Z czym kojarzy Ci się dom?

Z ciepłem, miłością, zaufaniem? 

Mnie też, ale poza tym... ze stratą. 

Cofnijmy się 5 lat wstecz...

Wystrojona i pewna siebie schodziłam po schodach do kuchni we własnym domu. Tydzień wcześniej obchodziłam dziewiętnaste urodziny, a w tym tygodniu mój brat stwierdził, że każda WIELKA impreza potrzebuje poprawin. No, więc oto jest wielka impreza. 

Ubrana w czarną satynową sukienkę do połowy uda z głębokim dekoltem i rozporkiem na udzie siedzę na schodach w ogrodzie, które prowadzą do altanki. 
Kilka chwil wcześniej rozmawiałam z Laurą i Deserii, z moimi przyjaciółkami.
Zawsze na początku imprezy rozmawiałyśmy o tym, kogo unikać. 
Nasz numer jeden... ON... Przystojny, szatyn. Wysportowany, ciemne oczy, ciało boga i najgorsze co mogło się stać... przyjaciel mojego brata i to najlepszy przyjaciel. 
Najgorszy kandydat według nich...
Największa pokusa dla mnie...

Teodor...
Teo...

Facet moich marzeń. Zresztą nie tylko moich.
Teo to najlepszy przyjaciel mojego o dwa lata starszego brata. Razem na imprezę, do baru, siłowni i na motor. Trzy tygodnie przed moimi dziewiętnastymi urodzinami wpadli do knajpy i chwycił mnie w ramiona zanim zbyt nachalny blondyn wziął mnie na kolana, a później prawie do pokoju obskurnego motelu 50 metrów od klubu. 

Nie będę kłamała. Teodor był moim ideałem od momentu gdy pierwszy raz w swoim życiu pomyślałam o facecie w kategorii FACET, a nie ziomek pryszczatego brata, który będzie mi dokuczał. 

Był ideałem... nie tylko moim. 
Był ideałem, każdej dziewczyny która kiedykolwiek  zwróciła na niego uwagę. 
Krążyły o nim legendy... 
Każda opowiadała o nocy z nim, o romansie... 
Co więc było ze mną nie tak?

Ja? 
Zawsze pewna siebie chłopczyca, siedziałam na jego kolanach, całując  się jak nigdy wcześniej. Patrzyłam w jego piękne czekoladowe oczy tak ciemne jak moje... Chociaż nie. Jego były w kolorze gorzkiej czekolady, piękne ale nie oszukujące, że wniosą słodycz do mojego życia... oraz moje mleczne liczące, że czeka na nie słodycz życia z idealnym mężczyzną. 

///

Piłam prosecco na balkonie mieszkania, które miałam opuścić kolejnego dnia. Bałam się. Każda z nas by się bała. Po 5 latach miałam wrócić do rodzinnego miasta na ślub mojego brata.
Nie jestem egoistką. 
Spokojnie.
Ślub mojego brata to była ta część mojej wizyty, która napawał mnie szczęściem, ale była jeszcze ta druga część mnie. Zakompleksiona dziewiętnastolatka, która bała się spotkania ze swoją nastoletnią miłością. 
Pamiętam jak dziś jego ciepłe, smakujące whisky wargi na moich, jego oczy, który zdawały się czytać, ze mnie jak z otwartej księgi oraz najgorsze... jego słowa:
- JESTEŚ WSZYSTKIM CZEGO POTRZEBUJĘ- słowa o których marzyłam. 

Nie to nie jest kolejna historia o tym, gdy dziewczyna ucieka, żeby brat się nie zdenerwował. Mój brat byłby szczęśliwy, gdyby dowiedział się o moim związku z jego najlepszym przyjacielem. 

Pytacie, więc dlaczego?

Odpowiedź jest prosta i żenująca. Jako młoda i kierująca się opinią przyjaciółek małolata stwierdziłam, że chciał mnie wykorzystać... Właściwie, że mnie wykorzystał bo to On był facetem, który mógł nazywać się moim pierwszym. 
Chociaż czy wykorzystał to właściwe słowo? 
To nie on uciekł z łóżka. 
To ja uciekłam, zmieniłam numer i zabroniłam bratu mówić o tym co się u mnie dzieje.

BYŁAM TCHÓRZEM, a już za kilka godzin miałam spojrzeć w  jego oczy przy ołtarzu. 

Powód?

Ślub mojego brata i Alison czyli mojej nowej i jedynej przyjaciółki...



................................................................................................................................................................

To chyba początek nowej historii 

Co by było gdyby...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz