Gdy śpiewają kruki

46 5 5
                                    

Kiedy w dniu osiemnastych urodzin rodzice odcięli go od pieniędzy, przeżył szok. Jasne, czasem się odgrażali, że zakręcą kurek, ale nigdy nie brał ich na serio. W końcu jak mogliby zrobić coś tak okrutnego swojemu ukochanemu synowi? Absurd. Zupełny absurd.

Wieczorem konto nadal było puste. Telefon do starych również nie pomógł — matka nie odbierała, a przy ojcu rozłączył się po pięciu minutach tyrady o tym, jak to "musi zmądrzeć" i brak kasy "dobrze mu zrobi". O mało nie roztrzaskał smartfona o ścianę. Jakim prawem?!

Tej nocy po raz pierwszy dokonał kradzieży. Celem była paczka fajek ze stacji benzynowej. Może nie była to jakaś brawurowa akcja — koleś za ladą wyglądał, jakby zioło zostawiło mu w głowie tylko mole spożywcze — ale pamiętał ten przypływ adrenaliny przez wiele lat. Spocone dłonie, rozbiegany wzrok, to wrażenie, że wszyscy w okolicy wiedzą, co zrobił. Jego sumienie siedziało cicho. W końcu potrzebował tych fajek, prawda? Jeśli już kogoś należało winić, to rodziców, za ich durne pomysły. To oni zepchnęli ukochanego syna w objęcia przestępczego światka.

Potem poszło z górki. Kolejna paczka fajek, trochę alkoholu, żarcie. Potrafił obrobić każdego, patrząc mu z uśmiechem prosto w oczy. Zorientował się, że jest uzależniony od adrenaliny, gdy uciekał przed osiłkami dilera, którego skroił. Sam nigdy nawet nie wypalił skręta, po prostu się nudził. A najlepszym lekiem na nudę była kolejna akcja. Później załatwił sprawę jednym szybkim włamem na komisariat i kradzieżą zarekwirowanego towaru. Był tak dobry, że policja podejrzewała robotę kreta. Zero śladów, zero odcisków palców, nagrań z kamer - niczego po sobie nie zostawił. Czasem przezywali go przez to Duchem z Jump City.

Plotki szybko wędrowały po ulicach i coraz więcej chętnych zgłaszało się po jego usługi. Ci, którym brakowało oleju w głowie, próbowali zmusić go do współpracy. Zawsze jednak znajdował się ktoś, kto chętnie rozprawił się z szantażystami — czy to inny gang, czy w ostateczności policja. Zawsze też znalazł się ktoś, kto był w stanie obiecać więcej niż poprzednik. Zwykłe prawo popytu i podaży.

Pewnego razu zgłosił się do niego zamaskowany jegomość. Przedstawił się jako Slade. Zdradził mu sekret o ściśle strzeżonym super stroju bojowym, który wspomagany był jakimiś technicznymi nowinkami. Chłopak niewiele z tej gadaniny zrozumiał, oprócz najważniejszego punktu: strój zrobiłby z niego złodzieja idealnego. Wyczuwał przekręt na kilometr — kolejny cwaniak, który chciał go zmusić do współpracy — ale ciekawość wzięła górę. Połknął haczyk. Pewnej nocy włamał się do wieży Tytanów i wykradł strój.

Od tamtej pory zwali go Czerwonym X'em.

Ah, Tytani. Cóż za ciekawe zbiorowisko. Człowiek z blachy, zielony zmiennokształtny dziwoląg, no i oczywiście wielki pan lider. Podobno to on stworzył ten niesamowity skafander. W sumie to chyba powinien mu podziękować. Na pewno postarał się o wiele bardziej pod względem designu niż przy własnych bojowych gatkach. Czerń i szarość wtapiały się lepiej w otoczenie niż pstrokacizna Robina. Tylko tą białą czaszkę na masce mógł sobie podarować.

Były też dziewczyny. Trzeba było przyznać, że śliczna kosmitka o szmaragdowych oczach trochę zbiła go z tropu. Pozwolił sobie nawet na lekki flirt. Przyjął jednak dzielnie na klatę odmowę (oraz wystrzał laserów prosto z oczu) i nie narzucał się. Mógł być złodziejem, ale nie był kompletnym dupkiem. Jak dziewczyna mówi nie, to znaczy nie i kropka.

Była też i gotka, Raven. O niej słyszał najwięcej. Z całej piątki to jej najbardziej bali się przestępcy. Krążyły plotki, że po spotkaniu z nią niektórzy lądowali na terapii elektrowstrząsami. Przez ten cholerny kaptur nie miał za bardzo jak się jej przyjrzeć, choć bardzo chciał. Na jego szczęście zaklęcia dziewczyny były za długie. Inaczej pewnie rozkwasiłaby go o podłogę i na tym zakończyłby karierę. Potrafiła być groźna.

[Teen Titans] Gdy śpiewają kruki ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz