Przedmieścia

774 31 12
                                    

   Dzisiejszy dzień zapowiadał się spokojnie i trochę nudno. Wstałem o 17, wsypałem  mojemu kotu karmę do miski i przesiedziałem chyba z 4 godziny z telefonem w ręce. Miałem dziś tak jakby
,,dzień wolny'', więc chciałem by był to leniwy czas i trzymałem się tego planu.

Po czasie zgłodniałem jednak, ale chyba nie tylko ja bo futrzak zaczął krążyć wokół pustego już pojemnika z jej żarciem. Postanowiłem wyjść do sklepu, by kupić coś dla Liry. Sobie jednak zamówiłem pizzę z dowozem do domu. Miała być za około godzinę, przez duży ruch w restauracji.

Z trudem ubrałem dżinsy i jakaś pierwszą-lepszą bluzę. Zanim jednak opuściłem mieszkanie, ogarnąłem je do porządku, żebym nie musiał tego robić jak wrócę. Wziąłem ze sobą: maskę, klucze, telefon i kartę. Opuściłem mój blok i udałem się do żabki.

W sklepie nie było wielu osób i nikt też mnie nie rozpoznał, najprawdopodobniej za sprawą maski. Wybrałem kotku jego ulubioną karmę. Przy kasie stała nawet miła pani, co sprawiło, że wyszedłem ze sklepu z uśmiechem.

Szedłem radosnym krokiem do mojego mieszkania, znajdującego się jakoś 10 minut drogi od sklepu. Musiałem przejść przez sąsiednie blokowisko, ale nie było to dla mnie problemem. Patrzyłem przed siebie i zauważyłem 3 mężczyzn na oko w moim wieku. Z strony, z której stali wydobywało się mnóstwo krzyków. Chcąc, nie chcąc musiałem tamtędy przejść.

— Dasz po dobroci?! — krzyczał jeden z dresów stojących w owej grupce.

Przestraszyłem się wtedy, zwłaszcza, że ta dwójka zaczęła bić pozostałego.

— Zostawcie go! — podszedłem do nich i krzyknąłem odważnym głosem.

Patusy zaczęły coś krzyczeć w moja stronę, ale obaj byli ode mnie niżsi, więc nie dałbym im się zdominować. Gdy zauważyli, że się nie boje uciekli. Dopiero wtedy zauważyłem kto był ich ofiarą...

— Matko! Michał nic ci nie jest?! – podbiegłem do chłopaka – Może wezwiemy karetkę albo policję?

— Nie!

— Ale jesteś cały poobijany!

— Dzięki, ale poradzę sobie.

Wkurzony chłopak odwrócił się i chciał odejść ale potknął się. Złapałem go wtedy, by nie upadł.

— Hej! Nie zostawię cię teraz, ktoś się musi tobą zająć! – Mata tylko pokiwał głową, ale czułem, że nie jest zadowolony z takiego rozwiązania – Mieszkam niedaleko, chodźmy tam.

Twarz Matczaka była cała we krwi. Bałem się o niego. Widać jednak było, że nie chce pokazać słabości. Po jakiś 5 minutach byliśmy w mieszkaniu.

— Usiądź na kanapie. Ja wezmę apteczkę i zaraz przyjdę.

Zrobiłem to, co powiedziałem. Klęknąłem przy nim. Chłopak rozglądał się po pokoju. Z jego nosa płynęła krew, więc pochyliłem jego twarz do przodu.

— Co ci zrobili? Boli cię coś?

— Trochę głowa mnie boli...

— Na pewno nie chcesz tego gdzieś zgłosić? – w tym momencie chłopak mi przerwał.

— Nie chcę.

— A może lekarz by cię zobaczył? Nie musisz mu mówić co się stało.

— Chcesz pomóc, czy jak?

Skąd te jego złośliwości? Martwiłem się przecież. Mógłby to docenić. Chociaż właśnie został napadnięty, więc nie będę od niego nic teraz wymagał.

WWA // Mata x Jan rapowanie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz