Weszłam szybko do domu i rzuciłam torbę z zakupami na stół. Postanowiłam że pójdę na długi spacer po pobliskim lesie. Nie mam co robić więc to dobry plan.
I chuj, mogę chociaż zabić kilka hilichurli czy coś. Ciekawe zajęcie, usatysfakcjonuje mnie to i będzie ciekawie. Zabrałam swoją dzidę, (sorry nie wiem jak to nazwać lol) i szłam na bój! Byłam ma moście Mondstatu, wystraszyłam gołębie temu lamusowi Timmie'mu i było superowo. Dziecek nie wytrzymał napięcia więc zaczął się wydzierać do mnie.- Co ty robisz? OH NIE, MOJE GOŁĘBIE! SZKOLONE BYŁY! GOŁĘBIE POCZTOWE, ROZUMIESZ? - nie wychowany bachor bez szacunku dla starszych, którzy mu dupę ratują przed Fatui, Signorą itp.
- Hola hola, jak się odzywasz do ważniejszych od Ciebie?! - serio, nie lubię dzieci w ogóle, tym bardziej tych zjebanych.
- Powiem o tym tatusiowi, zobaczysz! Będziesz żałować!
- O, ta, ta. Nie zesraj się, rosjańskie dziecko. - Powolutku i triumfalnie odeszłam z tamtąd, widząc że dziecko gotuje się że złości, cieszyło mnie to.
Byłam już w tym lesie. Świeciło letnie słońce, mimo to kropił lekko deszcz. Postanowiłam że usiądę na wysokim drzewie i popodziwiam widoki. Dziwna ta pogoda, ale trudno. No, myślę że już czas by opowiedzieć trochę o mojej wizji. Dendro, tak, jebane DENDRO. Na pierwszy rzut oka słaba moc, ale jest mocna w praktyce.
Tsa, ma to troszkę wspólnego z moim zawodem. Potrafię wywołać między innymi bluszcze które oplatają przeciwników i ich zabijają, tornada z ziemią, kwiaty dające życie każdej istocie która tego potrzebuje albo ogromne rośliny zadające duże obrażenia moim wrogom. Moja wizja umożliwia także przywołanie silnego stworzenia podobnego do gigantycznego smoka, w jego grube łuski są wzrośnięte piękne kwiaty i ozdobne, pióropuszowate trawy. Ta nadzwyczajność jest także powiązana z istotami żywymi, więc nie ma się co dziwić. No, opowiedziałam już wystarczająco, więc idę na zwiady. Hehe, życie.
Chodziłam i biegałam, ale kurna nic! Nie ma nawet slimów, więc co ja mam tu robić?
Hmm.. Pozbieram miętę będzie zabawnie. To jest plan!Nienawidzę soboty.
Przez drogę przebiegła mi parka wiewiórek, a za wiewiórkami....
- VENTI!! - wydobyłam z siebie tak głośny krzyk, że myślę że usłyszały go nawet zakonnice w katedrze.
Bard tylko pomachał mi krótko się uśmiechając, po czym z zawziętym wyrazem twarzy wznowił swoją czynność, czyli usiłowanie złapać wiewiórkę. Na chwiejnych nogach, zapewne po alkoholu. Wielki Bard Venti, najsilniejszy Bóg Mondstatu, anemo archon Barbatos, najebany goni wiewiórki gdzieś w lesie.
Postanowiłam odpuścić sobie szukanie wentylatora, no cóż, dzień jak co dzień.
Prześpi się gdzieś w krzakach i powróci, a może powróci ze zdobyczą? Kto wie.***
Naprawdę przepraszam że takie krótkie i naciągane, ale mam załamki od pewnego czasu i nie mam siły nic pisać.
Z poważaniem,
Hayato van latający <3
CZYTASZ
Szczęście ozdobione rozmaitem ~ (Kaeya x Reader)
FanfictionHej! Mam dla Was coś bardzo niespodziewanego, intrygującego i zarazem interesującego, ponieważ na co dzień nie piszę takich baśni (czyt. nie wiem czego), to poprostu oferta NIE DO ODRZUCENIA! Więc tak, będą tu przekleństwa, akcje których nikt nie zr...