Rozdział 1

536 41 5
                                    

LUNA

Musiałam wyjechać z miasta, w którym wszystko przypominało mi o moim upadku, złamanej karierze, przekreślonych marzeniach i straconej przyszłości, którą dawno temu dla siebie wymyśliłam.

Aby nie zatracić się w czarnych myślach, aby ocalić choć najmniejszą część dawnej siebie, postanowiłam uciec od spojrzeń pełnych współczucia, których nienawidziłam.

Ludzie, którzy mnie tu znali, nie wiedzieli, jak mają się ze mną obchodzić.

Czułam się jak wybrakowana rzecz, która przestała spełniać swoją funkcję. Niby jeszcze ładnie wygląda, ale do niczego się już nie nadaje. Mogłam więc zostać i zbierać kurz zapomnienia, albo porzucić wszystko i zacząć wszystko na nowo, gdzieś daleko stąd, z zupełnie nową, czystą kartą.

Byłam silna, chciałam wierzyć w to, że uda mi się jeszcze znaleźć nowy pomysł na siebie. Chciałam znaleźć w sobie tę siłę, której inni już we mnie nie widzieli.

Drzemał we mnie wulkan złych emocji, które chciałam spożytkować w najlepszy możliwy sposób.

Chciałam przekuć swoją porażkę w sukces.

Miałam duszę sportowca i charakter wypracowany w walce o swoje marzenia.

Wierzyłam, że znajdę dla siebie sposób, aby podnieść się z tego dna, na które się posłałam.

Właśnie teraz przyszedł czas, abym skorzystała z mieszkania, w oddalonym o setki mil Nowym Jorku, które pozostawili mi w spadku dziadkowie.

Być może to tętniące życiem miejsce rozwieje depresyjne myśli, które towarzyszą mi ostatnimi czasy bardzo często.

Musiałam podjąć tę próbę ocalenia siebie.

- Witaj Nowy Jorku... - powiedziałam bez entuzjazmu, sama do siebie wnosząc do mieszkania ostanie pudło, które zabrałam ze sobą z rodzinnego domu.

Nie wiedzieć czemu było to pudło, po brzegi wypełnione medalami, dyplomami i pucharami, które otrzymałam za mistrzostwa, które wygrałam. Same najwyższe rangą konkursy. Wyłącznie pierwsze miejsca. Nie miałam sobie równych.

Popatrzyłam ze złością na stertę niepotrzebnych pamiątek i niewiele myśląc, wrzuciłam je wszystkie do niewielkiego pokoju, z którego nie zamierzam korzystać. Zamierzałam zamknąć w nim wszystkie wspomnienia, które przychodziły mi na myśl, gdy patrzyłam na zawartość tego nieszczęsnego kartonu.

W mojej torebce rozdzwonił się telefon. Wyciągnęłam go i nie musząc sprawdzać kto dzwoni, przywitałam się.

- Cześć mamo! - odebrałam energicznie, chcąc sprawić wrażenie, optymistycznie nastawionej do całej zmiany, którą sobie zafundowałam.

- Luna! Dojechałaś już na miejsce? Tak strasznie się o ciebie martwiłam.

- Mamo, jestem już dużą dziewczynką! Dałam sobie radę. Właśnie wniosłam ostatni karton swoich gratów do domu dziadków, tylko nie pamiętam, żebym je pakowała. Wiesz skąd wzięły się w moim aucie? - zadałam reotryczne pytanie, wpatrując się w róg pokoju, skąd w świetle wpadających przez okno promieni słonecznych, połyskiwał, szydzący ze mnie, złoty puchar, który przywiozłam ze sobą do domu z ostatnich mistrzostw kraju.

CE(L)(N)NY STRZAŁOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz