VII

1.4K 70 356
                                        

Okres narzeczeństwa zwykł kojarzyć się młodym dziewczętom jako czas zacieśniania więzów rodzinnych, pielęgnowania kiełkującego uczucia między zaręczonymi i wywyższania na piedestał przez wybranka, ale Katarzyna Staszkiewicz miała na ten temat zupełnie inne zdanie.

Tak oto w domu Staszkiewiczów, powszechnie przyjętym zwyczajem trwał w najlepsze festiwal uprzejmości, w którym to pan ordynat nadskakiwał rodzicom Katy, a jej prawił dusery przy każdym możliwym spotkaniu. I gdy panience zaczęło się wydawać, iż bywanie w obecności narzeczonego okaże się dlań co najmniej znośne, Katy czuła się coraz bardziej znudzona słuchaniem wyuczonych przez hrabiego frazesów bez żadnego realnego odbicia w rzeczywistości.

Proszone obiadki, spacerki w Łazienkach pod eskortą rodziców lub przybyłej w odwiedziny starej ciotki Pelegii, przejażdżki tramwajem... Wszystko to pannie Katarzynie coraz bardziej dokuczało. I choć nie mogła odmówić narzeczonemu animuszu w uszczęśliwianiu jej na siłę, bo i grosza na nią nie szczędził, zasypując bombonierkami i kwiatami, ona nie potrafiła ukryć żałoby na myśl o utracie namiastek wolności, jaką nieuchronnie zbliżający się termin ślubu miał ją pozbawić.

Hrabia co prawda zwlekał tak długo, jak mógł z ogłoszeniem oficjalnej daty, ale przyparty do muru przez starego profesora koniec końców palnął pierwszą, lepszą datę, jaka przyszła mu na prędce do głowy.

Ojcowie narzeczonych kiwnęli z zadowoleniem, matka hrabicza słała modły w podzięce, a pani Elwira krzyknęła w niebogłosy z radości i następnego dnia pojechała drukować zaproszenia.

Jan i Elwira z Tańskich Staszkiewiczowie

mają zaszczyt zawiadomić o ślubie swej córki Katarzyny

z panem Maciejem Borowskim.

Ślub odbędzie się dnia 6-go października 1901 roku w Kościele Świętej Anny w Warszawie o godzinie II przedpołudniem.

Katarzyna odłożyła zaproszenie na blat sekretarzyka z przedziwnym uczuciem, iż być może, jak odwróci je pismem do dołu, cała afera ze ślubem zniknie, ale zaraz na prośbę matki musiała ufryzować włosy i odziać się w nowiutką toaletę, bo pan ordynat zaprosił ich do Teatru Wielkiego. Panna Staszkiewiczówna zgodziła się tylko dlatego, iż było to jedyne miejsce, gdzie w sposób jawny i publicznie posługiwano się jej językiem ojczystym.

Katy nie przepadała za farsami, ale teatr uwielbiała nader nieskromnie, marząc skrycie o ujrzeniu na deskach takiej figury* jak choćby sama Helena Modrzejewska, recytującą Szekspira albo w jakimś dramacie romantycznym, ale musiała zadowolić się ledwie sztuką obyczajową, wątpliwej wartości.

Więc gdy wszyscy w loży zanosili się śmiechem, włącznie z zawsze poważnym panem hrabią Borowskim, panienka rozglądała się na boki, patrząc przez lorgion w poszukiwaniu innych, mniej niesmacznych w jej mniemaniu rozrywek. Zdaje się narzeczony jako nieliczny zauważył jej brak zainteresowania tym, co działo się na scenie i ku niezadowoleniu Katy nie spuszczał z niej oka, jakby tylko czekał na jej reakcję.

Skrępowana dziewczyna, czując, jakby jej ramiona obległy mrówki długo nie wytrzymała natarczywego spojrzenia i z podbródkiem dumnie uniesionym odezwała się do ordynata:

— Lepiej widziałby pan sztukę patrząc w odwrotnym kierunku, panie hrabio.

— Zapewniam, iż bawię się doskonale, moja pani.

Katy uśmiechnęła się, co hrabiemu bardziej przypominało grymas po skosztowaniu cytryny. By to ukryć, zasłoniła go dłonią odzianą w mlecznobiałą rękawiczkę.

Lojalista I Romans Historyczny Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz