Bukiet Czerwonych Róż

185 25 42
                                    

Wsiadłam do swojego srebrnego samochodu, po czym odpaliłam silnik i sprawnie wyjeżdżając spod domu, przemknęłam na główną ulicę Nowego Jorku, dziękując innemu kierowcy krótkim włączeniem długich świateł za przepuszczenie mnie na drogę. Kiedy dojechałam do centrum, zaparkowałam auto przed dużą galerią i ruszyłam w stronę wielkich otwieranych bardzo wrażliwym czujnikiem ruchu drzwi. Weszłam do środka i zaczęłam przyglądać się witrynom sklepu. Moją uwagę zwróciła przepiękna czarna bluzka, która z komplecie z moimi ulubionymi spodniami w tym samym kolorze wyglądałaby bosko. Jednak nie to było dla mnie w tej chwili najważniejsze. Niemalże wskoczyłam na ruchome schody i wjechałam nimi na następne piętro. Po kilkunastu krokach znalazłam się w środku sklepu, w którym pracowała moja przyjaciółka z Polski.90

— Zosia! Jesteś! — spojrzała na zegarek — Jak zawsze punktualna — zaśmiała się, podchodząc do mnie i przytulając na powitanie.

— No a jaka bym była, gdybym się spóźniła? — uśmiechnęłam się i odwzajemniłam przytulenie.

— Daj mi tylko kilka minut. Niech no tylko się przebiorę z tych nieznośnych ubrań firmowych, które mnie już do szału doprowadzają. Naprawdę, ja chyba zwolnię się i poszukam pracy, gdzie nie trzeba nosić takich spódniczek do kolanka i eleganckich białych koszuli, idealnie zapiętych — żaliła się, a ja sunęłam wzrokiem po wszystkich  galowych ubraniach, których ceny były obłędnie wysokie. Otrząsnęłam się i wróciłam spojrzeniem na przyjaciółkę, która układała okulary przeciwsłoneczne i zegarki przy kasie.

— Nie narzekaj tak, przynajmniej ty masz pracę, a ja nie. Dodatkowo ty przez tą jakże "wymagającą pracę" zarabiasz prawie krocie, mimo że stoisz za kasą, a raz na jakiś czas pomożesz komuś w doborze jakiegoś ciucha — parsknęłam śmiechem — Jasne, zaczekam. Nie mam zamiaru wybierać się tam bez ciebie.

— Ha! Bo byś nie wytrzymała z nim. To logiczne — dodała — Zaraz wracam! — krzyknęła i zniknęła za drzwiami, na których widniała tabliczka "Tylko Dla Pracowników".

By nie tracąc zbytnio czasu zaczęłam przechadzać się między stoiskami z różnościami odzieżowymi. Wszystko wyglądało bajecznie, ale ceny były totalnym przeciwieństwem. Kiedy Weronika wyszła przebrana, westchnęła z cudownego poczucia "ubraniowej wolności", po czym jako ostatni pracownik sklepu pogasiła wszystkie światła i zamknęła pomieszczenie. Po tym zjechałyśmy na dół, udając się do mojego samochodu, do którego nie za wysoka blondynka wrzuciła swoje niepotrzebne na teraz rzeczy.

— Dzięki, że mogłaś się spotkać dzisiaj. W pracy teraz przykręcili nam śrubkę i nie ma przebacz, ale musisz odpracować wszystkie godziny. Jeśli jednego dnia nie możesz to drugiego siedzisz dłużej. Masakra jakaś. Ale to przez zmianę dyrektora sklepów w mieście. Bo tamten przymykał oko na to...

— Współczuję ci naprawdę, Wera. Ale zanim opowiesz mi całe swoje życie po raz milionowy to wyskoczymy na chwilę do kwiaciarni? Bynajmniej ja muszę, bo mój dom ubolewa nad brakiem jakiegokolwiek kwiatka albo roślinki — odpowiedziałam jej, otwierając drzwi srebrnego Alfa Romeo od strony kierowcy.

— No to prowadź zatem — oznajmiła, siadając na przednie miejsce pasażera — Uwaga wszyscy kierowcy! Zośka na drodze! Chować się kto może! — wybuchła gromkim śmiechem.

— Naprawdę musisz mi to wypominać? Że rok temu przekroczyłam prędkość o prawie 50 kilometrów na godzinę, jadąc do domu główną ulicą? I akurat miałam farta, że za rogiem stał fotoradar i cyknął mi zdjęcie? — z niedowierzania otworzyłam szeroko oczy i wybuchnęłam śmiechem.

— A ja miałam czystą przyjemność widzieć twoją boską minę, gdy zorientowałaś się, co się stało — Weronika zaczęła się perliście śmiać, na co ja tylko wywróciłam oczami — Ty już lepiej nic nie mów, wiesz?

𝐁𝐎𝐔𝐐𝐔𝐄𝐓 𝐎𝐅 𝐑𝐄𝐃 𝐑𝐎𝐒𝐄𝐒 ⦁ Sebastian Stan ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz