Część I

6 1 0
                                    

Stanisław przez cały dzień czuł, że coś się z nim dzieje, ale teraz wystąpiły mu na czole grube krople potu, szumiało w głowie i obraz jaki widział zaczął się załamywać. Starsze kobiety siedzące w pierwszych ławkach patrzyły na niego z przerażeniem.

"Oby tylko dotrwać do końca mszy i wrócić do siebie na plebanię"- pomyślał.

-Pan z wami- odśpiewał

-I z duchem twoim- odpowiedzieli mu nieliczni wierni

-Idźcie w pokoju Chrystusa

-Bogu niech będą dzięki

Usłyszał dźwięk dzwonka, ale jakiś taki odległy jakby zza ściany. Spojrzał na ministranta który w ręku trzymał dzwonek i poczuł jak mu się robi jeszcze bardziej gorąco. Przez chwilę wyobrażał sobie nagie ciało chłopca, które ostatnio dotykał i całował. "Jaki on podobny do ojca" - pomyślał. "Biskup zrobił niesamowity żart przysyłając mnie znowu do tego miasteczka" - uśmiechnął się w duchu. Szybko jednak poczuł kolejny i silniejszy zawrót głowy i prawie biegiem zszedł z ołtarza do zakrystii. Czuł na plecach zdumiony wzrok wiernych.

Stanął oparty o szafę z ornatami i oddychał ciężko...

-Pomóż mi się rozebrać i odprowadź na probostwo - rozkazał ministrantowi.

Chłopiec wystraszony, spuszczając oczy pomógł mu zdjąć ornat i odwiesił go do szafy.

Po chwili szli przez ciemny dziedziniec kościelny w kierunku budynku plebanii. Stanisław poczuł lekki wieczorny chłód, który przynosi ulgę jego rozpalonej głowie.

"Może zatrzymać go na godzinkę lub dwie i zrelaksować się" - pomyślał ksiądz Stanisław spoglądając z góry na chłopca. Uśmiechnął się do siebie i mocniej wsparł na jego ramieniu. Oblizał lubieżnie swoje spierzchnięte wargi. Czuł jak dziecko kuli się w sobie i zaczyna drżeć.

Gdy dotarli do plebanii w drzwiach spotkali wychodząca gosposię.

- To ja już idę księże proboszczu- powiedziała i spojrzała wystraszona na chłopca

- Kolacja jest na stole w kuchni, przyjdę jutro rano jak zwykle. Z Bogiem - nie czekając na odpowiedź, odeszła w mrok przyspieszonym krokiem.

- Z Bogiem - wycharczał ksiądz nie swoim głosem. Czuł kolejny przypływ zawrotów głowy i drętwienia ciała. Zirytowało go to, bo miał takie plany na wieczór. Jeszcze raz spojrzał na chłopca, który z nim wchodził w drzwi plebanii i poczuł, że dziś nic z tego. Zbyt źle się czuł.

- Idź do domu - warknął na niego jakby obarczał go winą za swoje złe samopoczucie.

- Z Bogiem - powiedział cichym głosem chłopiec i pobiegł w kierunku domu.

Wszedł chwiejnym krokiem do kuchni i ciężko opadł na krzesło. Czuł suchość w ustach. Sięgnął drżącą ręką po termos z herbatą zostawiony przez gospodynię.

" Mogłem go zatrzymać, zjedlibyśmy razem a potem..."

W tym momencie świat zawirował, zakuło w piersi. Poczuł drżenie całego ciała, czuł, że brakuje mu tchu. Próbował rozpaczliwie zaczerpnąć głębszy oddech. Przez chwilę widział twarze chłopców, których spotykał w swoim życiu. Patrzyli na niego pustym wzrokiem. Zobaczył też roześmianą twarz biskupa, jego drgający od śmiechu brzuch i usłyszał słowa "Wracasz na stare śmieci Stasiu. Niektórzy parafianie pewnie się zdziwią, ale pamiętaj oni nie mają nic do powiedzenia. To stado baranów. To my jesteśmy pasterzami, to my decydujemy."

Poczuł jak jakaś potężna siła szarpnęła jego ciałem w tył przerywając wizje skaczące w jego głowie. Oparcie krzesła niebezpiecznie zatrzeszczało... Chwilę wpatrywał się wytrzeszczonymi oczami w sufit. Miał wrażenie, że ktoś za nim stoi, ale bał się obrócić. Chciał zaczerpnąć powietrza i wtedy ta sama siła pchnęła go gwałtownie do przodu. Uderzył z całym impetem czołem w krawędź solidnego dębowego stołu kuchennego. W ostatnim przebłysku świadomości usłyszał trzask pękających kości. Jego bezwładne ciało upadło na podłogę.

PRESJAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz