Bezchmurne lipcowe niebo, pozwalało słońcu na ogrzanie każdego skrawka niedużego ogródka, którego trawa została właśnie skoszona. Mimo że podwórko skrywało się w cieniu koron drzew, to nadal wybetonowany taras wraz z kompletem mebli wiklinowych, znajdował się w najbardziej nasłonecznionym miejscu.
Po kilkunastu minutach głośnego huku kosiarki, w końcu udało się usłyszeć śpiew znajdujących się w oddali ptaków. Świeżo podlane kwiaty, razem z rosnącym pod płotem bukszpanem, a także olbrzymimi słonecznikami, które wyrosły w pobliżu, dodatkowo ozdabiały znajdujące się obok niewielkiej szopy rabatki. Wypielone grządki, podsypane nawozem, odżyły po kilku dniach mocnego słońca, które w godzinach szczytu, wręcz parzyło, zabijając przy tym zielone liście roślin.
Usiadł wygodnie na fotelu, wystawiając głowę w stronę słońca, które muskało swoimi promieniem jego twarz, dekolt, a także klatkę piersiową. Oparł się wygodnie o poduszkę znajdującą się za jego plecami, wcześniej przecierając spoconą i brudną twarz leżącą obok koszulką, którą zdjął od razu po wyjściu na dwór.
Chwycił w rękę szklankę, nalewając sobie z karafki już nie tak zimnej wody, jak kilka kwadransów temu. Rozpuszczone kostki lodu, połączyły się w jedno, a na wierzchu pływały jedynie listki świeżo zerwanej mięty, którą wyhodował w zielniku z drugiej strony domu. Oparł stopy o znajdujący się obok fotel, przymykając powieki, aby oczy, chociaż na chwile odpoczęły od mocnych promieni słonecznych.
Po chwili usłyszał szczekanie psa, dlatego odwrócił się za siebie i zobaczył jak cały podekscytowany, biega wzdłuż ogrodzenia, a po chwili merdając ogonem podbiega do niego i kładzie swoją mordę na udzie swojego Pana.
-Co piękniuchu? Co się dzieje? - spojrzał na psa, a następnie starł znajdującą się na jego powiece pajęczynę - Gdzieś ty znowu wsadził tą swoja piękną mordę? Hyyy... - zwrócił uwagę na cały czas merdający się ogon, a kiedy chciał podrapać go za uchem, pies momentalnie zerwał się i pobiegł w stronę furtki.
Po chwili usłyszał dzwonek do drzwi, dlatego niechętnie zerwał się w stronę drzwi wejściowych, aby zobaczyć kto składa mu niespodziewaną wizytę. Wsunął na nogi gumowe klapki, a następnie lekko szurając po podłodze prawą stopą, dotarł do domofonu.
-Halo - powiedział, lecz nikt mu nie odpowiedział, usłyszał zaś ciągły, radosny szczek psa, domyślił się, kto czeka przy furtce.
Otworzył drzwi, które zamknięte były na górny zamek, by następnie mocnym pchnięciem otworzyć je na oścież.
Od razu zobaczył dzieci stojące przy furtce, a zaraz z tyłu Ulę, która z komórką przy uchu stała i natarczywie z kimś rozmawiała. W momencie, kiedy go zobaczyła, na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, a dzieci od razu po tym, jak ojciec otworzył im zdalnie furtkę, zaczęły się ścigać, kto dobiegnie do niego pierwszy.
Nie było wątpliwości, że blisko 14-letni już Kuba, który w ostatnim czasie rósł z dnia na dzień, będzie pierwszy, jednak mimo wszystko, zawzięta rywalizacja z rodzeństwem nadal trwała i sprawiała mu niesamowitą radość z wygrywania.
-Hej młody - powiedział do niego, jednak zimne spojrzenie syna, którym go obarczył, spowodowało, że od razu naprawił swoje słowa - Przepraszam, Panie Jakubie - w tym momencie wszyscy się roześmiali, a starszy chłopiec, wtulił się w ramiona ojca, z którym zrównał się właśnie wzrostem.
-Hej staruszku - wyszeptał mu do ucha, a w tym samym momencie Marek mocno dźgnął go w brzuch swoim placem.
-Ja ci dam staruszku! - Kuba odskoczył momentalnie na bok, zaczynając się śmiać - Julka, czy to tak ładnie się do ojca zwracać?
-Oczywiście, że nie, wcale nie jesteś stary, tylko dojrzały - powiedziała, chichocząc mu do ucha, w momencie, kiedy rzuciła się mu na szyję.
-A ja ostatnio z myślą o was kupiłem lody...
-Truskawkowe? - zapytali chórem, a on tylko pokiwał głową.
-A czekoladowe? - w końcu zapytał Antoś, który do tego momentu trzymał się z tyłu.
-Dawaj buziaka skarbie - lekko przykucnął, a następnie wziął go w ramiona - Tatuś o wszystkich pamięta, są i czekoladowe.
Pięciolatek złożył na jego policzku buziaka, a następnie zszedł z jego rąk, od razu biegnąc do Kara, który podekscytowany przybyciem dzieci trzymał w mordzie czerwoną piłeczkę, czekając aż ktoś się nim zainteresuje.
Wszystkie dzieci pobiegły już do domu, a Ula w tym momencie kończyła rozmowę, którą zaczęła blisko kwadrans temu. Chodziła po niewielkim trawniku, który znajdował się tuż obok wejścia, a po kilku kółkach, które wykonała, odwróciła się w stronę podwórka i chowając komórkę do brązowej torebki przerzuconej przez ramię, przywitała się z mężczyzną.
-Cześć - pocałowała go w policzek, a on lekko ją przytulił.
-Hej - uśmiechnął się, zaciągając zapachem jej perfum.
-Przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale nudziły się w domu, a nie mogłam patrzeć jak Kuba kolejną godzinę gra na konsoli.
-Jasne, nie ma problemu - chwycił ją z tyłu pleców, a następnie pokierował ręką w stronę domu - A co za dyskusję prowadziłaś?
Zapytał, mimo że wiedział, że nie powinien, jednak nie umiał się powstrzymać przed ciekawością, jaka w nim narastała, odkąd zobaczył lekko podburzoną minę byłej żony. Przepuścił ją w drzwiach, zamykając je za sobą, a następnie pokierował swój wzrok na kobietę, która szła przed nim, opowiadając o problemach z kurierem. Zwrócił uwagę na jej inaczej ułożone włosy, a zarazem na to, że po piątkowej wizycie u fryzjera, zmienił się także ich odcień. Stały się bardziej błyszczące i promienne, a kiedy powiewał wiatr, unosiły się z większą swobodą.
-No i ją zgubił. Idiota. Musiałam wysłać na nowo, dobrze, że Maciek wykupił ubezpieczenie, tak to bylibyśmy kilka stówek w plecy.
-Nie przejmuj się, było ubezpieczenie chociaż tyle.
-No tak, ale wiesz, znowu to pakować i całe zamieszanie, nie chce mi się po prostu - pokiwał ze zrozumieniem głową, kiedy kobieta położyła swoją torebkę na stole.
-Może pójdziemy na taras? - zapytał dzieci, które hałasowały w kuchni.
-Możecie iść, zaraz wszystko przyniesiemy! - krzyknął Antek, który ledwo dosięgał do wysokiego kuchennego blatu.
Kobieta chwyciła swoją torebkę, której nie przerzucała już przez ramię, a jedynie chwyciła za rączkę, następnie wychodząc na taras, zmrużyła oczy i wyciągnęła okulary przeciwsłoneczne. Usiadła na fotelu, na którym jeszcze kilka minut temu siedział Marek, odpoczywając po pracy w ogródku.
-Za każdym razem coraz piękniej tu jest - odwróciła głowę w kierunku mężczyzny, który właśnie rozkładał parasol przeciwsłoneczny znajdujący się tuż obok szklanego stołu, należącego do kompletu mebli ogrodowych - A te słoneczniki! - zachwyciła się, patrząc na szpaler żółtych kwiatów rosnących wzdłuż metalowej komórki w rogu działki.
-Udały się, nie powiem - dopowiedział pod nosem, kiedy dokręcał parasol.
-Masz rękę... - rozejrzała się jeszcze chwilę i momentalnie poczuła coś na swoim udzie - Hej Karo! - momentalnie chwyciła go za uszy i zaczęła tarmosić, a pies w tej samej chwili, zaczął wydawać z siebie ciche pomrukiwanie.
Oparł o kobietę łapę, następnie drugą, po chwili chciał wskoczyć na jej beżowe spodnie, które miała dzisiaj na sobie. W tym momencie Marek spojrzała na czworonoga i posłał mu zimne spojrzenie, przy tym samym wywołując jego imię. Karo momentalnie odłożył łapy na ziemię, spojrzał na swojego Pana z lekko podkulonym ogonem, a następnie oparł na udzie kobiety swoją biszkoptową mordkę, hipnotyzując ją swoim brązowym spojrzeniem.
-Widzisz, Pan nie pozwolił - przysunęła się do niego bliżej, a następnie złożyła pocałunek na czubku jego głowy, czując tym samym, jak ciepły i wilgotny język psa przejeżdża wzdłuż jej policzka.
-Niemożliwy jest - zaśmiał się Marek - Nie odpuści ci teraz.
-I dobrze, co nie? - zapytała - A gdzie masz piłeczkę? Co? Gdzie jest piłeczka?
Pies zaczął się momentalnie rozglądać, szybko powędrował do swojego legowiska, które znajdowało się tuż obok drzwi balkonowych, następnie biegając jak szalony, przeczesywał w poszukiwaniach swojej zabawki całe podwórko.
-Jedyna komenda, na którą reaguje natychmiast.
-Uwielbiam, jak tak biega, pełen energii. Ma teraz jeden cel, najważniejszy, piłeczka - roześmiali się, a po chwili dołączyły do nich dzieci.
Postawiły na stole pięć miseczek wypełnionych lodami, najmniejsza, jedna pojedyncza gałka lodów czekoladowych należąca do najmłodszego Dobrzańskiego. Dwie miseczki, wypełnione po równo lodami truskawkowymi dla starszaków. Kolejna wypełniona w całości lodami pistacjowymi i ostatnia, w której znajdował się każdy smak. Marek rozsunął miseczki, podsuwając je każdemu, wkładają do nich także po srebrnej łyżeczce, następnie zakładając nogę na nogę.
CZYTASZ
Dokąd nas poprowadzi...
ФанфикMinęło 5 lat, a w ich życiu nie zmieniła sie za wiele. Kochają? Kochają. Pracują? Pracują. Mieszkają? Mieszkają. Ale... Kogo, z kim i gdzie?