2.

55 4 3
                                    

---------------

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

---------------

Spojrzałem na zegarek stojąc pod drzwiami na klatkę schodową mojego przyjaciela, 12:58. Dobrze, punktualność najlepsza rzecz. Wpisałem kod, który był znany chyba każdemu, kto lubi się bawić całymi dniami i nocami. Wbiegałem po schodach ale jakoś bardzo mi się nie śpieszyło, właściwie to chciałem wrócić do domu. Miałem cichą nadzieję, że Robert się jednak rozmyślił i został w domu. Pociągnąłem za klamkę, drzwi jak zwykle otwarte, kiedyś go okradną, a on będzie myślał, że to goście na imprezę.

Wchodząc do mieszkania Tadeusza od razu zobaczyłem go i chyba nawet nie muszę mówić tego imienia, zachowuje się jak zachowana nastolatka i zdaję sobie z tego sprawę ale samo tak wychodzi,, Nie panikuj Arek, nie panikuj, może Cię nie widział''.

Uspokajałem się i po cichu liczyłem by naprawdę mnie nie zauważył, niestety się przeliczyłem, bo już po chwili Robert stał obok mnie, wpychając mi drinka w dłoń.

- Miło Cię widzieć - zaczął z lekkim uśmiechem, w sumie też miło było to słyszeć. Może jednak przestanę tyle panikować - Ciebie również - odpowiedziałem miło i normalnie, aż sam się zdziwiłem 

- Długo tu jesteś? - chciałem jakoś zacząć rozmowę, to, że impreza miała zacząć się o 13, nie znaczy, że o tej się zaczęła 

-  Z godzinkę, a czemu pytasz? - byłem zdziwiony, że jest jeszcze trzeźwy - nie wyglądasz jak połowa z nich - musiałem coś odpowiedzieć, nie chcę żeby czuł się jak na przesłuchaniu, choć jego odpowiedź jeszcze bardziej mnie zszokowała 

- Nie przepadam za alkoholem - no to pojechał, ciekawe co tu robi w tym wypadku - powiedział ktoś kto przed chwilą wcisnął mi drinka - lekko się uśmiechnąłem, no jednak po alkoholu łatwiej.

- Po alkoholu łatwiej się zaczyna rozmowy. 

- Czytasz mi w myślach? - Ten człowiek coraz bardziej mnie zaskakuję, nie tylko swoją urodą. Szczerze myślałem, że nie da się lepiej wyglądać...w jego przypadku, ale jednak w białej koszuli wygląda jeszcze lepiej. Muszę szybko odgonić te myśli zanim palnę coś głupiego.

- Możliwe, pójdziemy gdzieś gdzie ciszej? jak gdziekolwiek jest ciszej 

- 2 bloki dalej...może - zaśmialiśmy się, faktycznie było głośniej niż zwykle. Ledwo słuchałem jak Robert opowiada o swoim tygodniu, może nie działo się nic ciekawego ale nawet ,,Dziady'' w jego wykonaniu byłyby ciekawe - przyniosę coś do picia, zaraz wracam - musiałem mu przerwać z ciężkim sercem ale rozumiecie na pewno sprawy alkoholowe. 

Znałem to mieszkanie jak własne, więc od razu trafiłem do kuchni, trochę podpierając ścianę. Nie wiem ile wypiliśmy ale Robert na kogoś kto nie lubi alkoholu ma całkiem nie zły spust, napełniłem dwie szklanki wodą, to będzie ciekawa odmiana.

Wszedłem do pokoju, żeby idealnie zobaczyć Bartka rozmawiającego z Robertem. Było widać, że mu się to nie podobało ale Bartek momentami w takich chwilach stawał się inną osobą i jedyne na czym mu zależało to kogoś zaliczyć by mieć o czym opowiadać. Usiadłem z drugiej strony Roberta, opierając łokieć na jego kolanie i lekko się przechylając w stronę naszego uwodziciela 

- Te, weź spierdalaj - powiedziałem z irytacją w głosie, która chyba była wyczuwalna dla każdego, zgadując po szybkim zmyciu się Bartka i cichym śmiechu po mojej prawej - Takie to zabawne dla Ciebie? - przechyliłem głowę - Mogłem Cię zostawić dostałbyś darmowe  500 zł. 

- Nie przesadzaj, taki łatwy nie jestem... i dziękuję, sam bym się chyba nigdy nie odgonił. 

Mruknąłem ciche nie ma za co i podałem mu wodę. Rozmawialiśmy trochę o życiu, momentami śmiejąc się z debilnych akcji dziejących się wokoło. 

- Masz kogoś? - To pytanie było dość niespodziewane, szybko odgoniłem powracającą myśl, że może mu na mnie zależy. Szybko zaprzeczyłem i odbiłem pytanie, może będę miał wolną drogę. 

- Nie, teraz już nie...- spojrzał w dół, zrobiło mi się go żal, widocznie miał z nią trudną sprawę. Chciałem go jakoś pocieszyć ale ciekawość chyba wzięła górę - Dlaczego z nią zerwałeś?

- Z nim... miał dość ukrywania się ze mną, w sumie co się dziwić i ukrywanie się i przyznanie się do swojej orientacji jest pokurwione - miał rację ale bardziej skupiłem się na pierwszej części zdania ,, z nim''. Nigdy chyba nie skończy mnie zaskakiwać, może zaraz okażę się tajną agentką.

Nic nie powiedziałem, nie wiedziałem co. Z wyjątkiem kilku chwilowych zauroczeń, nigdy nie byłem zakochany i  nie znałem tego bólu...nie byłem zakochany, aż do teraz...chyba powoli zacznę to akceptować. 

Objąłem go tylko delikatnie i nie zbyt czule, widzę go drugi raz, nie wyznam mu tego co czuję. Siedzieliśmy tak może z 10 minut - Zaprowadzisz mnie do domu? - spojrzał na mnie zaszklonymi oczami, nie wiedziałem czy to wspomnienia o byłym, alkohol czy zmęczenie, ale wiedziałem, że wyglądał uroczo 

- Pewnie, gdzie mieszkasz? - wstaliśmy z kanapy - na tym osiedlu co ty, czubku - faktycznie, wyleciało mi to z głowy. Wyszliśmy bez słowa pożegnania, i tak nikogo to nie obchodziło co z nami będzie.

Spojrzałem ukradkiem na zegarek w telefonie, lekko po północy, nawet nie wiem kiedy to minęło. Latarnie były ładnie poustawiana w prostym rzędzie, aż cieszyło oko. Zachwycałbym się bardziej widokiem tej nocy, gdyby nie chłopak idący koło mnie. 

Nie wyglądał jak on, już zdążyłem go poznać. Przez to jedno niefortunne pytanie cały blask z niego zszedł, mógłbym go samego obwiniać bo w końcu on zadał pierwszy to pytanie, ale chyba spodziewał się krótkiego ,, tak''.

- Co się dzieje? - zapytałem pod jedną z latarni, nie mogę go tak przecież zostawić. Odpowiedziała mi cisza, tak się bawić nie będziemy, puknąłem go lekko w ramię. Dopiero po tym ruchu spojrzał na mnie, przepraszając cicho, ponownie zapytałem. Tym bardziej zaniepokojenie było bardziej wyczuwalne w moim głosie. 

- Nic - westchnął, a jego oczy powędrowały w stronę ulicy, po której jechał samochód, jego światła dość mocno nas oślepiły.

- Jak to nic? od tej rozmowy jesteś dziwny...bardzo go kochałeś? - być może to było nieodpowiednie pytanie, spojrzałem mu w oczy, chciałem znaleźć jakąkolwiek emocje ale teraz jedyne co widziałem to obojętność...nie źle musiał go załatwić 

- Bardzo ale tak samo bardzo go nienawidziłem

- Dlaczego? 

-  To już nie ważne, chodź bo zimno - włożył ręce w kieszenie kurtki

- To chodź do mnie - wypaliłem, już nie bojąc się, że mnie odrzuci, już o tym nie myślałem. Zaufałem mu. 

- Tak nagle mnie zapraszasz? 

- A czemu nie... idziemy? - błagałem cicho, żeby się zgodził - Idziemy. 

Zwycięstwo, może mu trochę poprawi się humor. Zacząłem iść przodem, nagle natchniony i dużą energią. 

Po chwili byliśmy już pod blokiem, wpisałem kod i otworzyłem drzwi, puszczając go przodem. Sam wchodząc wyjrzałem czy nikogo za nami nie ma. Sam nie wiem po co, ludzie mogą pomyśleć różne rzeczy, a nie chcę mu niszczyć życia. Trochę ze znalezieniem kluczy było ciężko ale się udało, będę musiał dokupić breloczek.

- Czuj się jak u siebie, już idę po materac, łóżko będzie twoje - udałem się w stronę stryszku, przecież nie wywalę go na podłogę jak jakiegoś psa 

- Arek... możemy spać razem


---------
Podoba wam się na razie?



To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 13, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

R U Mine? /Operacja HiacyntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz