Może i dla otoczenia nie byli doskonali.
Może i dostrzegani byli jako największe zło tego świata.Może i nie koniecznie do siebie pasowali.
Może i on nie był dla niej.
A może i ona nie była dla niego.
Może i nie byli dla siebie.
Och tak. Dla siebie na pewno nie byli. Jednakże byli jednością.
Swoją osobistą, intymną, jednością. Jednością nie do zerwania.
Jej dotyk rozpalał prawdziwy ogień na jego skórze. Był tak cholernie palący, że chłopak potrafił pod jego pływem odlecieć od wszelkich zmysłów, całkowicie ponosząc się chwili. Jednak ogień zawsze pozostawiał po sobie bolesne oparzenia. I o ile nie czuć tego podczas kontaktu z płomieniem, po jego odejściu boli niemiłosiernie.
Jego dotyk był dla niej jak żyletka. Chwilowa chwila ukojenia, często prowadząca do uzależnienia. Tak było też tym razem. Uzależnienie i nieumiejętność funkcjonowania bez tego. Dziewczyna nie umiała dostrzec, że głębokie rany w końcu zaczynają krwawić i są bolesne. Ale ukojenie psychiczne było ponad ból fizyczny.
Jej oczy były dla niego jak morze. Ich kolor niewiele się od niego różnił. Czysty i nieskazitelny błękit, w którym zatapiało niemalże od razu. Zazwyczaj spokojnie, opanowane i ociekające dobrą aurą. Jednak niejednokrotnie pojawiał się w nich sztorm. Sztorm, pozostawiający po sobie straty i zniszczenia.
Jego oczy były dla niej jak burza. Burza, którą kochała całym sercem. Kochała, ale ogromnie się bała. Burza, która opanowana wydaje się najpiękniejszym zjawiskiem jaki mógł zawitać, ale kiedy wymyka się z pod kontroli najlepiej schować się w bezpiecznym miejscu jak najdalej od tego. Burzy nie da się opanować, czy zatrzymać. Da się ją przeczekać. Tylko przeczekać.
To byli cali oni.
Nie dało się już powiedzieć ona i on. Bo to byli po prostu oni.
I dla nikogo nie było to obce.
Uzupełniali się.
Jedno zabierało cząstkę drugiego, doszczętnie ją wyniszczając i już nigdy nie naprawiając.
Wszyscy wiedzieli, jak bardzo chore i niezdrowe to było.
Oni też wiedzieli.
Byli dla siebie cholernym uzależnieniem.
Nawet po najdłuższym odwyku zawsze trafiali ponownie w swoje ramiona i zatapiali się w swoich spojrzeniach, czując płomienie, ostrza, morskie fale, czy pioruny.