le thé.

299 27 2
                                    


               Wnętrze mieszkania Timothée'go było raczej skromnie urządzone. Znajdowało się w nim wszystko co potrzebne, jednak Noelle nie dostrzegała w nim życia, wydało jej się zbyt puste i bez charakteru. Sama uwielbiała zapełniać każde wolne miejsce na półkach, wciskając w nie rozmaite świeczki, książki, doniczki z roślinami, ozdoby, ramki ze zdjęciami, a także jej rysunki. Raz nawet specjalnie oszczędzała na zakup nowych półek, aby jeszcze bardziej ożywić swoje mieszkanie. Tutaj natomiast Chalamet mieszkał zbyt krótko, by zacząć robić tak samo, a i w jego naturze nie leżało żadne zbieractwo. Tu i ówdzie stały jeszcze nieopróżnione pudła z przeprowadzki, których Timothée bynajmniej nie miał ochoty ruszać, ani nie odczuwał takiej potrzeby.

— Ładne mieszkanie — powiedziała mimochodem Noelle. — Ale zdecydowanie brakuje tu roślin — oznajmiła uśmiechając się w stronę chłopaka — i kolorów.

— Tak sądzisz? — Uniósł brwi, samemu rozglądając się po wnętrzu. — Wydawało mi się, że jest w porządku.

— Bo jest — skinęła natychmiast głową Charmante. — Ale bez roślin... — zaczęła wymownie i żartobliwie kręcąc głową, po czym przesunęła palcami po komodzie stojącej obok.

— W takim razie załatwię parę — zaśmiał się cicho Timothée, a zaraz później dołączyła do niego także dziewczyna. — I może coś kolorowego.

— Zawsze mogę ci w tym pomóc — zaproponowała entuzjastycznie, jednak zaraz się pohamowała i już spokojniej dodała, nie chcąc wydać się nachalną. — Jeżeli byś chciał, bien sûr (oczywiście)

— Chciałbym.

Brak zawahania i szczerość w jego głosie sprawił, że Noelle spojrzała na niego, odwracając wzrok od mebli i posłała lekki uśmiech w jego stronę. Timothée także uniósł kąciki ust ku górze, opierając się na moment barkiem o ścianę obok. Dziewczyna utrzymała z nim kontakt wzrokowy jeszcze na kilka długich sekund, próbując powstrzymać rumieniec, jaki wpływał powoli na jej policzki, pod wpływem jego czujnego wzroku. Wreszcie jednak brunet odepchnął się lekko od swojego oparcia i zbliżył się do niej, w zamiarze minięcia jej i poprowadzenia w głąb mieszkania.

— Napijesz się może herbaty? — Spytał, kilka kroków dalej wchodząc do małej kuchni, nie dzielonej od salonu ścianą, jedynie blatem kuchennym.

— Poproszę — odpowiedziała brązowowłosa, opierając dłonie na danym blacie i odkładając na niego pudełko z ciastkami. Śledziła wzrokiem jak Timothée sięga szafek i przegrzebuje je w poszukiwaniu herbaty.

— Chyba mam do zaoferowania tylko zwykłą czarną — wyjął opakowanie z szafki, przymykając ją i odwracając się do dziewczyny.

— Może być — zgodziła się Noelle, mimo to niemal odnotowując w pamięci, że nie tylko więcej ozdób jest tutaj potrzebne. Herbatę także kochała. Dzień bez dobrej, smakowej herbaty, to dzień stracony, czyż nie? — Merci — podziękowała z uśmiechem, kiedy niedługo później przed jej nosem postawiony został napój.

W pewnym momencie uznała, że było to na swój sposób dosyć śmieszne: bez przerwy posyłali sobie uśmiechy, odwzajemniali je, a jednak za każdym razem były one tak samo szczere. Tak więc i tym razem w odpowiedzi uzyskała uśmiech Timothée'go, który przystanął po drugiej stronie wąskiego blatu. Noelle pociągnęła pierwszy łyk herbaty, od razu uznając, iż była idealnie posłodzona, podczas gdy brunet sięgnął po ciastka.

— Mogę? — Upewnił się niepewnie, zanim podniósł pokrywkę.

— Jasne, są dla ciebie.

Chalamet otworzył więc pudełko i zajrzał do jego środka. Najpierw zmarszczył lekko brwi zdezorientowany, jednak po krótkiej chwili uśmiechnął się z odrobiną rozbawienia i na sekundę podniósł spojrzenie na Noelle, unosząc brwi. Charmante odwzajemniła lekko uśmiech, sponad kubka trzymanego w dłoniach, doskonale wiedząc co miał na myśli. 

SYN AFRODYTY | Timothée ChalametOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz