Część 2: Samotność codzienności

390 13 16
                                    

-Do poniedziałku! - powiedział głośniej, wchodząc do windy.

-Marek! Zaczekaj! - zawołała go Nadia, biegnąc za nim z teczką w ręce.

Ubrana w opiętą ołówkową spódnicę, rozpięła dwa guziki marynarki, pozwalając sobie na odrobinę swobody, wchodząc do windy. Spojrzała na świecący się na czerwono guzik podświetlający numer piętra, na który zamierzał udać się mężczyzna. Parter. Złapała go w ostatnim możliwym momencie. Odetchnęła z ulgą lekko zmęczona po przebiegnięciu kilkudziesięciu metrów do windy.

-Coś się stało? - zapytał, wyciągając w jej stronę ramię.

Oparła się lekko o niego, czując, jak w głowie zaczyna jej się kręcić. Przymknęła powieki, kilka razy przełknęła gromadzącą się w ustach ślinę, której większe ilości zaczęły magazynować się pod językiem.

-Wszystko dobrze - odetchnęła, otwierając oczy - Za szybko się zerwałam. Małej się to chyba nie spodobało.

Spojrzał na jej porządnie zaokrąglony brzuch, który dodatkowo uwydatniała beżowa spódnica. Powiedziała mu o swoim błogosławionym stanie, jako jednemu z pierwszych, informując, że będzie musiała na jakiś czas zwolnić tempo i wprowadzić odrobinę zmian w swoim dotychczasowym życiu.

-To może pójdziemy na herbatę albo na ciastko? - pokręciła głową, oblizując przy tym dolną wargę - Co? Tu obok ostatnio byłem na spotkaniu... Muszę ci powiedzieć, że mają obłędną szarlotkę - puścił jej oczko.

-Szarlotkę? - zobaczył, jak od razu rozpromieniała - Chyba to nam pomoże, nie mała? - odparła, łapiąc się za brzuszek, opięty białą koszulą ze sterczącym kołnierzykiem.

Spojrzał jeszcze raz na kobietę, a następnie poprawił krawat, który lekko rozluźnił wchodząc do windy licząc, że będzie przebywał w niej sam. Usłyszał dźwięk powiadamiający o przybyciu na parter, a następnie otwierające się drzwi, przez które dostrzec można było kilku kręcących się po holu ludzi, ubranych w czarne garnitury mimo blisko trzydziestu kresek na zewnątrz.

-Pani przodem - spojrzała na niego z lekko uniesioną brwią - Przeprasza, Panie przodem - uśmiechnął się.

-Widzisz mała, od początku trzeba o siebie walczyć.

-Oj tam, oj tam, jeszcze raz przepraszam... Właśnie! Wybraliście w końcu imię?

-Nie możemy się zdecydować... Daniel chce Kornelia, ale mi się wcale nie podoba.

-A ty, za jakim obcujesz? - zapytał.

-Nie wiem... Wszystkie są takie ładne, ale żadna mi nie pasuje. Może Amelia, a może Oliwia, nie wiem - pokręciła głowę ze zrezygnowaniem.

-My z Ula tez nie mogliśmy wybrać... - uśmiechnął się mimowolnie, przywołując w swojej głowie wspomnienia sprzed ponad 10 lat - Julka przez większość czasu była Kasią, a Antek miał być Hubertem.

Zamyślił się przez chwilę, przypominając sobie kolejne chwile z etapu ich małżeńskiego życia. Na początku zwykłe randki, a może i nie zwykłe bo z niezwykłą osobą, później dzielona na pół szafa na Siennej. Następnie kilka miesięcy tylko we dwójkę, samemu, we własnych czterech ścianach, by jako kolejny ich lokator pojawił się pierścionek z brylantem osadzonym w białym złocie. Nie było trzeba czekać długo, by w w jednym z pudeł na pamiątkę zachowana była biała suknia i mucha, a razem z nimi wysuszony bukiet kwiatów. Dom, Kuba i kolejne słoneczko, które pojawiło się już na Różanej, niespełna dwadzieścia trzy miesiące po chłopcu. Ola, Karolina, Matylda... To ostatnie co prawda początkowo wymarzone imię dla córki wybrane przez kobietę, następnego dnia przerodziło się w Kasię, a następnie, tuż po porodzie w Julcię. Julię Dobrzańską. Kilka lat spokoju i przyjemności, wyjazdów i wieczorów na kanapie, spacerów i wycieczek poza miasta, śmiechów i krzyków, za wyrywanymi przez siostrę samochodzikami  ręki brata. Oaza. Błogość. Szczęście. Rocznicowy wyjazd do SPA, masaż gorącymi kamieniami i noc w białej hotelowej pościeli. Antoś. A początkowo Hubert, tak wymarzone imię dla wnuka przez Józefa. Ciężka ciąża, nagły poród. Zupełnie niespodziewany, a tak wymarzony. Kolejno problemu w firmie, zatajanie informacji, kłamstwo a następnie podejrzliwość i utrata zaufanie... Najgorsze chwile życia. Lecz mimo, że najgorsze, to jednak nadal najgorsze z najlepszych. Najlepszych, bo nadal wspólnych. Nadal z obrączką na palcu, wspólnym domem i stanem cywilnym. To właśnie wtedy mógł ją nadal nazywać swoją żoną, którą miał na wyciągnięcie ręki, a dzieci wciąż budziły go co rano swoim "cichym" skradaniem się na paluszkach. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 30, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Dokąd nas poprowadzi...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz