David Gilkenly wjeżdżał właśnie na CarZone swoim czarnym lambo. Cieszył się, że warsztat działa momentami jak myjnia, bo biedna tapicerka i siedzenia były ubrudzone sosem i makaronem. Miał za zadanie odwieźć swojego siwowłosego ,,braciszka'' na apartamenty, wolał jednak się zająć swoim ukochanym jedzeniem więc dał Erwinowi prowadzić. Docierając na parking obok mieszkań nie mieli maski, lusterek, tylnych drzwi i się dymili, zostawił tam mężczyznę i trafił tutaj. Zaparkował auto.
- Dzień dobry, można? - Zwrócił na siebie uwagę mechanika.
- Dzień dobry, robi się. - Pracownik wziął się za naprawę auta.
Ciszę w warsztacie przerwały dźwięki syren, rozwalona Corvetta zatrzymała się przy wjeździe blokując wjazd i wyjazd. Gregory Montanha uchylił drzwi wypadając z pojazdu. Trzymał się za krwawiący bok ciała ciężko oddychając, jego oliwkowa skóra straciła wszelkie kolory. Brązowowłosy powoli podszedł do policjanta próbując mu pomóc.
- Montanha nie odpływaj, słyszysz? - Nie otrzymał odpowiedzi. Stwierdził, że czas na pobudzenie brązowookiego. - Słyszysz? - Krzyknął głośno do ucha policjanta.
Zauważył jak mężczyzna lekko otwiera oczy, lecz wciąż niezbyt kontaktował. Mężczyzna w kaszkiecie ściągnął z siebie koszulkę przykładając do rany starszego. Wziął go na ręce ruszając na parking skąd wyjął Sultana, usadził rannego na miejscu pasażera ruszając na szpital. Co mu odbiło, by pomagać tej policyjnej kurwie. Oszalał. Musiał zachować pozory przed samym sobą, docierając do szpitala stanął przed medykami i upuścił jego ciało pod ich nogi. Upadło z głośnym trzaskiem na podłogę.
- Postrzelony Rambo, nic niezwykłego. - Skomentował tylko po czym wrócił po Lambo na warsztat. Była 9 rano i strasznie mu się nudziło, a wiadomo nic nie rozluźnia tak jak tracker. Na jego szczęście mało osób o tej godzinie było na nogach więc nie musiał czekać w kolejce na rozrywkę. ,,Calico GTF'' w okolicach doków, powinno być łatwo je znaleźć.
Jeździł 8 minut i w końcu znalazł, zwytrychował pojazd i ruszył przed siebie. Miał przy sobie broń ale nie martwił się, policjantów jest mało o tej porze i rzadko reagują na tak małe sprawy. Minęły trzy minuty od wejścia do auta, przejeżdżał właśnie obok kwadraciaka, gdy od lusterek odbiły się czerwono-niebieskie światła rażąc go w oczy. Opadła mu szczęka kiedy zauważył na miejscu kierowcy Gregory'ego. Wiedział, że nie bez powodu jest nazywany terminatorem ale to już była przesada, 20 minut temu ledwo żył.
- Stój! LSPD nakazuje ci się zatrzymać! - Basowy głos przekrzykiwał warkot silników i syreny policyjne. Z skradzionego pojazdu dało się usłyszeć równie głośny śmiech i przedrzeźnianie policjanta.
Montanha od razu wiedział kto jest za kierownicą, nie mógł oczywiście wpisać tej osobie notatki ani czegokolwiek udowodnić póki nie zdejmie maski lub zdobędzie dowodu. David na nieszczęście drugiego był dobrym kierowcą i tylko cud mógł sprawić, że nie ucieknie. Jednak większość życia Grzesia i to, że w ogóle żyje to cud, właśnie tak auto jakiegoś pionka ze Spadiniarzy wjechało z dużą prędkością w pojazd uciekającego. Mocno uderzył głową w kierownicę i szybę, w jego uszach rozniósł się pisk, a mężczyzna przez paręnaście sekund nie wiedział co się dzieje. Pisk w uszach się uspokoił, a mężczyzna dotknął dłonią rozbitej głowy.
- Sss. - Syknął z bólu, spojrzał na dłoń poplamioną jasno czerwoną cieczą. Wysiadł z pojazdu i od razu został poddany przez wyższego, podniósł ręce.
- Ładna koszula swoją drogą, taki styl mi odpowiada. - Zagadywał Kapitan podczas zakuwania drugiego. - Wpada w moje gusta.
- A co to, Erwinek już nie wystarcza, że do mnie Pan Grzegorz próbuję? - Pytał z uśmiechem młodszy, nie chciał się przyznać ale podobało mu się to co słyszał, a szczególnie od kogo słyszał.
CZYTASZ
Blachara//MONKEnly
Romance- No, no. Nie chciałbyś zmienić mi biegów? - Ale to automat jest przecież, to o co chodzi? - Podpuszczał właściciela auta.