fa male da morire

9 1 0
                                    

Boli jak cholera,
gdy jedyne co tak naprawdę trzyma nas przy życiu, to to samo, co nam je odbiera. Kawałek po kawałku. I nawet nie wiemy, w którym momencie zapominamy, że nasze życie nie należy do nas. To jak przyzwyczajanie się do nieuchronnego. Skoro nie mamy wpływu, to nie mamy wpływu na nic. Niby odpowiadamy za siebie, ale nie, bo odpowiadają za nas wszyscy inni.

   Patrzyłam na niego z cieniem strachu, choć spał jak zabity. Z fioletowymi sińcami pod oczami, z śladem kokainy nad górną wargą, wyglądał niemal żałośnie. Nawet w tym stanie mógł mnie udusić gołymi rękami lub poduszką. Niccolò był jednym z tych złych, jednym z tych podłych, którzy nigdy nie wybaczają, dlatego jeszcze nic nie zrobiłam, dlatego jeszcze nawet nie spróbowałam się stąd wydostać.
   Włochy to zupełnie inny świat, niczym nie przypominają Francji. Jeśli wyściubiłabym choć czubek nosa poza pałac w jakim żyłam, cały Rzym by o tym wiedział. A Niccolò wiedziałby jako pierwszy. Wszystkie te jego gnojki z Inferno znają się na swojej pracy. Wiedzą jak traktować uciekinierów. Wiedzą jak traktować kobietę szefa. Niccolò Martinelli, diabeł którego nazywają swoim Bogiem.
   Paryż. Francja, mama, Benôit, nawet pani Dorieen. Całe to życie, za którym tęskniłam. Nawet jedzenie... niczym nie przypomina tego do czego nawykłam. Pasta, ciągle pasta. Na obiad, kolację, dzień w dzień to samo. I te same wojny, te same dźwięki wystrzałów. I te same obietnice, że kiedyś to się skończy. Ale nie skończy, bo Niccolò potrafi znajdywać sobie wrogów, potrafi cieszyć się, z każdego zatargu. A ja? Ja mam nadzieję, że w końcu go zabiją.
   Zanim on zabije mnie. Bo jego wściekłości nie da się opanować, prędzej czy później pobije mnie tak, że już nie wstanę, że przestanę oddychać.
   - Co? - zapytał zaspanym głosem. Spojrzał na swój zegarek. Była druga w nocy. Musiałam wyglądać jak wariatka, patrząc się prosto na niego w obliczu późnej nocy - Zgaś to.
   Wskazał na małą lampkę stojącą za moimi plecami, na nocnej szafce. Od razu to zrobiłam, widząc jego zniecierpliwiony wzrok. Zawsze jego cierpliwość kończyła się wtedy, gdy wydał rozkaz. Wykres był jeden. Polecenie - wykonanie. Czasami był nieco dłuższy. Polecenie - polecenie - przymusowe wykonanie.
   - Nie możesz zasnąć? - uniósł się na rękach, odsłaniając białą kołdrą wytatuowane ramiona i tors.
   - Zaskakujące? - wymsknęło mi się nim zdążyłam pomyśleć. Spojrzał na mnie jakby nie miał pojęcia o czym mówię  - Przecież tak miło dzielić łóżko z nieprzewidywalnym pojebem, który dopiero co chwilę temu zastrzelił człowieka, za to że na niego spojrzał.
   - Jak mnie nazwałaś? - widocznie całej reszty nie dosłyszał. Pokiwalam przecząco głową, nagle zgubiłam swoje jaja - Nie? Wydawało mi się że jednak słyszałem - miał taki ironiczny wściekły wzrok. Pociągnął mnie za loki i docisnął mój policzek do poduszki - Następnym razem nie wypowiadaj słów, których boisz się powtórzyć, Ophelie. I nie udawaj silniejszej niż jesteś, to ci nie pasuje.
   Położył się jakby nic się nie stało. Skóra głowy bolała niemiłosiernie. Mógł zrobić mi wszystko, absolutnie wszystko, a ja mogłam się tylko przyglądać.
   - Nie jestem słaba - podjęłam, ale głos mnie zdradził. Roześmiał się.
   - Nie jesteś słaba - otworzył oczy, naprawdę jego uśmiech był jak uśmiech dziecka, szczery i pełen radości - Po prostu nie jesteś dość silna, ale nie musisz być. To nic złego, że się boisz, spotykam dużo więcej takich którzy się nie boją, lub takich którzy udają że się nie boją. Więc nie udawaj, bo to czyni cię taką jak inni, nie możesz od tego uciekać.
   Nie mogę uciec tylko od ciebie - pomyślałam. Czy jestem słaba? Jestem skoro wszyscy to widzą, skoro on to widzi. Skoro boje się nawet na niego spojrzeć.
    - A ty jesteś silny? - spytałam, gdy odwrócił się w moją stronę. Wciąż patrzył na mnie, jakby tylko mnie widział na tym świecie.
   - Nie boję się przemocy, wojen, ludzi spierdolonych. Jestem silny, bo nie ma rzeczy która by mnie przerosła. Są tylko osoby których bólu bym nie zniósł. Mam swoje słabości.
   - Dlaczego się tego wszystkiego nie boisz? - oczy urosły mi kosmicznie bo sama myśl o torturach, biciu była przerażająca.
   - Bo to tylko moment, a wszystko mija, nawet ból który z początku wydaje się ponad nami. Przemoc to tylko przemoc, Ophelie - uśmiechnął się i dotknął mojej dłoni.
   - Dlaczego więc obawiasz się o swoich bliskich?
   - Bo dla mnie to tylko moment, a dla ciebie, coś czego nie byłabyś w stanie przetrwać - ja jestem jego słabością? Kontynuował,  już prawie zasypiając - Ja przywykłem, ty nie masz pojęcia o tych sprawach, i nigdy ich nie poznasz. Nie mówię o uderzeniu czy popchnięciu, nie mówię o tym czego mogłabyś się spodziewać. Mówię o chęci wyplucia własnych wnętrzności, o sposobach zadawania bólu których ty nie jesteś w stanie nawet wymyśleć. Chęć skończenia ze sobą, daje znikome poczucie ulgi, ale daje. A wtedy gdy tak kurewsko boli, zaczynasz rozumieć że zemsta to właśnie ta ulga, o którą się modliłas, że to dla niej wytrzymałas. Więc nigdy nie wiń mnie za to że zabijam. Oko za oko, ząb za ząb. Przelana krew za przelaną krew.
   Wywróciłam oczami, bo na tą chwilę nie mogłam sobie wyobrazić czegoś podobnego.
   - Zemsta nie przyniesie ci ulgi, bo nic nie zwróci twoich strat.
   - Nie, nie zwróci, ale odwet to chwila zapomnienia, dzięki której nasze rany się zabliźniają. To zemsta ukróca nasz żal. I przywraca do rzeczywistości nieco szybciej. A przelana każda krew nas utwardza, i już nie przejmuje nas śmierć, bo to my zabijamy. W końcu, już nie będzie we mnie duszy, wtedy też nikogo już nie będzie.
   - Mówisz tak jakby na tym ci zależało.
   - Na tym aby nie mieć duszy? Bo tak, tego właśnie pragnę.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 26 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

infuriatoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz