Walentynki

2.4K 108 59
                                    


Walentynki. Dzień w którym Gregory zaplanował specjalne wydarzenia dla Erwina i niego. Wziął urlop w pracy. A Knuckles wiedział, jak ważna dla Montanhy jest praca w policji. Tylko, że mężczyzna nie wiedział co przygotował Grzesiu. Miała być to niespodzianka, jednakże Erwin nie mógł usiedzieć w miejscu zastanawiając się co przygotował Gregory. Walentynki to nie jest wymówka, żeby mężczyźni spędzili ze sobą czas, by gdzieś wyjść, czy okazać sobie uczucia. Po prostu high command przychylniej dał mu wolne na to święto. Wiedzieli, że mężczyźni bardzo się kochali, a jako, iż Erwin przestał być przestępca i został już naprawdę pastorem to policjanci dali Montanhnie wolne. Niby Knuckles przychodził czasem na komendę odwiedzić policjanta, a Grzesiu na zakon zrobić to samo, to i tak nie mieli za dużo czasu dla siebie. Więc walentynki to dobra okazja na spędzenie całego dnia tylko i wyłącznie razem. Montanha chciał też dzisiaj zmienić nazwisko pastora.

Pov. Gregory
Wstałem przed Erwinem, by przygotować nam śniadanie. Chciałem ugotować naleśniki. Zwyczajne, proste i smaczne. Poszedłem od razu do kuchni, ponieważ wiedziałem, że chłopak obudzi się niedługo, jak nie wyczuje obok siebie mnie. Wziąłem mleko, mąkę, cukier oraz jajka i zacząłem mieszać w misce, którą wcześniej wyciągnąłem. Po zmiksowaniu wszystkiego wylałem trochę na patelnię. Robiłem tak ciągle, aż nie skończyła się masa na ciasto. Włożyłem do niektórych naleśników biały ser, do kolejnych nutellę, a do pozostałych dżem truskawkowy. Ozdobiłem je syropem klonowym. Zrobiłem gorąca czekoladę i wziąłem wszystko do rąk. Poszedłem do sypialni sprawdzić, czy Erwin jeszcze śpi. Tak jak myślałem chłopak leżał na łóżku i przeglądał coś na telefonie.

- Dzień dobry kochanie. - zacząłem, widząc, że Knuckles mnie nie zauważył. Mężczyzna spojrzał znad telefonu i się uśmiechnął.

- Dzień dobry. - Odpowiedział. Odwzajemniłem  uśmiech. Podszedłem do niego, [ostawiłem na szafce nocnej talerze ze sztućcami i kubki z gorącą czekoladą. Zobaczyłem jak chłopak się oblizuje na widok jedzenia. - Czy to ta niespodzianka?

- W 1/4. Mam jeszcze coś przygotowane na dziś. - Usiadłem obok pastora na krawędzi łóżka. Przesunął się i dał mi miejsce, by usiąść. Zrobiłem to i podałem chłopakowi talerz i sztućce.

- Ja też mam dla Ciebie prezent, ale to dopiero później. Tak czy siak wygląda smakowicie. - Zjedliśmy wszystko, wypiliśmy czekoladę i poszedłem umyć naczynia. Po wykonanej czynności wróciłem do Erwina. Usiadłem znowu obok niego i spojrzałem mu w oczy.

- Było dobre? - Zapytałem, chociaż już znałem odpowiedź na to pytanie.

- Bardzo. Dziękuję kochanie. - Knuckles przybliżył się i pocałował mnie w usta. Oddałem pocałunek. Nie był zachłanny, tylko słodki, miękki i delikatny. Erwin usiadł mi na kolanach i pogłębił całusa. Ułożyłem swoje ręce na jego biodrach. Jako iż miał on na sobie tylko bokserki, zadrżał pod wpływem moich zimnych dłoni. Gdy już mieliśmy przechodzić do rzeczy chłopak odsunął się ode mnie. Położył na moich ustach swój palec wskazujący.  - Jeszcze nie Grzesiu. Zostawiamy to na później.

Mruknąłem niezadowolonych na to. Wstał z moich kolan oraz z łóżka. Podszedł do szafy, wziął jakieś ubrania i poszedł do toalety. Jak Erwin wyszedł ubrałem się w szarą koszulę oraz czarne dżinsy. Wyszedłem z sypialni. Knuckles już na mnie czekał. Był ubrany w czarny golf i spodnie z metką 4. Jak zwykle. Chyba trzeba coś mu dzisiaj kupić.

- Chodź, mamy dzisiaj dużo do zrobienia, a jest już 12. - powiedziałem do chłopaka. Przytaknął i poszliśmy razem do przedpokoju. Ubraliśmy buty i wyszliśmy przed apartamenty. Nie było zimno na dworze. Szczególnie, iż mieszkali w Los Santos.

Erwin wyciągnął z garażu swoje Lamborghini i dał mi kluczyki do auta. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy. Pojechałem do naszego miejsca. Na dach, który kiedyś pokazałem jemu i Sanowi. Podjechaliśmy pod schody i wysiedliśmy. Wspięliśmy się na samą górę. Był tam koc. Usiedliśmy na nim. Bardziej Erwin, a ja położyłem głowę na jego udzie. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, całowaliśmy i tak aż do 14. Gdy już wybiła ta godzina podniosłem się i podałem chłopakowi dłoń. On z chęcią ją przyjął. Zeszliśmy na dół, weszliśmy do samochodu i odjechaliśmy. Mieliśmy jeszcze trochę czasu, więc pojechaliśmy do sklepu z ubraniami. Musiałem mu kupić trochę ubrań, ponieważ ciągle chodził w tym samym. Wybraliśmy kilka koszulek, spodni (nie z metką 4), bluz i koszul. Czasami nie podobały mu się niektóre ubrania, ale i tak je kupowałem, ponieważ wyglądał w nich dobrze (najgorzej było ze spodniami, ponieważ mówił, że tylko dobrze wyglądają z metką 4 i 24).

Walentynki - MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz