Rozdział I

7 0 0
                                    

          Uchylił się ledwo umykając nadlatującej strzale. To był Reven, ćwiczyli o brzasku, jak co dzień wstawali o świcie, zabierając ze sobą jedynie łuk i kolczan. Był rześki, lekko mroźny marcowy poranek, w oddali wznosiły się wciąż skute lodem górskie szczyty, w powietrzu dało się czuć pierwszy powiew zbliżającej się wiosny. Adrien wziął głęboki oddech, wsłuchując się w delikatny szept drzew. W oddali niby wstęgi wiła się rzeka Jormungard o skalistych brzegach i rwącym nurcie, jej wody iskrzyly się w pierwszych promieniach słońca niby srebro.

Ablion jeszcze spał, nieliczni spośród mieszkańców trudzili się poranną pracą, wędrowni tragarze dolin Silmitrionu rozkładali swe stanowiska, obfite w skóry, aksamitna i jedwabie. Przechodząc wąskimi uliczkami dało się poczuć woń świeżego pieczywa. Tutejsi mieszkańcy czcili noc, blask jej gwiazd i księżyca, to w ich świetle przychodzili na świat.

Adrien dobiegł do domu, zostawiając w tyle ćwiczącego Reven. Minął bramę wejściową, której ramy okalały misterne wzory - plecione gałęzie drzew i wyrastające z nich liście. Całość dopełniały kolumny podtrzymujące górną część bramy, które miały imitować pnie i korzenie drzew. Dalej ścieżka biegła w głąb miasta Ablion zwanego miastem pierwszej gwiazdy lub miastem księżycowym. W samym jego sercu wznosiły się wieże pałacu ogromne kolumny z kamienia księżycowego, iskrzące się w jego świetle, i dołu polecone przez gałęzie ostrokrzewu. U podnóża Wielkich Schodów w pierwszych pierwszych pro,iebiach słońca lśniły złota brama - oto siedziba Władcy Elfów - wyzwolonego spod niewoli ludu. Ponad wieżami dało się widzieć czubek świętego drzewa - Drzewa Życia - które rosło tu od pierwszego dnia, kiedy to zaczęto odbudowywać miasto, stało się więc symbolem wolności i wszelkiego istnienia. Jego czerwone liście i opasły pień upstrzony licznymi brunatny - białymi plamami nie był uprzednio nigdzie widziany. Mówiło się, że z tego drzewa pochodziło wszelkie życie i wszelką magia tego świata. Było ono strzeżone w dzień i w nocy tylko nieliczni mogli zbliżyć się do drzewa, nikt nie mógł go dotknąć, albowiem stare legendy przestrzegały przed jego ogromną mocą mogąca zniszczyć każdego śmiałka. Lecz mówiło się, że najpotężniejszych z ludu Władca Elfów - Elnar - tego dokonał, wzmacniając tym samym swą moc.

Adrien stanął przed drzwiami domu okrytego giętkimi gałęziami wierzby, był to mały budynek o spiczastym kształcie, z czubkiem zwieńczonym symbolami słońca i księżyca. Wnętrze było skromnie urządzone, w rogu pokoju znajdowało się wąskie łóżko, na środku stał stół, przy nim krzesło, przez które przewieszone był łuk, kołczan ze strzałami, miecz oraz kilka krótkich sztyletów, naprzeciwko tlil się ogień w małym palenisku, obok stała praktycznie pusta, stara szafa. Adrien usiadł przy stole wysiagając z plecaka butelkę wody i świeże pieczywo, zjadł pośpiesznie i przebrał się w świeże szaty. Chwilę po tym do środka wszedł Reven, z łukiem przewieszonym przez ramię.

-Wybieram się do karczmy, idziesz?

- A mam jakiś wybór? - zapytał ironicznie

Reven był jedyną bliską mu osobą, jego rodzice zginęli podczas Wielkiej Wojny, w bitwie, która rozegrała się na Łąkach Adgaru, byli to niezwykli ludzie niosący w swych sercach odwagę i dumę, zawsze dobrze ich wspominał, niekiedy tęsknota nie pozwalała mu zasnąć. Od najmłodszych lat mieszkał sam, pomogła ,u rodzina Revena, z którym nawiązał niezwykłą bratnią więź, cenniejszą niż więzy krwi. Szli krętą dróżką na wzgórze, Adrien popatrzył w bok na swojego przyjaciela. Zewnętrznie bardzo się różnili, Reven był w soki, miał oczy koloru seledynu, czarne, proste włosy, ubiera się w czerń, podkreślając tym samym swój buntowniczy charakter. Ten drugi był nieco niższy,  miał oczy barwy księżycowego morza - głęboki błękit- brązowe kręcone włosy, nos i policzki upstrzone piegami, na szyi nosił amulet z gwiazdą polarną, który należał niegdyś do jego matki. Oboje byli w podobnym wieku, niedługo mieli skończyć 18 lat i wejść w dorosłość. Choć ich serca biły w tym samym rytmie różnili się. Reven był pewnym siebie, sarkastycznym porywaczem, ten drugi zaś był spokojnym, wyciszonym indywidulistą lubującym się w księgach i tajemnicach natury.

Stanęli u stóp wzgórza, gdzie to mieściła się karczma "Pod pierwszą gwiazdą", weszli do rozświetlonego białymi lampami wnętrza. Przy stolikach siedziało tylko kilku mieszkańców z racji na dość wczesną porę, w powietrzu unosił się zapach pieczeni i świeżego pieczywa. Usiedli przy stole w pobliżu starego Elfa, który zatrwożony opowiadał coś wszystkim gością. Skórę miał pomarszcona, upstrzoną plamami czasu, jego srebrne długie włosy iskrzyły się w świetle lamp.

- Najpierw była puszcza - opowiadał

- dzika i nieokiełznana, będąca postrachem dla ludów wędrownych. Jej żyzne ziemie przywódcy tu ród Galadrina, któremu udało się okiełznać drzewa, wygnać pradawnych cienie wgłąb Azgaru. Wkrótce potem w blasku pierwszej gwiazdy przyszła nnad świat jego córka - Astelia - o jasny obliczu.
Astelia kochała wędrówki między drzewami niegdyś mrocznej puszczy, rozmawiała z drzewami, leczyła toczące je choroby,  znało ją każde leśne stworzenie, przemawiał do wód bystre strumienia, pod jej bosiymi stopami drżały kamienie i głazy.  Była potężna, co bywa zgubne. Ale jej udało się okiełznać nadaną q blasku gwiazd moc, jaśniejącą nieskazitelną bielą.
W przeddzień jej 18 urodzin zabrzmiał ostrzegawcze rogi, wzniesiono alarm. Miasto u stóp puszczy zadrżało w posadach, cień zd południa, dawno zapomniany szeptał o nadchodzącej zagładzie. Runęły mosty, stropy i ołtarze. Nie mogliśmy się uwolnić.  Nieliczni z nas uszli z życiem.
Ród Galadrina umarł wraz z Astelią. Tak sądzono. Zostały tylko ruiny, na których wznosi się dzisiejszy Ablion.
Ludzie szeptają o cieniu w górach, głęboko na południu, mówią o tajemniczym głosie, wieści przemierzają traktaty - coś nadchodzi.

- Co to może oznaczać - szepnął Adrien

-Nic. Zwykła czcza gadanina starca. - odparł Reven

Wtem wzrok starca spoczął na nich, wpatrywał się zamglobymi,  szarymi oczami, był ślepy pomyśleli.

-Ale nie głuchy, jeszcze nie - odparł stary elf

-Zaprawdę powiadam przyjdzie dzień, kiedy to niewidzący zaczną widzieć, lecz wtedy będzie zbyt późno.

Wstał i opierając się o laskę, pokuśtykał do wyjścia.

-Bardzo dziwne, bardzo dziwne... - powiedział Adrien

-Myślę, że po prostu chciał nas nastrzaszyć. - powiedział Reven

Po tym jak juz coś zjedli wyszli pośpiesznie, mijając kilka elfickich kobiet kobiet ich wieku. Reven obdarzył je zwiadiackim uśmiechem.

- Dzień dobry drogie panie - powiedział

Elfki zarumienily się, chichotając.
Adrien przewrócił oczami, targając włosy Revena.

- Pośpieszmy się, jeśli nie chcemy tego przegapić.  - powiedział

Mężczyźni pobiegli w stronę pałacu,  wspięli się po stropie na jedną ze strzelistych wież.
Na placu, gdzie rosło Drzewo Życia zebrały się nadworne elfy. Wtem rozbrzmiały dźwięczne rogi, władca dołączył do dworzan ubrany ubrany zwiewne biało - złote szaty, wieńczy na głowie z symbolami księżyca i gwiazd. Zabrzmiały delikatne głosy elfów.

                                Szepty w mrocznej puszczy,
                                coś nadchodzi. Drżą kamienne mosty.
                                Jęczy gałęzie sosen. Wieża na południu
                                Roztacza gęsty mrok. Coś nadchodzi.
                                Blask jetrzenki to nasz ratunek.
                                Nie ugniemy się.

Była to pieśń czczą poległych elfów podczas Wielkiej Wojny. Gdy uroczystość dobiegła końca Adrien i Reven zeszli z wieży by udać się do puszczy na zwiad.




To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 27, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Miasto pierwszej gwiazdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz