Tadeusz... - z ciemności dochodziło ciche wołanie. – Tadeusz...
- Co się dzieje? – zapytał nieco rozkojarzony Tadeusz. – Bardzo boli?
- Nie. Nie, jest w porządku – odpowiedział tamten.
- Lepiej idź spać. Brak snu ci nie służy...
- Zośka, nie wygłupiaj się – Rudy z trudem obrócił się na rozklekotanym łóżku i spojrzał na przyjaciela.
- Nie wygłupiam się. Po prostu się martwię...
- Zośka, dobrze wiesz, że i tak umrę. I to nawet wcześniej, niż podejrzewałem... Czuję, jak mrowi mnie całe ciało, a bandaże znów nasiąkają krwią.
- Rano zmienię opatrunek...
- Nie, Zośka – powiedział stanowczo Rudy. – Nie będzie żadnego rana. Myślę, że umrę tej nocy... Nie, nie myślę, ja to wiem...
- A podobno nic cię nie bolało – rzekł obojętnie Zośka.
- Jestem słabym kłamcą, co? – odpowiedział żartobliwie chory.
- A żebyś wiedział...
- No dobra, skoro obaj wiemy, że mój czas jest policzony, to może coś z tym zrobimy? – zachęcił leżący.
- Co masz na myśli? – wydusił tamten bez emocji.
- Jeszcze pytasz? Opowiedz mi coś. – powiedział Rudy, przesunął się w bok i obolałą ręką wskazał miejsce obok siebie. – Kładź się. I żadnych wymówek!
Tadeusz niechętnie wstał z krzesła i odsunął je w głąb pomieszczenia, po czym delikatnie spoczął na posłaniu. Ostrożnie obrócił się w stronę Rudego.
- Panie Zawadzki, opowiedz pan coś o Alku. Jak się miewa ten wariat?
- Niby umierający, a werwy mu nie brakuje – prychnął Zośka.
- A co myślałeś? Że będę się rozklejał, bo jestem jedną nogą na tamtym świecie? Wypraszam sobie, nie jestem tobą – odgryzł się Rudy.
Chory uśmiechnął się zaczepnie. Przyjaciel chciał zrobić to samo, jednak potrafił tylko mocno zacisnąć wargi i powieki.
- I co, będziesz mi tu teraz płakał? Taki z ciebie przywódca, panie Zawadzki?
- Pytałeś o Alka. Alek też umiera, panie Bytnar.
Nastąpiła chwila ciszy. Przerywał ją tylko ciężki oddech Janka. W końcu powiedział słabym głosem:
- Nawet on? Cholera jasna! Czyli nie będę tam sam, co? Mówiliście mu o mnie?
- Nie. Wie tylko, że misja się powiodła.
- Rozumiem... To mu dopiero zrobię niespodziankę! Nie wiem, gdzie się idzie po śmierci, ale nawet tam nie dam mu wygrać, psia krew!
- Nawet na łożu śmierci rywalizujecie?
- Się wie – Rudy wyszczerzył zęby w szczerym uśmiechu. – Tadeuszu, niech ci Bóg błogosławi, żeby ci tylko przez myśl nie przeszło, żeby się zabić! Wiem, do czego jesteś zdolny.
Tadeusz zdziwił się, gdyż faktyczne, właśnie myślał o najlepszym sposobie na popełnienie samobójstwa.
- Nie bądź śmieszny. Ktoś musi dowodzić. Tym kimś jestem i będę ja. Nie mogę stracić trzeźwości umysłu – odrzekł, po czym mimowolnie spuścił odwrócił wzrok, aby nie zdradzić po sobie, że nie do końca zgadza się z tym, co sam mówi.
Rudy znał go za dobrze, żeby tego nie zauważyć. Wyciągnął zimną dłoń i przyłożył do policzka przyjaciela.
- Zbyt gęsta atmosfera, nie uważasz? To może wreszcie coś sobie poopowiadamy? Uprzedzam, już męczą mnie opowieści o Pawiaku, więc teraz twoja kolej.
- Przecież znasz praktycznie całe moje życie. O czym...
- Nieważne! – przerwał mu chory. Zośka aż podskoczył. – Po prostu mów. To mnie uspokaja.
- To może o Bukach? – odrzekł wciąż zaskoczony chłopak.
- Buki? I to ci pierwsze przyszło do głowy?
- A co, masz z tym jakiś problem? – speszył się Tadeusz.
- Nie. Po prostu to przywodzi... wspomnienia, tak, wspomnienia.
- Aha.
- Zaczynaj już, dobrze? Czuję, że zbliża się mój koniec – powiedział przyciszonym głosem, po czym odchrząknął, wypluwając świeżą krew.
- Masz rację, jesteś fatalnym kłamcą – odpowiedział drugi, podając Rudemu chusteczkę.
I opowiadał. O czasach sprzed powstania warszawskiego... Ba, nawet sprzed wojny! Rudy słuchał uważnie, od czasu do czasu dodając coś od siebie.
- Nie chrzań. Dobrze wiesz, że ta kurtka była czarna. Naprawdę masz tak słabą pamięć?
- Wybacz. Tak, masz rację, była czarna...
Dziękuję za przeczytanie! Widzimy się w następnym rozdziale ♥
CZYTASZ
"Ostatnia noc, ostatnie wspomnienia..." - Kamienie na szaniec
FanfictionWSZYSTKIE PRAWA AUTORSKIE ZASTRZEŻONE! Opowieść o sile przyjaźni silniejszej niż śmierć... Zapraszam do czytania! ♥