Rozdział I

0 0 0
                                    

Czasy licealne są dla mnie czymś wyjątkowym. Pierwsze imprezy, pierwszy alkohol, pierwszy papieros czy właśnie pierwsza miłość - na imię jej Zuzanna a jej uroda ,odkąd pamiętam, zawsze mnie onieśmiela. Onieśmiela mnie na tyle, że jako nastolatek nie miałem odwagi do niej podejść. Zrobiłem to dopiero po rozdaniu świadectw maturalnych. Czy żałuję że zdecydowałem się na to tak późno? W jakimś stopniu tak bo może w tym momencie łączyło by mnie z nią coś więcej niż wiadomości typu: "Co słychać? Jak się czujesz? Jak radzisz sobie na studiach?„. Jednak lepszy już taki kontakt niż żaden. Żałuję natomiast, że gdy miałem możliwość się do niej zbliżyć to poprostu spanikowałem i zachowałem się jak głupek chroniąc swoją pozycję w stadzie. Było to w klasie maturalnej. Jakoś na początku drugiego półrocza mieliśmy wycieczkę do Warszawy. Pamiętam jak bardzo cieszyłem się z tego powodu - był to mój pierwszy wyjazd do stolicy przez co nie mogłem się tego doczekać. Kiedy nadszedł już ten dzień wszytko wydawało się być idealne. Nie zaspałem, co naprawdę rzadko mi się wtedy udawało, walizka była już spakowana - zrobiłem to dnia poprzedniego aby o niczym nie zapomnieć, mama zrobiła mi smaczne śniadanie a później odwiozła na miejsce zbiórki. Podróż nawet mi się dłużyła ale to zapewne przez towarzystwo z jakim się wtedy zadawałem. Pierwsze cztery dni minęły szybko ale były to najlepsze cztery dni w całej mojej karierze szkolnej. Oczywiście nie pomijając dnia kiedy otrzymałem wyniki z matury, no i może tego jak dowiedziałem się że dostałem się do mojego wymarzonego liceum. Była to klasa mundurowa. Mająca przygotować mnie do zawodu policjanta. Zawodu, który od dziecka chciałem wykonywać. Jednak nie zawsze jest tak kolorowo. O czym przekonałem się piątego a więc i ostatniego dnia wspomnianej wcześniej wycieczki. Pani zabrała naszą klasę za miasto aby odpocząć przed następnym dniem, który mieliśmy spędzić w autokarze. Szliśmy polną drogą. Od czasu do czasu, z racji tego że zbliżaliśmy się do przejścia kolejowego słychać było odgłosy jadących pociagów. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy. W pewnym momencie padł w moją stronę nie śmieszny żart rzucony przez mojego bliskiego ziomka. Uraził on moje ego na tyle że oddałem się zadumie z jego powodu. Byłem tak bardzo pogrążony w moich przemyśleniach że nie zauważyłem nadjeżdżającego pociągu (było to przejście w lesie więc nie było ono szczególnie zabezpieczone). Wszedłem na tory a pociąg nieubłaganie się zbliżał. Z rozważań wyrwały mnie krzyki klasy i wychowawczyni abym uważał i zszedł z torowiska. Kiedy zobaczyłem nadjeżdżający pociąg nogi zrobiły mi się jak z waty a oddech zatrzymał się. Nie byłem w stanie się ruszyć więc zamknąłem oczy i żegnałem się w duszy że wszystkimi po kolei - moimi rodzicami, moim bratem, moimi przyjaciółmi a nawet z moim psem. Błagałem Boga o wybaczenie wszystkich grzechów jakie popełniłem i plułem sobie w twarz, że nie miałem odwagi podejść do Zuzi. Nagle upadłem na ziemię odziwo nie czując przeszywającego bólu, jakiego miałem doświadczyć przez pociąg. Było głośno. Bardzo głośno. Dlatego zatkałem swoje uszy dłońmi. Kiedy już było cicho podniosłem powieki a moim oczom ukazała się twarz Zuzanny patrzącej na mnie ze łzami w oczach. Po jej policzkach spływały łzy a jej usta poruszały się jednak nie byłem w stanie jej zrozumieć. W mojej głowie dalej słyszałem głośne dudnienie pociągu. Złapała mnie za rękę i mocno ją śnisnęla, pomyślałem że w ten sposób chce sprawdzić czy jestem przytomny, dlatego odwzajemniłem jej uścisk. Jej usta otworzyły się ponownie a chwilę po ich zamknięciu nachlała się już na ze mną cała moja klasa. Jedni się uśmiechali. Drudzy płakali. Trzeci patrzyli na mnie jak na wariata a jeszcze kolejni przewracali oczami to tu to tam. W całym szumie jaki słyszałem w głowie zacząłem rozumieć słowa jakie mówiła osoba, która była mnie najbliżej, była to oczywiście Zuzia. Usłyszałem jej pytania: dlaczego nie uważałem, dlaczego się nie rozejrzałem, czy coś mnie boli i czy ją rozumiem. Czułem na sobie przeszywający wzrok moich znajomych więc powiedziałem
- tak rozumiem Cię ale czy mogła byś już zejść? Chce wstać. - Zuzanna od razu się podniosła i podała mi rękę aby mi pomóc, przez chwilę nawet chciałem się jej złapać ale pomyślałem że potem chłopacy będą mi dokuczać bo się zakochałem a więc wstałem bez jej pomocy. Zuzia popatrzyła tylko na mnie smutnie i schowała dłoń.
- wszystko w porządku? Nic Cię nie boli? - wydukała z siebie wsadzając ręce do kieszeni swojej bluzy. Pomimo tego że starsznie bolały mnie głowa,kolana i prawa rękę powiedziałem
- tak wszystko w porządku, przestań zachowywać się tak jak byś się we mnie zakochała. - Po tym jak to powiedziałem jej twarz posmutniała jeszcze bardziej a jej oczy ponownie zaszły łzami. Nuczycielka wykrzyczała moje imię z pretensja w głosie. Już wtedy wiedziałem że zrobiłem coś nie tak. Pomimo tego że chłopcy krzyczeli z zachwytu czułem się strasznie źle z tym co do niej powiedziałem. Przeprosiłem ją za to dopiero po tym jak podszedłem do niej kiedy otrzymaliśmy już swoje świadectwa. A więc naprawdę długo po tym traumatycznym dla mnie wydarzeniu. Trauma przed przejściami kolejowymi została mi do dzisiaj i zawsze przed takowym przejściem zastanawiałem się dlaczego tak do niej powiedziałem aż do pewnego wydarzenia, które było dla mnie gorsze niż dzień w którym prawie straciłem życie.

Mundur rozpaczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz