przechadzające się tu i tam zdziczałe zwierzęta gospodarskie, które dawno już zapomniały o swoim zaginionym właścicielu.
W takich właśnie realiach osadzona jest nasza historia. Historia pełna grozy i mroku, lecz także nadziei oraz niezwykłej odwagi...

Vanessa Wiborada - leśny zabójcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz