Złoty kwiat

85 17 37
                                    


Ciemność, chłód i cisza, otulały nagie ciało. Po długim czasie w końcu po raz pierwszy otworzył oczy. Wzrok miał jeszcze rozmazany, ale od razu rozpoznał owalną machinę, która majaczyła za szklaną powierzchnią jego kapsuły. Przez zieloną ciecz, która go otaczała, ciężko mu było dostrzec szczegóły, ale doskonale wiedział czym była. To ona go stworzyła.

      Otworzył usta, a zaraz po tym ciecz wdarła się do jego wrażliwych płuć, powodując ostry, piekący ból. Nie cierpiał jednak długo. Maszyna wykrywając, co się dzieje, zareagowała. Od razu zaczęła odpompowywać płyn, a kiedy jego poziom opadł, kapsuła otworzyła się ze świstem. Do środka wpadło świeże, lodowate powietrze.

      Odkaszlnął, po czym stanął na chwiejących się nogach. Wciąż ociekając zielenią, postawił stopę na zimnej posadzce. Był oszołomiony i nie do końca zdawał sobie jeszcze sprawę, co się wokół niego dzieje. Nie musiał jednak długo czekać. Obok niego pojawiły się dwie identyczne istoty. Bez słowa wytarły go, a następnie oddziały jego ciało w chłodny metal. Pokornie im na to pozwolił.

      W tym czasie jego wzrok zdążył się już w pełni ukształtować, a zmysły rozbudzić. Spojrzał więc na swoje odbicie w srebrnej zbroi. Twarz miał smukłą, perfekcyjnie uformowaną, bez najmniejszej skazy. Skórę za to pokrywała platynowa szarość. Długie spiczaste uszy sterczały po obu stronach głowy, za to na jej szczycie znajdowały się siwe włosy, te zostały precyzyjnie zaczesane do tyłu. Jego źrenice za to, były niemal całkiem czarne, niczym czarne dziury na tle nieprzeniknionej bieli.

      Wystarczył jeden rzut oka i już wiedział, czym był. Klonem. Sztucznym wytworem. Tak jak istoty obok niego. Byli identyczni, różniły ich jedynie symbole na napierśnikach. A320 i A321. Spojrzał na własny numer, B459. Od razu zaakceptował ten stan rzeczy. Tak go stworzono. Tak powinno być.

      – Zaczynamy zwiad na kolejnej planecie. Twórca kazał niczego nie likwidować, póki nie wyda rozkazu. Szukamy istot żywych – poinstruował go numer 321, wręczając mu broń.

      Chwycił bez wahania owalny pierścień z uchwytem. Narzędzie było perfekcyjnie wymierzone pod jego rękę. I choć trzymał je po raz pierwszy, to mimo to, wiedział doskonale jak się nią posługiwać. Miał też pewność, że nią nie spudłuje. Ta wiedza tkwiła w jego głowie od chwili stworzenia. Doskonale zdawał sobie również sprawę, jaki jest cel jego istnienia. Było nim słuchanie Twórcy oraz niszczenie wyznaczonego przez niego istnienia. Nie ważny był powód ani to ile ich zginie, ważny był jedynie rozkaz.

      Wyszli z pomieszczenia, zostawiając maszynę klonującą, która dalej nieprzerwanie, pompowała płyn do reszty identycznych kapsuł. Było ich mnóstwo, a w każdej widział tę samą twarz w różnych etapach rozwoju. Nic go to nie obeszło. Szedł prosto, nie oglądając się za siebie.

      Szli labiryntem korytarzy, spotykając po drodze inne klony zajęte wykonywaniem powierzonych im zadań. Naprawiali i sprawdzali stan urządzeń, przekazywali sobie instrukcje Twórcy, lub po prostu stali, czekając na dalsze rozkazy. Nie witali się, ani nawet nie obdarzyli przelotnym spojrzeniem. Każdy był skupiony na swoim celu. Nic innego się nie liczyło. Tylko to.

      Trójka uzbrojonych klonów zatrzymała się dopiero w obszernej hali. Pomieszczenie, tak jak wszystkie inne przeszywał chłód i wszechobecna szarość.

      Czekali, aż nagle pomieszczenie zadrżało nieznacznie, po czym olbrzymi właz zaczął się otwierać. Oznaczało to tylko jedno. Wylądowali na kolejnej planecie, która była następną przeszkodą na drodze do ich podboju.

      Rażące światło przebiło dotychczasowy nastrój otoczenia, zmuszając ich do wyjścia na nieznany grunt. Ziemia obsypana zielenią, otaczała przestrzeń wokół. Przed nimi majaczył błękitny horyzont wody, a dookoła niego las. Za nimi za to była opustoszała sawanna traw. Olbrzymia przestrzeń wydawałą się przytłaczająca, ale może dla zwykłej istoty, nie dla nich.

Złoty kwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz